Kiedy kilkanaście lat temu przejmował pan bankrutujące Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego, spodziewał się pan, że dzisiaj pociągami i tramwajami PESA będą jeździli Niemcy, Włosi i Rosjanie?
To tak, jakby pytano pływaka, którego wyrzucili nagle na sam środek oceanu. Wtedy bardziej myśli się o tym, jak przeżyć, a nie o tropikalnej wyspie z palmami. Walczyliśmy wtedy o byt, o jutro. Mieliśmy skromne spotkania pracownicze, w Wigilię łamaliśmy się opłatkiem, a ja nie byłem w stanie powiedzieć ludziom, czy w nowym roku będziemy jeszcze istnieli. Miałem 1,8 tys. pracowników, którzy nie wiedzieli, co będą robili za miesiąc.
A dzisiaj?
Gdy mówię o takich początkach PESA, nikt nie chce wierzyć. Teraz patrzymy w przyszłość z perspektywą pięciu-dziesięciu lat. Roczne obroty sięgają 1,5 mld zł, czyli 25 razy więcej niż jeszcze kilkanaście lat temu. Kiedy goście z Niemiec przyjeżdżają oglądać naszą bydgoską fabrykę, łapią się za głowy. Wszyscy powtarzają, że zupełnie w niczym nie odbiegamy od niemieckiego Siemensa czy kanadyjskiego Bombardiera.
Jak z nimi rywalizujecie?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.