Kiedy myślę o dzisiejszej Polsce, myślę o Lampedusie. To niewielka włoska wysepka między Maltą a Tunezją, u której wybrzeży corocznie tonie wiele łodzi z setkami imigrantów. Opowiadał mi kiedyś kapitan żeglugi morskiej, że te liczne zatonięcia wywoływane są celowo. Istnieje bowiem przepis w prawie morskim, który nakazuje krajowi, na którego wodach terytorialnych tonie łódź, obligatoryjne przyjmowanie rozbitków, łącznie z nadaniem im prawa stałego pobytu. Kiedy więc łódź wpływa na wody terytorialne pożądanego państwa, świadomie się ją rozhuśtuje i zatapia, licząc na wyłowienie i płynące z niego korzyści.
Otóż dzisiejsza Polska jest taką właśnie łodzią, a Lampedusą – do której brzegów należy dotrzeć nawet po trupach – władza nad nią. Huśtanie polską łajbą, jakiego doświadczamy od 2005 r. (kiedy się okazało, że Jarosław Kaczyński i Donald Tusk oszukali społeczeństwo, nie wypełniając powszechnego oczekiwania na powołanie wspólnego rządu PO i PiS), nasilone przez kolejne konflikty ambicjonalne obu polityków (przy wyborach w 2007 r., w sporze kompetencyjnym na arenie międzynarodowej itp.) i podniesione do potęgi przez tragedię smoleńską (w której i po której Tusk i Kaczyński popełnili i popełniają serię kolejnych fauli) jeszcze do niedawna mogło się wydawać osobliwą, ale jednak skuteczną strategią polityczną; z jednej strony trzymało w dyscyplinie podległych obu kapitanom marynarzy z PO i PiS (żądnych łupów, dziewic i rumu), a z drugiej – nas, pasażerów (którzy widzą w majaczącej na horyzoncie wyspie stabilny ląd nadziei, spokoju i dobrobytu), hibernowało w aktywności wyczekiwania na lepsze. Dziś jednak widać jak na dłoni, że sterowanie Polską poprzez nieustanny konflikt dwóch demiurgów – który opłaca się i Tuskowi, i Kaczyńskiemu, bo od ośmiu lat trzyma ich na mostku kapitańskim polskiej polityki – zupełnie nie opłaca się Polakom. Łódź została już tak rozchwiana, że bierze wodę przez burty i naprawdę bliski jest czas, kiedy pójdzie na dno. I będzie to pierwszy przypadek w historii, kiedy naród zatonie na spokojnym morzu dziejów wyłącznie z tego powodu, że – namówiony przez swoich przywódców – sam wywrócił łódkę.
Martwy Polak po szkodzie – tak brzmi prawdziwa wersja przysłowia, które sarmacka tromtadracja ukrzywdziła, wciskając weń falsyfikujące słowo „mądrość”. Mądrość i polskość nie mieszkają w jednym domu, bo u nas Gaweł zawsze rozpieprzy z hukiem meble w drobny mak, a Paweł naszcza mu przez sufit na pobojowisko. Problem w tym, że nie mieszkają sami. Fredro zapomniał wspomnieć, że Paweł i Gaweł odpowiedzialni są za wiele milionów rodaków, którzy ich do swojego domu wpuścili. Bo ów dom – czyli państwo między Odrą a Bugiem, w którym wszyscy żyjemy – nie jest własnością dwóch megakłótników: Pawła i Gawła, Tuska i Kaczyńskiego, PO i PiS. Oni tu (proszę pozwolić mi przypomnieć prawdę oczywistą, ale zdumiewająco zapomnianą) tylko goszczą. A skoro jesteśmy już przy przysłowiach, przywołajmy zatem jeszcze i to: nie nos dla tabakiery, lecz tabakiera dla nosa.
Otóż właśnie! Platformo i PiS! Panie premierze i panie były premierze! Jesteście tylko tabakierą, niczym więcej! Używamy was, bo zapewnialiście, że potraficie lepiej niż inni oczyścić polski nos z kataru nędzy i zacofania, flegmy zastoju i bierności, smarków oszustwa i nikczemności. Tymczasem od dłuższego czasu okazuje się, że wasze cholerne kichnięcia wymierzone są wyłącznie w siebie, a co gorsza, wywracają polską łódź! Chcecie tonąć, to zabierzcie swoje partyjki i swoją klientelę polityczną, sklejcie sobie tratwę i kichajcie na siebie do woli, ale z dala od Polaków! My chcemy płynąć spokojnie do brzegu. A jeśli chcecie płynąć ciągle z nami, przestańcie szaleć na burtach. I zacznijcie w końcu z sobą ponownie rozmawiać. To jest możliwe, to ciągle – o ile los tego kraju jest dla was ważniejszy niż pompowanie własnego ego – jest jeszcze realne. I niezbędne!
Zdaję sobie sprawę, że te postulaty niosą w sobie przedszkolną naiwność, ale – jak nigdy od 1989 r. – potrzeba nam dziś przedszkolnej wiary, że popękane da się jeszcze skleić. Z pewnością jest wiele rzeczy dotyczących naszej ojczyzny, które Kaczyńskiego i Tuska ciągle łączą – trzeba zacząć głośno je artykułować. Polityka polska A.D. 2013 jest jak pacjent po udarze; nie oczekujmy od niej wyrafinowanej grandilokwencji, ale powolnego przywołania w utraconej pamięci ważnych słów i pojęć – ojczyzna, powinność, odpowiedzialność, poświęcenie, wspólnota, kompromis, jedność, różnorodność, szacunek – wypowiadanych w nadziei znalezienia wspólnego sensu, a nie propagandowego szlagwortu. Wszyscy, którzy się tak dziś agresywnie i nie do końca z naszej winy różnimy – katolicy i ateiści, konserwatyści i liberałowie, patrioci i euroentuzjaści – powinniśmy żywić nadzieję, że ten wspólny sens uda się jeszcze odnaleźć. ■
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.