Prezentując „Wielkiego Liberace” Stevena Soderbergha w Cannes, sprawiał pan wrażenie najszczęśliwszej osoby na festiwalu.
Michael Douglas: Los podarował mi życie. Odzyskałem zdrowie, pracę, radość. Znowu mogłem pojechać na festiwal, i to chyba z najlepszą rolą, jaką mi zaoferowano w całej karierze. U świetnego reżysera, z Mattem Damonem u boku. Myślałem o moich przyjaciołach – aktorze Larrym Hagmanie, muzyku Nicku Ashfordzie. Zdiagnozowano u nich raka w tym samym czasie co u mnie. Nie ma ich wśród nas. Ja żyję. I czuję zapach róż mocniej niż kiedykolwiek.
Podobno Soderbergh od lat myślał o nakręceniu filmu o Liberace?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.