Biała góra

Dodano:   /  Zmieniono: 
W magazynach leży ponad 400 tysięcy ton cukru
Polskie cukrownie sprzedają kilogram cukru za niewiele ponad złotówkę. W hipermarketach kosztuje on mniej niż 1,40 zł. Tak niskich cen nie mieliśmy od wielu lat. Wyprodukowanie kilograma cukru kosztuje 1,7-1,8 zł.

Nic więc dziwnego, że cały sektor cukrowniczy ponosi coraz większe straty - obecnie przekraczają one 100 mln zł rocznie. Jednocześnie w magazynach leży ponad 400 tys. ton cukru. Związkowcy twierdzą, że dociera do nas coraz więcej cukru z zagranicy, głównie z krajów CEFTA, które dotują jego eksport. Na rynek ma również trafiać krajowy cukier z tzw. kontyngentu eksportowego. Tymczasem prywatyzacja cukrowni opóźniona jest o kilka lat, choć ich kupnem poważnie interesuje się dwanaście największych europejskich koncernów cukrowniczych. W Europie Zachodniej produkcja cukru jest bowiem jednym z najbardziej rentownych przedsięwzięć. Na polską branżę cukrowniczą składa się 76 zakładów przetwórczych. Większość zrzeszona jest w spółkach o charakterze holdingów. Ich powstanie - zdaniem cukrowników - wręcz opóźniło restrukturyzację całego sektora. Cukrownicze holdingi są pomysłem poprzedniej koalicji, głównie polityków z PSL, którzy chcieli w ten sposób umocnić swoje wpływy w sferze przetwórstwa rolnego. Za błąd uważa się przekształcenie cukrowni w spółki prawa handlowego. Polskie cukrownictwo uległo przez to rozdrobnieniu. Struktura holdingowa nie pozwalała prowadzić spójnej polityki. Samodzielne cukrownie zaczęły rywalizować między sobą. - Przy wytwarzaniu i sprzedaży tak jednorodnego artykułu, jakim jest cukier, najlepszą strukturą organizacyjną jest koncern - mówi Adam Sebzda, prezes Śląskiej Spółki Cukrowej. Na Zachodzie cukrownia jest tylko jednym, niekoniecznie najważniejszym, elementem koncernu. Znaczną część winy za obecną sytuację cukrownictwa ponoszą także kierownictwa holdingów, które popełniły grzech zaniechania, zwlekając z podejmowaniem jakichkolwiek strategicznych decyzji. W rezultacie w polskich cukrowniach od dwóch lat nie przeprowadzono żadnych inwestycji. Brakuje im nawet pieniędzy na konserwację urządzeń. Nie wiadomo, czy wszystkie cukrownie zdołają się przygotować do najbliższej kampanii. Wiele ma nadal zapełnione magazyny. Trudna sytuacja zmusiła kierownictwa niektórych zakładów do sprzedaży zapasów znacznie poniżej kosztów produkcji. Formalnie jest to zabronione, gdyż cukru własnej produkcji nie wolno sprzedawać poniżej ceny minimalnej, czyli 1,71 zł za kilogram. Z naszych informacji wynika, że aby obejść tę przeszkodę, cukrownie wymieniają się zapasami. Sprzedają wówczas po bardzo niskich cenach nie swój towar. Są także cukrownie, które zaniechały zasadniczej działalności, a jedynie handlują przyznanymi im kontyngentami produkcyjnymi. Poza strukturami spółek znajduje się piętnaście cukrowni. Do tej pory sprywatyzowano jedynie dwanaście zakładów. Tymczasem prywatne cukrownie potrafią się lepiej dostosować do warunków rynkowych. Na przykład cukrownia Kościan, wchodząca w skład niemieckiej grupy kapitałowej Pfeiffer und Langen, która skupia też cukrownie w Miejskiej Górce, Gostyniu i Środzie Wielkopolskiej, od roku płaci dostawcom buraków za zawartość cukru, a nie za ich masę, jak czyni 90 proc. polskich producentów. Na potrzeby cukrownictwa pracuje ok. 400 tys. plantatorów, którzy uprawiają ziemię o powierzchni niemal 400 tys. hektarów. Dotychczas produkcja buraków cukrowych jako jedna z nielicznych gałęzi polskiego rolnictwa przynosiła dochód. Dziś większość plantatorów obawia się nawet utraty źródła utrzymania. Jednym ze sposobów na zmniejszenie zapasów cukru jest ograniczenie kontyngentów produkcyjnych. Tymczasem w poprzednich latach rząd pod naciskiem producentów doprowadził do ich podwyższenia. - To były strzały samobójcze - mówi pragnący zachować anonimowość prezes podupadającej cukrowni. Na zwiększenie kontyngentów nalegali także pośrednio przyszli inwestorzy, których interesuje nie tylko kupno cukrowni, ale przede wszystkim uzyskanie jak największych udziałów w polskim rynku. - Aby inwestycja w polskie cukrownie była dla nas opłacalna, powinniśmy uzyskać kontyngent przynajmniej na 200 tys. ton cukru rocznie - mówi wprost Pierre Moraillon, prezydent francuskiego koncernu Saint Louis Sucre, zainteresowanego zakupem udziałów wszystkich cukrowni wchodzących w skład Śląskiej Spółki Cukrowej. Producenci liczą również na to, że z pomocą państwa uda się im sprzedać nadwyżki za granicę, przede wszystkim do państw byłego Związku Radzieckiego. Pomoc państwa należy rozumieć jako dotowanie eksportu. Tak czyni się w Unii Europejskiej, chroniącej ponadto swój rynek cłami zaporowymi. - Jedynym ratunkiem dla naszego cukrownictwa jest możliwie jak najszybsza prywatyzacja, jeszcze przed jesiennymi zbiorami buraków, oraz regulacja rynku - mówi prezes Sebzda. Regulacja oznacza zrównanie popytu na cukier z jego podażą. Aby można było tego dokonać, muszą zniknąć zapasy z poprzednich lat. Spadnie to na barki przyszłych prywatnych inwestorów. Ponadto będą musieli nadrobić zaniechania inwestycyjne w cukrowniach. W spółce ze Śląska, uznawanej za jedną z najlepszych, ocenia się je co najmniej na 60 mln zł. W innych spółkach potrzebne będą zapewne znacznie większe nakłady. Niektóre cukrownie wymagają bowiem gruntownej modernizacji. W niektórych wypadkach jedynym rozwiązaniem będzie likwidacja. Mimo to na razie nie brakuje chętnych do zakupu polskich cukrowni. Nie chodzi tu tylko o rynek, który jest jednym z największych w Europie, ale także o dość wysoki poziom technologiczny wielu zakładów. W poprzednich latach Polska specjalizowała się bowiem w budowie zakładów cukrowniczych. Nowsze cukrownie po przeprowadzeniu drobnych prac modernizacyjnych nie będą odbiegać od zachodnich standardów. - Wybudowana przez polskie firmy cukrownia na Węgrzech, należąca obecnie do Saint Louis Sucre, jest jednym z najlepszych zakładów naszego koncernu - mówi Pierre Moraillon. - Wejście Polski do Unii Europejskiej wymaga stopniowego dostosowania polskiego przemysłu cukrowniczego do norm unijnych - ocenia Moraillon. Każdy z inwestorów musi się liczyć z tym, że będzie musiał zmodernizować sterowanie procesami technologicznymi, poprawić parametry techniczne cukrowni, rozbudować magazyny i linie do konfekcjonowania, dostosować zakłady do norm ekologicznych, rozwinąć sieć dystrybucyjną. Czekają go także trudne rozmowy ze związkami zawodowymi na temat polityki wynagrodzeń, gwarancji zatrudnienia, ochrony socjalnej itp. Pierwsze doświadczenia z prywatyzacją polskich cukrowni nie były zbyt zachęcające. W kilku wypadkach doszło do kontrowersyjnych rozstrzygnięć, przy których nie sposób było nie zauważyć ingerencji niektórych polityków poprzedniej koalicji. Pojawiły się i inne problemy. Koncern British Sugar Overseas, który kupił jeden z najnowocześniejszych zakładów cukrowniczych (w Glinojecku), musiał wyłożyć na jego modernizację ok. 100 mln zł. Brytyjski właściciel natrafił jednak na takie same trudności jak inni cukrownicy - nie mógł sprzedać całości wyprodukowanego towaru. Cukrownia znalazła się na skraju bankructwa. Glinojeck nie jest jednak najlepszym przykładem ilustrującym sytuację polskiego cukrownictwa, gdyż zakład wybudowano pod koniec lat 70. z dala od dostawców buraków. Polskim sektorem cukrowniczym poważnie interesuje się kilkanaście zagranicznych koncernów oraz firmy z Polski, m.in. centrala handlowa Rolimpex. Niemiecki Pfeiffer und Langen - podobnie jak francuski Saint Louis Sucre - chciałby uczestniczyć w prywatyzacji Śląskiej Spółki Cukrowej. Zabiegają o to również Sud Zucker z Niemiec oraz Eridania Beghin Say z Francji. Cukrownia z Opalenicy znalazła się w rękach Rolimpeksu i BGŻ, które obecnie negocjują z Nord Zucker. Danisco Sugar zamierza przejąć grupę cukrowni Pelplin, Pruszcz Gdański, Nowy Staw i Malbork. Właściciel cukrowni Grabów - brytyjski koncern Tate & Lyle - zamierza kupić kilka innych lubelskich fabryk. Negocjacje z Ministerstwem Skarbu prowadzą także holenderski koncern Corporatia Cosom oraz polsko-duńska grupa Roldan. W gronie zainteresowanych są również banki, np. BGŻ, Bank Handlowy, Bank Rozwoju Cukrownictwa, PBK oraz EBOiR. Obecnie w Ministerstwie Skarbu trwają procedury dotyczące wyboru doradcy prywatyzacyjnego, który ma się zająć m.in. aktualizacją danych przygotowanych przez poprzedniego doradcę. W ramach każdej spółki zostaną wyodrębnione przeznaczone do sprzedaży tzw. grupy regionalne. Ostatnia z nich ma zostać sprzedana w drugim lub trzecim kwartale 2000 r. Czy jednak cukrownie przetrwają do tego czasu?
Więcej możesz przeczytać w 23/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.