Rozmowa z JANEM KUŁAKOWSKIM, sekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, pełnomocnikiem rządu ds. negocjacji o członkostwo RP w Unii Europejskiej
Andrzej Szoszkiewicz: - Do jakiego etapu doszliśmy w naszych negocjacjach z Unią Europejską?
Jan Kułakowski: - Dotychczas zamknęliśmy siedem rozdziałów - tyle, ile inne kraje oprócz Cypru. Do końca tego półrocza chciałbym do tej listy dołożyć jeszcze dwa, trzy dodatkowe tematy, wśród których mogłaby się znaleźć wspólna polityka zagraniczna i bezpieczeństwa. W tej kwestii ze strony Polski nie ma żadnych problemów, lecz w załatwieniu tej sprawy przeszkadza nam konflikt wewnętrzny w unii dotyczący Cypru.
- Jakim wynikiem chciałby pan zamknąć ten rok?
- Do końca listopada chcemy przedstawić wszystkie stanowiska negocjacyjne. W ten sposób pojawiłaby się szansa na to, by całość problematyki znalazła się na stole rokowań podczas szczytu Rady Europejskiej w Helsinkach w grudniu tego roku. W następnym półroczu powinniśmy zamknąć negocjacje w kolejnych obszarach. Podczas prezydencji portugalskiej, w pierwszym półroczu 2000 r., chcielibyśmy całkowicie oczyścić przedpole, czyli zamknąć rokowania we wszystkich zagadnieniach, które nie sprawiają większych problemów. Tematy najtrudniejsze zostawimy na drugie półrocze 2000 r.
- Czy wyczuwa się już rywalizację między poszczególnymi kandydatami?
- Konkurencja jest, ale chodzi nam o to, by była ona cywilizowana, nie zaś dzika. Dlatego odbywają się regularne spotkania sześciu głównych negocjatorów, podczas których nie dyskutujemy o stanowiskach negocjacyjnych, lecz uzgadniamy rytm negocjacji - głównie w odniesieniu do terminu przekazywania stanowisk i ich liczby. Ponadto przygotowujemy spotkania ekspertów, którzy mają zweryfikować, jakie różnice są między nami. Odbyły się już narady na temat ochrony środowiska, sektora bankowego i zamówień publicznych.
- Czy procedury stosowane przy wypracowywaniu stanowisk negocjacyjnych różnią się w poszczególnych państwach?
- Zarówno u nas, jak i na Węgrzech stanowiska negocjacyjne muszą być przyjęte przez Radę Ministrów. W Czechach po zatwierdzeniu ich przez ministra spraw zagranicznych akceptacja całego rządu nie jest konieczna. Natomiast w Słowenii każde stanowisko negocjacyjne musi przyjąć parlament.
- Dwa tygodnie temu Szwecja chciała zablokować negocjacje w telekomunikacji.
- Dyskutowałem na ten temat ze Szwedami i przedstawicielami prezydencji niemieckiej. Mimo że nie ustąpiliśmy z naszego stanowiska, udało się załagodzić konflikt. Stając w obronie firmy Ericsson, Szwedzi zostali zapędzeni w kozi róg, gdyż wszystkie pozostałe państwa członkowskie ich nie poparły. Problem polegał więc na tym, aby Szwedzi mogli się wycofać na podstawie przekazanej im przez nas interpretacji naszego stanowiska. Nie mogliśmy doprowadzić do niebezpiecznego precedensu, żeby problem wywołany przez prywatną firmę zablokował nasze negocjacje członkowskie. Gdybyśmy teraz ustąpili, w przyszłości zostalibyśmy zalani żądaniami ze strony innych przedsiębiorstw. Byliśmy zdecydowani nie ustąpić, nawet gdybyśmy przez to nie mogli zamknąć rokowań w telekomunikacji.
- Coraz częściej słychać w Brukseli, że problemy z naszym rolnictwem mogą opóźnić termin wstąpienia Polski do unii...
- Sprawa rolnictwa mogłaby zaważyć na terminie naszego wejścia do UE, gdybyśmy upierali się przy członkostwie bez okresów przejściowych. Moim zdaniem, powinniśmy utrzymać termin naszej gotowości do przystąpienia do unii (rząd wyznaczył go na 31 grudnia 2002 r.) i przewidzieć wiele okresów przejściowych w pewnych segmentach rolnictwa. Wątpię, że otrzymamy z Brukseli wystarczająco dużo pieniędzy na restrukturyzację wsi i rolnictwa. Będziemy musieli rozłożyć w czasie dostosowanie się w tej dziedzinie. Czy uda nam się wynegocjować korzystne dla nas okresy przejściowe, które nie wstrzymałyby pomocy ze strony Unii Europejskiej? To będzie kluczowy element negocjacji poświęconych rolnictwu.
- Czy konflikty z Brukselą dotyczące węgla, stali czy jogurtów wpływają na rytm negocjacji?
- Nie bezpośrednio. Problemy ze stalą, węglem itp. dotyczą układu stowarzyszeniowego, nie odnoszą się zaś bezpośrednio do negocjacji członkowskich. Nie przeczę, iż w pewien sposób rzutują na obecne rokowania, gdyż unia wypomina nam przy różnych okazjach, że nie przestrzegamy zobowiązań stowarzyszeniowych - jest to jednak ich interpretacja, nie zaś nasza.
- Czyżby pojawił się deficyt zaufania?
- W Unii Europejskiej istnieje świadomość ogromu zadań, które przed nami stoją. W Brukseli wielokrotnie pytano mnie, czy damy sobie radę. Podkreślano, że doświadczenia z negocjacji są pozytywne, lecz istnieją wątpliwości co do naszych możliwości implementacji unijnego prawodawstwa. Ważne jest także, żeby wszyscy ministrowie trzymali się stanowisk negocjacyjnych przyjętych przez Radę Ministrów. Zdarzało się, że ministrowie proponowali projekty nowelizacji ustaw sprzeczne ze stanowiskami negocjacyjnymi. Są to sprawy drażliwe, choć na szczęście należą do wyjątków.
Jan Kułakowski: - Dotychczas zamknęliśmy siedem rozdziałów - tyle, ile inne kraje oprócz Cypru. Do końca tego półrocza chciałbym do tej listy dołożyć jeszcze dwa, trzy dodatkowe tematy, wśród których mogłaby się znaleźć wspólna polityka zagraniczna i bezpieczeństwa. W tej kwestii ze strony Polski nie ma żadnych problemów, lecz w załatwieniu tej sprawy przeszkadza nam konflikt wewnętrzny w unii dotyczący Cypru.
- Jakim wynikiem chciałby pan zamknąć ten rok?
- Do końca listopada chcemy przedstawić wszystkie stanowiska negocjacyjne. W ten sposób pojawiłaby się szansa na to, by całość problematyki znalazła się na stole rokowań podczas szczytu Rady Europejskiej w Helsinkach w grudniu tego roku. W następnym półroczu powinniśmy zamknąć negocjacje w kolejnych obszarach. Podczas prezydencji portugalskiej, w pierwszym półroczu 2000 r., chcielibyśmy całkowicie oczyścić przedpole, czyli zamknąć rokowania we wszystkich zagadnieniach, które nie sprawiają większych problemów. Tematy najtrudniejsze zostawimy na drugie półrocze 2000 r.
- Czy wyczuwa się już rywalizację między poszczególnymi kandydatami?
- Konkurencja jest, ale chodzi nam o to, by była ona cywilizowana, nie zaś dzika. Dlatego odbywają się regularne spotkania sześciu głównych negocjatorów, podczas których nie dyskutujemy o stanowiskach negocjacyjnych, lecz uzgadniamy rytm negocjacji - głównie w odniesieniu do terminu przekazywania stanowisk i ich liczby. Ponadto przygotowujemy spotkania ekspertów, którzy mają zweryfikować, jakie różnice są między nami. Odbyły się już narady na temat ochrony środowiska, sektora bankowego i zamówień publicznych.
- Czy procedury stosowane przy wypracowywaniu stanowisk negocjacyjnych różnią się w poszczególnych państwach?
- Zarówno u nas, jak i na Węgrzech stanowiska negocjacyjne muszą być przyjęte przez Radę Ministrów. W Czechach po zatwierdzeniu ich przez ministra spraw zagranicznych akceptacja całego rządu nie jest konieczna. Natomiast w Słowenii każde stanowisko negocjacyjne musi przyjąć parlament.
- Dwa tygodnie temu Szwecja chciała zablokować negocjacje w telekomunikacji.
- Dyskutowałem na ten temat ze Szwedami i przedstawicielami prezydencji niemieckiej. Mimo że nie ustąpiliśmy z naszego stanowiska, udało się załagodzić konflikt. Stając w obronie firmy Ericsson, Szwedzi zostali zapędzeni w kozi róg, gdyż wszystkie pozostałe państwa członkowskie ich nie poparły. Problem polegał więc na tym, aby Szwedzi mogli się wycofać na podstawie przekazanej im przez nas interpretacji naszego stanowiska. Nie mogliśmy doprowadzić do niebezpiecznego precedensu, żeby problem wywołany przez prywatną firmę zablokował nasze negocjacje członkowskie. Gdybyśmy teraz ustąpili, w przyszłości zostalibyśmy zalani żądaniami ze strony innych przedsiębiorstw. Byliśmy zdecydowani nie ustąpić, nawet gdybyśmy przez to nie mogli zamknąć rokowań w telekomunikacji.
- Coraz częściej słychać w Brukseli, że problemy z naszym rolnictwem mogą opóźnić termin wstąpienia Polski do unii...
- Sprawa rolnictwa mogłaby zaważyć na terminie naszego wejścia do UE, gdybyśmy upierali się przy członkostwie bez okresów przejściowych. Moim zdaniem, powinniśmy utrzymać termin naszej gotowości do przystąpienia do unii (rząd wyznaczył go na 31 grudnia 2002 r.) i przewidzieć wiele okresów przejściowych w pewnych segmentach rolnictwa. Wątpię, że otrzymamy z Brukseli wystarczająco dużo pieniędzy na restrukturyzację wsi i rolnictwa. Będziemy musieli rozłożyć w czasie dostosowanie się w tej dziedzinie. Czy uda nam się wynegocjować korzystne dla nas okresy przejściowe, które nie wstrzymałyby pomocy ze strony Unii Europejskiej? To będzie kluczowy element negocjacji poświęconych rolnictwu.
- Czy konflikty z Brukselą dotyczące węgla, stali czy jogurtów wpływają na rytm negocjacji?
- Nie bezpośrednio. Problemy ze stalą, węglem itp. dotyczą układu stowarzyszeniowego, nie odnoszą się zaś bezpośrednio do negocjacji członkowskich. Nie przeczę, iż w pewien sposób rzutują na obecne rokowania, gdyż unia wypomina nam przy różnych okazjach, że nie przestrzegamy zobowiązań stowarzyszeniowych - jest to jednak ich interpretacja, nie zaś nasza.
- Czyżby pojawił się deficyt zaufania?
- W Unii Europejskiej istnieje świadomość ogromu zadań, które przed nami stoją. W Brukseli wielokrotnie pytano mnie, czy damy sobie radę. Podkreślano, że doświadczenia z negocjacji są pozytywne, lecz istnieją wątpliwości co do naszych możliwości implementacji unijnego prawodawstwa. Ważne jest także, żeby wszyscy ministrowie trzymali się stanowisk negocjacyjnych przyjętych przez Radę Ministrów. Zdarzało się, że ministrowie proponowali projekty nowelizacji ustaw sprzeczne ze stanowiskami negocjacyjnymi. Są to sprawy drażliwe, choć na szczęście należą do wyjątków.
Więcej możesz przeczytać w 23/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.