Janina Rzepka pod koniec listopada zdała egzamin czeladniczy i stało się – kolejny męski zawód otworzył się dla pań. A to na pewno nie koniec. Góralki – kobiety silne i twarde – zawsze doskonale sobie radziły i ciężko pracowały. To jednak góral w oczach tzw. ceprów był tym macho. One pozostawały w cieniu. Od jakiegoś czasu skutecznie z tego cienia wychodzą i pokazują, co potrafią. Na Podhalu słynącym z przywiązania do tradycji i tradycyjnego podziału ról to rewolucja. Góralom nie pozostaje nic innego, jak się z nią pogodzić. Stanisław Łukaszczyk, wójt Bukowiny Tatrzańskiej, który doskonale zna Janinę Rzepkę, jej bacowanie określa nawet mianem „wydarzenia XXI wieku”. Bo kiedyś bacówka to było przecież królestwo bacy i nikt tego nawet nie śmiał podważyć. Przed laty na Podhalu panował nawet przesąd, że kobiety do bacówki wchodzić nie powinny. Ich wizyta miała powodować, że na górali wyrabiających oscypki spadały wszelkie możliwe plagi. Co nie oznacza oczywiście, że kobiety nie pracowały. Wręcz przeciwnie. – Przy owcach były od lat. Moja babka pomagała wypasać 70 owiec. Z moimi stryjem i stryjenką to było nawet tak, że ona doić umiała jak mało kto, dużo lepiej niż stryjek. No ale bacą mimo wszystko był on… – przyznaje Kazimierz Furczoń z Leśnicy, założyciel i prezes Tatrzańsko-Beskidzkiej Spółdzielni Producentów „Gazdowie”. Teraz bacą jest „ona”, co bacę Furczonia bardzo cieszy. – Oficjalnie pierwszy raz kobieta taki kurs zrobiła. Nawet jej chłop nie przystąpił, a ona się zdecydowała – mówi z nutką podziwu w głosie.
W spodniach czy w spódnicy
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.