Poezja w Internecie
W pradawnych czasach, kiedy sprawą prawie niemożliwą dla młodego poety było posiadanie maszyny do pisania, istniał w Związku Literatów wydział zajmujący się młodymi geniuszami. W dwu chyba salach o nisko sklepionych sufitach dyżurował tam naiwnie wierzący w poezję Arnold Słucki. On to zawalony tysiącami rękopisów czytał, ślepił, oceniał, radził i odpisywał wierszokletom. Pamiętam - kiedyś wybiegł ze swego biura tortur zalany łzami. - Odebrali mi ostatnią nadzieję - wyszeptał. Okazało się, że gnębiony odcyfrowywaniem rękopisów zaczął w swych listach namawiać potencjalnych kandydatów na wieszczów do wyraźniejszego pisania, a może nawet do przesyłania maszynopisów. I nieugięci młodzi przedpoeci zdobyli skądś połamane wojenne maszyny do pisania i zalali Arnolda maszynopisami. W wyraźnie widocznych teraz wierszydłach zaginął czar tajemnicy. To, co Arnoldowi wydawało się kontrowersyjną metaforą, okazało się tylko jego fantasmagorią, kiedy nie mogąc rozszyfrować bazgrołów, nadawał im niezwykłe znaczenie? Nie, nie piszę tego przeciw łatwości, z jaką się zapisuje, a i rozpowszechnia poezję internetową. Choć siłą poezji jest w zasadzie jej obojętność wobec unowocześniania środków zapisu i przekazu. Od pradawnych czasów w tej dziedzinie sztuki nic się nie zmienia. Nie tak jak w filmie, gdzie wynalezienie dźwięku czy koloru przewracało do góry nogami całe kino. Nie tak jak w telewizji, gdzie platformy nadawania cyfrowego i tak dalej? A więc witam w poezji internetowej to samo, co było w rękodzielniczej poezji mojego pokolenia. Czyż bowiem moi koledzy, a i ja sam, nie podpisalibyśmy się w młodości pod wierszem:
szukając tematu
odgarniam moje włosy
z twojej twarzy
czytam
puste oczy
spierdalaj
Czy i my nie stąpaliśmy z rozdartym sercem po dywanie minionej rozpaczy? Czy i nam, a i na pewno wielu pokoleniom poprzedników, nie wybuchały z poetyckiej piersi "chuj, dupa, cycki poza tym kefir na dzień dobry No". I dlaczego wtedy trzeba było nazywać grupę poetycką Poziomy, Skamandry, Rubikony, Żagary, Współczesności, a nie dane nam było reklamować potencji twórczej wspaniałą nazwą, jaką zwołuje się grupa "Ciepły wytrysk"! Bo dalej już poza szumną nazwą tak samo jak ongiś. Młody adept epatuje brutalnością i wiedzą, stąd co chwila w wierszach Vautrin w parze z lady Makbet, stąd "błąkanie w zakamarkach myśli na zakrętach idei, umieszczanie siebie w górze - nad światopoglądem i nad mostem życiowego credo", ale z drugiej strony czasami jest zastanawiający erotyk:
Moje dłonie... i zapachów artyleria
Twoich ust całowanie... i ciała preria (...)
Moje palce... i Twych pleców klawiatura
Chude są dziewczyny poetów. Tak było zawsze. A życie:
Trzask
Rozrywanego łona
Łomot
Tragedii życia
Pląsanie
Spokojnej śmierci
Jak się jest młodym, to i śmierć pląsa na ogół spokojnie. Potem przyspiesza w wygibasach. Ale nic. Podpisani jako B. Prus i H. Sienkiewicz młodziutcy adepci wspinaczki na zimne łono poezji piszą czasami tak śmiesznie, że jest to nieomal jak w twórczości (wielkiej) księdza Baki:
Madzia rośnie jako róża
Choć nie widać jej ze zboża
Ojciec Magdę w zbożu skosił
Potem ładnie ją przeprosił
To już jest poezja, której nie zniszczy nawet łatwość rozpowszechniania w Internecie. Bo naprawdę wierzę, że poezja obojętna jest na rozpowszechnianie - nazwijmy to - "środkami technicznymi". Poezja - jak niektóre bakterie - rozpowszechnia się sama. I naprawdę warto się zastanowić nad przekonaniem staroirlandzkich poetów, którzy wierzyli, że poezji w ogóle nie należy zapisywać, a tylko mieć w pamięci i gadać ją do innych. I choć mieli wyćwiczone szalenie pamiętanie, to, co gorsze, wreszcie się zapominało, odcedzało. Zostawało złoto - tak jak w najlepszych balladach, które mają przecież tysiące wersji, cedzą się, cedzą, aż wreszcie zostaje sam najlepszy smak i zapach. A cedziły się dlatego, że nie było sposobów bezbłędnego kopiowania. Każde powtórzenie coś gubiło, coś dodawało. Zostawało tylko to, czego już ująć nie można było nijak. No cóż, i błędy powtórzeń czasami rodziły nowe skojarzenia i metafory. Niby i w Internecie też pomyłki się zdarzają, ale jak na zakres rozpowszechniania za mało będzie pomyłek, aby mogły być twórcze. I tu jest problem z poezją internetową. Mało będzie szans na cudowne przypadki i przemiany. Pieśń ujdzie zawsze cało, ale prawdziwa pieśń w swej pielgrzymce gubi, co niepotrzebne. Idzie coraz czystsza, coraz bardziej jedyna. Tak, tego się boję w udoskonalonych środkach zapisywania i rozpowszechniania. Chyba że nowe generacje komputerów zaczną - jak ludzie - bezwiednie odrzucać z pamiętania co niepotrzebne. Tak dobrej niepamięci poetom życzę. Aby zostało z ich wierszy tylko to, czego - choćbyś zdechł - z łba człowieku nie wyrzucisz. Bo stało się tobą.
szukając tematu
odgarniam moje włosy
z twojej twarzy
czytam
puste oczy
spierdalaj
Czy i my nie stąpaliśmy z rozdartym sercem po dywanie minionej rozpaczy? Czy i nam, a i na pewno wielu pokoleniom poprzedników, nie wybuchały z poetyckiej piersi "chuj, dupa, cycki poza tym kefir na dzień dobry No". I dlaczego wtedy trzeba było nazywać grupę poetycką Poziomy, Skamandry, Rubikony, Żagary, Współczesności, a nie dane nam było reklamować potencji twórczej wspaniałą nazwą, jaką zwołuje się grupa "Ciepły wytrysk"! Bo dalej już poza szumną nazwą tak samo jak ongiś. Młody adept epatuje brutalnością i wiedzą, stąd co chwila w wierszach Vautrin w parze z lady Makbet, stąd "błąkanie w zakamarkach myśli na zakrętach idei, umieszczanie siebie w górze - nad światopoglądem i nad mostem życiowego credo", ale z drugiej strony czasami jest zastanawiający erotyk:
Moje dłonie... i zapachów artyleria
Twoich ust całowanie... i ciała preria (...)
Moje palce... i Twych pleców klawiatura
Chude są dziewczyny poetów. Tak było zawsze. A życie:
Trzask
Rozrywanego łona
Łomot
Tragedii życia
Pląsanie
Spokojnej śmierci
Jak się jest młodym, to i śmierć pląsa na ogół spokojnie. Potem przyspiesza w wygibasach. Ale nic. Podpisani jako B. Prus i H. Sienkiewicz młodziutcy adepci wspinaczki na zimne łono poezji piszą czasami tak śmiesznie, że jest to nieomal jak w twórczości (wielkiej) księdza Baki:
Madzia rośnie jako róża
Choć nie widać jej ze zboża
Ojciec Magdę w zbożu skosił
Potem ładnie ją przeprosił
To już jest poezja, której nie zniszczy nawet łatwość rozpowszechniania w Internecie. Bo naprawdę wierzę, że poezja obojętna jest na rozpowszechnianie - nazwijmy to - "środkami technicznymi". Poezja - jak niektóre bakterie - rozpowszechnia się sama. I naprawdę warto się zastanowić nad przekonaniem staroirlandzkich poetów, którzy wierzyli, że poezji w ogóle nie należy zapisywać, a tylko mieć w pamięci i gadać ją do innych. I choć mieli wyćwiczone szalenie pamiętanie, to, co gorsze, wreszcie się zapominało, odcedzało. Zostawało złoto - tak jak w najlepszych balladach, które mają przecież tysiące wersji, cedzą się, cedzą, aż wreszcie zostaje sam najlepszy smak i zapach. A cedziły się dlatego, że nie było sposobów bezbłędnego kopiowania. Każde powtórzenie coś gubiło, coś dodawało. Zostawało tylko to, czego już ująć nie można było nijak. No cóż, i błędy powtórzeń czasami rodziły nowe skojarzenia i metafory. Niby i w Internecie też pomyłki się zdarzają, ale jak na zakres rozpowszechniania za mało będzie pomyłek, aby mogły być twórcze. I tu jest problem z poezją internetową. Mało będzie szans na cudowne przypadki i przemiany. Pieśń ujdzie zawsze cało, ale prawdziwa pieśń w swej pielgrzymce gubi, co niepotrzebne. Idzie coraz czystsza, coraz bardziej jedyna. Tak, tego się boję w udoskonalonych środkach zapisywania i rozpowszechniania. Chyba że nowe generacje komputerów zaczną - jak ludzie - bezwiednie odrzucać z pamiętania co niepotrzebne. Tak dobrej niepamięci poetom życzę. Aby zostało z ich wierszy tylko to, czego - choćbyś zdechł - z łba człowieku nie wyrzucisz. Bo stało się tobą.
Więcej możesz przeczytać w 23/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.