Film "8 mm" byłby ciekawszy, gdyby nie pokazywał śledztwa w sprawie morderstwa sfilmowanego na życzenie milionera, lecz jego samego
Tomasz Raczek: - Panie Zygmuncie, nowy film Joela Schumachera "8 mm" opowiada o pornografii, choć tak naprawdę jest kryminalnym moralitetem, a nie erotycznym skandalem.
Zygmunt Kałużyński: - Uważam ten film za wątpliwy z tego względu, że uprawia śliską kalkulację: idzie tu o sfilmowanie morderstwa dziewczyny w trakcie pożycia z nią. Pewien bogacz, niewątpliwie osoba o bardzo szczególnych potrzebach psychicznych, płaci za to milion dolarów.
TR: - W dodatku ów milioner okazuje się człowiekiem ogólnie szanowanym, a nawet cieszącym się społecznym autorytetem. O całej sprawie dowiadujemy się zresztą już po jego śmierci, kiedy żona, sprawdzając zawartość mężowskiego sejfu, odnajduje szpulę filmu ośmiomilimetrowego, przedstawiającego mord seksualny opłacony przez zmarłego.
ZK: - Wynajmuje ona detektywa (w tej roli Nicolas Cage), żeby odnalazł ową zamordowaną w filmie. I tutaj, panie Tomaszu, mam pretensję. Uważam za nadużycie, że autorzy filmu pokazują w sposób bardzo śmiały krańcowość ludzkiego charakteru, który potrzebuje tak zbrodniczej satysfakcji, i jednocześnie - żeby to zneutralizować - wprowadzają konstrukcję zupełnie schematycznego thrillera. W dodatku dla kontrastu dają postać kryształowego detektywa, który traktuje tę sprawę z obrzydzeniem, ale zmuszony jest do wymierzenia sprawiedliwości na własną rękę.
TR: - Panie Zygmuncie, zastanawiam się jednak, czy słusznie używamy w odniesieniu do tematu tego filmu słowa "pornografia"? Przecież w gruncie rzeczy idzie tu o morderstwo, nie o seks. Pornografia ma oczywiście różne piętra: od niewinnych, zmysłowych świerszczyków przez soft porno (bez eksponowania narządów płciowych), hard porno (tu już wszystko widać), aż po podziemie pornograficzne, całkowicie niedostępne dla nie wtajemniczonych, gdzie można zaspokoić prawie wszystkie perwersje erotyczne. Na żadnym z tych poziomów nie dochodzi jednak do mordowania aktorów. W porno wszystko jest udawane: namiętność, rozkosz, orgazmy.
ZK: - Właśnie, o jaki film tu chodzi? Wprawdzie nie widzimy go w całości, ale fragmenty, jakie się przewijają w ułamkach sekundy, pokazują nam, że dziewczynie zadaje się tortury; ona krzyczy, widzimy zadane nożem rany na jej ciele. Ostatnio zresztą kino stara się pokazywać ostateczne drastyczności. Tak było w filmie "Urodzeni mordercy" Olivera Stone?a. Reżyser chciał pokazać charaktery zabójców, którzy mordują ludzi bez żadnego powodu prócz własnego impulsu. W jego zamierzeniu ten film był krytyką środków przekazu, które zabawiają publiczność takimi tematami. Ale samemu filmowi też zarzucono, że udając moralne zaangażowanie, jest instruktażem dla zainteresowanych zbrodnią. Coś podobnego tkwi także w "8 mm".
TR: - Myśli pan, że po obejrzeniu "8 mm" widzowie mogą odkryć w sobie cechy sadystyczne?
ZK: - No, teraz doprowadza pan to do krańcowości. Idzie o coś innego: pokazane tu zbrodnicze instynkty są w gruncie rzeczy spotęgowaniem do krańcowości uczuć, które właściwie każdy w sobie ma. Każdy człowiek ma instynkt seksualny - to fakt. Ten instynkt może się również łączyć z sadyzmem...
TR: - Ale nie musi, bo najpowszechniej sadyzm objawia się przecież u... dzieci. Niech pan sobie przypomni wszystkie te wyrwane skrzydełka motyli, nóżki muszek i żabek.
ZK: - Biologowie wręcz stwierdzają, że człowiek jest drapieżnikiem i ma w sobie hormony agresji.
TR: - Panie Zygmuncie, ale sadyzm w pornografii to jest sadyzm teatralny. Dlatego tak wiele pojawia się tu akcesoriów-rekwizytów: skórzane maski, pejcze, łańcuchy, kajdanki. Wszystko to nie służy do zabijania partnerów seksualnych w układach sado-maso, lecz do tego, by czerpać satysfakcję z udawania przemocy. Nie wiem, czy pan kiedyś był w prawdziwym, dużym sklepie porno, gdzie jest pełna oferta akcesoriów?
ZK: - No, hm, mówiąc na marginesie, jedną z ciekawostek tego filmu jest pokazanie środowiska handlarzy i producentów pornografii.
TR: - Ale był pan w takim sklepie?
ZK: - No, było się, owszem, czemu nie, jak najbardziej. Więcej panu powiem: jestem bardzo zainteresowanym czytelnikiem jednego z najbardziej jaskrawych pisarzy, którzy ten temat rozwijają, mianowicie markiza de Sade?a. Takie wypadki, jakie widzimy w filmie "8 mm", opisuje on w swojej wielkiej klasyfikacji. Zresztą jego twórczość należy do klasyki francuskiej i jest też szanowana przez seksuologów, gdyż opracował on całą skalę wyobraźni ludzkiej, opierającej się na instynkcie seksualno-sadystycznym.
TR: - Termin "sadyzm" pochodzi właśnie od nazwiska Sade?a.
ZK: - Panie Tomaszu, chciałbym teraz przeczytać pół stroniczki z Sa- de?a, przy czym od razu zwracam się do naszych czytelników, że jeżeli sobie nie życzą stykać się z czymś tak jaskrawym, niech opuszczą akapit, który teraz nastąpi.
TR: - Dla ułatwienia cytat wyróżnimy innym drukiem.
ZK: - (czyta) Proszę położyć się na sofie głową na dół i rozstawić szeroko pośladki - powiedział stary notariusz do Lucylli, po czym umieścił się nad nią, rozciągnął jej nogi, by otworzyć jej damskie wnętrze najszerzej jak to możliwe, by mogło służyć jako nocne naczynie, po czym złożył wydzielinę ze swoich kiszek w postaci pokaźnego kawałka kału w jej najsłodszym miejscu, służącym zazwyczaj jako świątynia miłości. Obrócił się i wepchnął palcem to, co zrobił, najgłębiej jak się dało w jej kobiecość. Przymierzył się znowu i złożył następną porcję i jeszcze jedną, i jeszcze kolejną, za każdym razem powtarzając ceremoniał upychania. Ostatni wcisnął z taką siłą, że mała nieszczęśnica zajęczała boleśnie, co spowodowało szczytowe szczęście naszego libertyna. Napełnianie jej organu ekskrementem, wtłaczanie ile się tylko dało, stanowiło największą rozkosz dla tego ohydnego starca, pozwalającą mu wycisnąć z siebie samego parę zwiędłych kropli jego niegdyś męskiego płynu. Otóż ten fragment jest analizowany przez Freuda, który łączy instynkt seksualny ze skłonnością do zapachów wydzielanych przez człowieka. Czyli dzikie fantazje Sade?a w gruncie rzeczy są klasyfikacją tego, co człowiek może odczuwać. I absolutnym wyzwoleniem. Tego brakuje filmowi "8 mm". Byłby on bez porównania ciekawszy, gdyby nie pokazywał śledztwa w sprawie morderstwa sfilmowanego na życzenie milionera, lecz jego samego. Wtedy dopiero byłby ciekawy i prawdziwy. Jak literatura de Sade'a.
Zygmunt Kałużyński: - Uważam ten film za wątpliwy z tego względu, że uprawia śliską kalkulację: idzie tu o sfilmowanie morderstwa dziewczyny w trakcie pożycia z nią. Pewien bogacz, niewątpliwie osoba o bardzo szczególnych potrzebach psychicznych, płaci za to milion dolarów.
TR: - W dodatku ów milioner okazuje się człowiekiem ogólnie szanowanym, a nawet cieszącym się społecznym autorytetem. O całej sprawie dowiadujemy się zresztą już po jego śmierci, kiedy żona, sprawdzając zawartość mężowskiego sejfu, odnajduje szpulę filmu ośmiomilimetrowego, przedstawiającego mord seksualny opłacony przez zmarłego.
ZK: - Wynajmuje ona detektywa (w tej roli Nicolas Cage), żeby odnalazł ową zamordowaną w filmie. I tutaj, panie Tomaszu, mam pretensję. Uważam za nadużycie, że autorzy filmu pokazują w sposób bardzo śmiały krańcowość ludzkiego charakteru, który potrzebuje tak zbrodniczej satysfakcji, i jednocześnie - żeby to zneutralizować - wprowadzają konstrukcję zupełnie schematycznego thrillera. W dodatku dla kontrastu dają postać kryształowego detektywa, który traktuje tę sprawę z obrzydzeniem, ale zmuszony jest do wymierzenia sprawiedliwości na własną rękę.
TR: - Panie Zygmuncie, zastanawiam się jednak, czy słusznie używamy w odniesieniu do tematu tego filmu słowa "pornografia"? Przecież w gruncie rzeczy idzie tu o morderstwo, nie o seks. Pornografia ma oczywiście różne piętra: od niewinnych, zmysłowych świerszczyków przez soft porno (bez eksponowania narządów płciowych), hard porno (tu już wszystko widać), aż po podziemie pornograficzne, całkowicie niedostępne dla nie wtajemniczonych, gdzie można zaspokoić prawie wszystkie perwersje erotyczne. Na żadnym z tych poziomów nie dochodzi jednak do mordowania aktorów. W porno wszystko jest udawane: namiętność, rozkosz, orgazmy.
ZK: - Właśnie, o jaki film tu chodzi? Wprawdzie nie widzimy go w całości, ale fragmenty, jakie się przewijają w ułamkach sekundy, pokazują nam, że dziewczynie zadaje się tortury; ona krzyczy, widzimy zadane nożem rany na jej ciele. Ostatnio zresztą kino stara się pokazywać ostateczne drastyczności. Tak było w filmie "Urodzeni mordercy" Olivera Stone?a. Reżyser chciał pokazać charaktery zabójców, którzy mordują ludzi bez żadnego powodu prócz własnego impulsu. W jego zamierzeniu ten film był krytyką środków przekazu, które zabawiają publiczność takimi tematami. Ale samemu filmowi też zarzucono, że udając moralne zaangażowanie, jest instruktażem dla zainteresowanych zbrodnią. Coś podobnego tkwi także w "8 mm".
TR: - Myśli pan, że po obejrzeniu "8 mm" widzowie mogą odkryć w sobie cechy sadystyczne?
ZK: - No, teraz doprowadza pan to do krańcowości. Idzie o coś innego: pokazane tu zbrodnicze instynkty są w gruncie rzeczy spotęgowaniem do krańcowości uczuć, które właściwie każdy w sobie ma. Każdy człowiek ma instynkt seksualny - to fakt. Ten instynkt może się również łączyć z sadyzmem...
TR: - Ale nie musi, bo najpowszechniej sadyzm objawia się przecież u... dzieci. Niech pan sobie przypomni wszystkie te wyrwane skrzydełka motyli, nóżki muszek i żabek.
ZK: - Biologowie wręcz stwierdzają, że człowiek jest drapieżnikiem i ma w sobie hormony agresji.
TR: - Panie Zygmuncie, ale sadyzm w pornografii to jest sadyzm teatralny. Dlatego tak wiele pojawia się tu akcesoriów-rekwizytów: skórzane maski, pejcze, łańcuchy, kajdanki. Wszystko to nie służy do zabijania partnerów seksualnych w układach sado-maso, lecz do tego, by czerpać satysfakcję z udawania przemocy. Nie wiem, czy pan kiedyś był w prawdziwym, dużym sklepie porno, gdzie jest pełna oferta akcesoriów?
ZK: - No, hm, mówiąc na marginesie, jedną z ciekawostek tego filmu jest pokazanie środowiska handlarzy i producentów pornografii.
TR: - Ale był pan w takim sklepie?
ZK: - No, było się, owszem, czemu nie, jak najbardziej. Więcej panu powiem: jestem bardzo zainteresowanym czytelnikiem jednego z najbardziej jaskrawych pisarzy, którzy ten temat rozwijają, mianowicie markiza de Sade?a. Takie wypadki, jakie widzimy w filmie "8 mm", opisuje on w swojej wielkiej klasyfikacji. Zresztą jego twórczość należy do klasyki francuskiej i jest też szanowana przez seksuologów, gdyż opracował on całą skalę wyobraźni ludzkiej, opierającej się na instynkcie seksualno-sadystycznym.
TR: - Termin "sadyzm" pochodzi właśnie od nazwiska Sade?a.
ZK: - Panie Tomaszu, chciałbym teraz przeczytać pół stroniczki z Sa- de?a, przy czym od razu zwracam się do naszych czytelników, że jeżeli sobie nie życzą stykać się z czymś tak jaskrawym, niech opuszczą akapit, który teraz nastąpi.
TR: - Dla ułatwienia cytat wyróżnimy innym drukiem.
ZK: - (czyta) Proszę położyć się na sofie głową na dół i rozstawić szeroko pośladki - powiedział stary notariusz do Lucylli, po czym umieścił się nad nią, rozciągnął jej nogi, by otworzyć jej damskie wnętrze najszerzej jak to możliwe, by mogło służyć jako nocne naczynie, po czym złożył wydzielinę ze swoich kiszek w postaci pokaźnego kawałka kału w jej najsłodszym miejscu, służącym zazwyczaj jako świątynia miłości. Obrócił się i wepchnął palcem to, co zrobił, najgłębiej jak się dało w jej kobiecość. Przymierzył się znowu i złożył następną porcję i jeszcze jedną, i jeszcze kolejną, za każdym razem powtarzając ceremoniał upychania. Ostatni wcisnął z taką siłą, że mała nieszczęśnica zajęczała boleśnie, co spowodowało szczytowe szczęście naszego libertyna. Napełnianie jej organu ekskrementem, wtłaczanie ile się tylko dało, stanowiło największą rozkosz dla tego ohydnego starca, pozwalającą mu wycisnąć z siebie samego parę zwiędłych kropli jego niegdyś męskiego płynu. Otóż ten fragment jest analizowany przez Freuda, który łączy instynkt seksualny ze skłonnością do zapachów wydzielanych przez człowieka. Czyli dzikie fantazje Sade?a w gruncie rzeczy są klasyfikacją tego, co człowiek może odczuwać. I absolutnym wyzwoleniem. Tego brakuje filmowi "8 mm". Byłby on bez porównania ciekawszy, gdyby nie pokazywał śledztwa w sprawie morderstwa sfilmowanego na życzenie milionera, lecz jego samego. Wtedy dopiero byłby ciekawy i prawdziwy. Jak literatura de Sade'a.
Więcej możesz przeczytać w 23/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.