Przez blisko dwie dekady, począwszy od roku 1989, reportaż literacki w Polsce praktycznie nie istniał. Brakowało adeptów tej trudnej sztuki, tak jakby w cieniu, który rzucał Ryszard Kapuściński, nic nowego nie mogło już urosnąć. Palmę pierwszeństwa w przełamaniu tego impasu (choć próbowało wielu) należy przyznać Andrzejowi Stasiukowi i jego „Jadąc do Babadag” (2004 r.), choć istotniejszy – nie w sensie nowatorstwa i jakości, lecz rozgłosu – okazał się chyba znakomity „Gottland” (2006 r.) Mariusza Szczygła, rzecz o trudnych potyczkach Czechów z ich własną historią. „Gottland” został bestsellerem nie tylko ze względu na tematykę, lecz także na sposób, w jaki został napisany: ironicznie, czule, subiektywnie, z dystansem, w kontrze wobec nijakiego, gazetowego stylu. Wydawało się, że za Szczygłem pójdą następni, kierując się podstawową zasadą zawodu reportera: jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć o sobie i miejscu, w którym żyjesz, to wyjedź i przyjrzyj się uważnie inności. Ale to nie takie proste – bo kto miałby niby zapłacić za ów wyjazd i przyglądanie się, za kilka, a może i kilkanaście miesięcy wyjętych z życiorysu, za kaprys pisania literatury, a nie, jak dotąd, za żmudne dostarczanie dziennikarskiego urobku?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.