Świąteczne doświadczenia skłoniły mnie do poważnego, genderowego i ponowoczesnego przemyślenia naszej tradycji. A co się składa na naszą tradycję? Karp, prezenty, choinka, rodzina i tak zwana atmosfera. Przemyślenie pierwsze. Karp. Jestem przed świętami w sklepie. Kupuję dorsze. Obok pani pyta: „Karpie są?”. „Są” – odpowiada sprzedawca. „Świeże?”, „Świeże”, „Żywe?”, „Nie”. „A kiedy będą żywe?”. „Po co pani żywe?” – wtrącam się do rozmowy. „Bo na święta!”. „A co to za różnica?”. „Nie zna pani tradycji?” – stwierdza pani z oburzeniem, jakby chciała mnie oskarżyć o ateizm. „Jaka tradycja?! To przecież relikt czasów komunizmu, gdy nie było lodówek!”. Dlaczego ludzie, kultywując tradycję w postaci jedzenia karpia, muszą przy okazji kupować cierpienie ryby, a potem nieudolnie jej zadawać okrutną śmierć? Karp, który powoli i w mękach umiera z braku powietrza w płytkiej wodzie, a potem jest katowany młotkiem i nożem, jeśli należy do jakiejś tradycji, to z pewnością do tradycji naszej ciemnoty, a nie tradycji Bożego Narodzenia. Na szczęście przed świętami ukazała się jakaś reklama: „Nie kupuj żywych karpi. Ich cierpienie jest toksyczne!”. Pomyśl też, że kochając „Maleńkiego”, możesz choć spróbować pokochać rybę, która oddaje swoje życie, byś miał/miała co włożyć do galarety. To życie też było kiedyś „poczęte”.
Przemyślenie drugie. Zabawki. W sklepie działy różowy oraz kolorowy. Ten pierwszy dla dziewczynek, drugi dla chłopców. Dziewczynki mają się bawić w duchu opiekuńczości, czystości i przygotowania do wykonywania nieodpłatnej pracy na rzecz rodziny (mała kuchnia, małe garnki, duże lalki i Lego z – a jakże! – małą kuchnią, małymi garnkami i lalką). Chłopcy mają gry, potwory, samochody i broń. Bo przecież muszą się przygotować do konkurowania na rynkach pracy (gry), bycia politykami (kolekcja potworów), bycia jak Kubica, agent Tomasz lub co najmniej poseł Kurski (samochody). I tak jak wraz z żywym karpiem kupuje się cierpienie, tak z zabawką dla dziecka kupuje się gender, czyli kształtowaną przez społeczeństwo płeć kulturową. Co na to hierarchowie?
Przemyślenie trzecie. Choinka. Na bazarku ludzie kupują choinki, żywe, prosto z lasu. Niesprzedane poszły na śmietnik. Pewna pani z władz zajmujących się lasami z absolutną pewnością siebie przekonywała niedawno w telewizji, że sztuczne choinki się przeżyły, że są szkodliwe ekologicznie (ileż to się potem musi rozkładać!), nie pachną. I bardzo zachęcała do kupowania świeżo ciętych, byle z certyfikatem. Rozumiem, że częściowo to zawdzięczamy Unii. Ludzie dostają dopłaty za zalesianie, ale nie zależy im na lasach, tylko na kasie. Boże Narodzenie to żniwa. Lasów nie ubędzie (bo ciągle sadzi się nowe, na handel) i nie przybędzie, a interes się kręci. Ale że takie podejście do żywej przyrody jest wspierane przed władze leśne?! I to możliwe! Przecież te same władze wspierają działalność myśliwych, o których mówią, że zabijają wyłącznie dla… dobra zwierząt i gospodarki leśnej. Świat na opak stoi, dziwna to tradycja.
Przemyślenie czwarte. Rodzina. Po świętach wszyscy nią umęczeni, prócz jednej przyjaciółki, która tak się zauroczyła rodzinnym nastrojem, że zaprosiła na wigilię byłego męża wraz z jego nową żoną oraz dwie byłe żony męża obecnego. Ci postanowili zaprosić dzieci ze wszystkich związków. Przyjaciółka ma kilka córek i czasem trudno się połapać, które są jej, a które są partnerkami jej córki lesbijki. Wszyscy się jakoś lubią, a nawet kochają. Trzeba dodać, że nie są katolikami. Ciekawa jestem, kogo na święta zaprosili nasi pobożni politycy, wielcy wrogowie związków partnerskich i równie wielcy obrońcy tradycyjnej rodziny: byłe żony czy obecne kochanki? Jednak w naszej tradycji pytań takich ciągle się nie zadaje.
Przemyślenie piąte. Atmosfera. Wigilia to: rodzinny nastrój, wspólne rozmowy. Rzadko to się dziś zdarza. Pośpiech, gotowanie i… stale włączona komórka. Potrafimy, składając sobie życzenia, odbierać telefony i pisać SMS-y w trakcie śpiewania kolęd. Komórka jest małym prywatnym bogiem, który ma pierwszeństwo przed każdym żywym człowiekiem, również przed dzieckiem, chociaż jemu (niezależnie od tego, czy jest zgenderowaną różową dziewczynką, czy zgenderowanym strzelającym chłopcem) akurat miłość do boga-maszyny nie przeszkadza. Dzieci nie tyle posiadają komputery, co są już posiadane przez nie. Niekiedy przestają żyć poza nimi (uzależnienia behawioralne tego typu prowadzą nawet do samobójstwa). Wychowujemy więc cyborgi. Żyjemy już w świecie cyborgów! Dlatego rzucam hasło na nowy rok: Zamień maszynę na rodzinę! A tradycję – na miłość do ludzi i zwierząt. I przeżyj następny rok w tym duchu. ■
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.