Solidarność Akcji Wyborczej Solidarność
Czy rządzącemu obozowi grozi kolejna "wojna na górze"? Wydawało się to nieprawdopodobne, gdyż byłoby to równoznaczne z przejęciem władzy przez Sojusz Lewicy Demokratycznej, jednak niektórzy znaczący politycy Akcji Wyborczej Solidarność nie ukrywają, że myślą o innych jej liderach jak o wartych utrącenia konkurentach. Tym, który powinien powiedzieć: żadnych wojen - jest Marian Krzaklewski. Na razie takie słowa z jego ust nie padły.
Wieści nieprawdopodobne, ale tworzące atmosferę podejrzeń, są takie: Jerzy Buzek utraci stanowisko premiera, co ma spowodować, że wyborcy odetchną, bo zniknie człowiek kojarzony z trudami reform. Miejsce Jerzego Buzka zajmie Maciej Płażyński, a w opuszczonym przez niego fotelu marszałka Sejmu zasiądzie z kolei Marian Krzaklewski, dzięki czemu zyska dodatkową katapultę do urzędu prezydenta. Są też tacy, którzy utrzymują, że schedę po Buzku przejmie Bronisław Geremek, minister spraw zagranicznych. To skomplikowałoby życie działaczom Unii Wolności - prof. Geremek jako premier byłby zwierzchnikiem prof. Balcerowicza, wicepremiera i ministra finansów, choć ten jest partyjnym zwierzchnikiem Bronisława Geremka.
Takie pogłoski systematycznie powiela związana z opozycją prasa, i nic dziwnego. Odejście prof. Buzka oznaczałoby nie tyle realizację koncepcji "zderzaka", ile przyznanie, że reformy były źle przygotowane. Wymuszałoby też zmianę umowy koalicyjnej, a to byłoby trudne. W triumfalne trąby zadęliby politycy zarzucający premierowi - i nie tylko je- mu - agenturalną przeszłość. Innymi słowy, zmiana premiera prawdopodobnie oznaczałaby, że w pałacu prezydenckim nie będzie zmian.
Już nie spekulacyjnym, lecz rzeczywistym staje się natomiast konflikt między Marianem Krzaklewskim a Januszem Tomaszewskim, wicepremierem, ministrem spraw wewnętrznych i administracji. "Ponieważ w programie AWS przykładaliśmy bardzo dużą wagę do walki z przestępczością, wydaje się, że trzeba stworzyć samodzielny resort, który by się tym zajął" - stwierdził w wywiadzie dla PAP Krzaklewski. Dodał, że wyśle do Tomaszewskiego list, w którym poprosi o udostępnienie nagrań z usuwania przez policję górników blokujących budynek Ministerstwa Finansów. Propozycja podziału MSWiA na ministerstwo spraw wewnętrznych i ministerstwo administracji nie wywołała nadmiernego entuzjazmu u Tomaszewskiego. "Pan przewodniczący Krzaklewski wysłuchał ludzi nie mających rozeznania w strukturach i zasadach funkcjonowania tego resortu. Trudno zresztą, żeby znał struktury i funkcjonowanie wszystkiego i wszystkich" - zauważył kwaśno minister.
Janusz Tomaszewski jako szef MSWiA szybko zdobył rozległą władzę, budując układ równoważący imperium nieformalnych wpływów SLD i PSL. Równolegle zajął się organizowaniem nowej partii - RS AWS, mającej być polityczną emanacją "Solidarności" i siłą scalającą AWS. Współtworzące akcję ugrupowania, m.in. ZChN i SKL, poczuły się z tego powodu zagrożone. Frustracja "partyjnych" wzrosła, gdy z rządu odszedł Wiesław Walendziak, jeden z liderów SKL i przywódca grupy młodych działaczy prawicy, tzw. pampersów. Walendziak zarzucał w zawoalowany sposób Tomaszewskiemu upartyjnianie państwa i gospodarki. Niektórzy zwracali uwagę, że "pampersi" również zasiadali we władzach państwowych przedsiębiorstw czy parabudżetowych instytucji. Walendziak odpierał krytykę z kamienną twarzą, mówiąc, że osoby kojarzone z jego środowiskiem awansowały głównie ze względu na swą fachowość. Po zaciętej walce przegrał z Tomaszewskim.
Wydawało się, że zdobywając wpływy, Tomaszewski zapewnia wyborcze zaplecze Marianowi Krzaklewskiemu. Tymczasem przywódca AWS podjął działania zmierzające do zmniejszenia znaczenia Tomaszewskiego. Dlaczego? Przeciwnicy ministra spraw wewnętrznych rozgłaszają, że jego dymisja ma uprzedzić finansowy lub "teczkowy" skandal. Gdyby tak było, postawa Krzaklewskiego stałaby się zrozumiała. "Urabianie" opinii publicznej poprzez sianie plotek należy jednak do żelaznego arsenału walki politycznej, dlatego należy je traktować z nieufnością. Skądinąd wiadomo, że niektórzy członkowie AWS dają się naiwnie inspirować do rozpowszechniania takich pogłosek przez osoby powiązane z opozycją - zarówno z lewa, jak i z prawa.
Marian Krzaklewski nie ściska prawic wyborców, lecz gotuje się do mocniejszego
ściśnięcia prawicy
Być może poza troską o sprawniejsze zwalczanie przestępczości, Krzaklewski postanowił powalczyć o faktyczną władzę w AWS. Już w ubiegłym roku, w czasie dokonywania wstępnych przymiarek do obsady kierowniczych stanowisk w powstającym gigancie - przedsiębiorstwie Nafta Polska - między Krzaklewskim a Tomaszewskim doszło do sporu personalnego - obydwaj panowie podobno "obstawiali" innych menedżerów. Dla lidera AWS takie starcia mogły być sygnałem, że Tomaszewski zamierza zająć w AWS co najmniej równorzędną pozycję. Wbrew pierwotnym planom, Krzaklewski na formalnego szefa RS AWS namaścił w pełni związanego z nim Jerzego Buzka. Tylko dzięki grupie oddanych sobie polityków mógł Tomaszewski zyskać duży wpływ na partię. Teraz dodatkowo doszła kwestia skierowania policji przeciw nielegalnie protestującym rolnikom i górnikom. Krzaklewski myśli o wyborach, jest też nadal liderem związku, woli więc pertraktować do upadłego. Tomaszewski, przywracając porządek przy pomocy policji, sytuacji mu nie ułatwia.
Równocześnie Krzaklewski też zdaje się nie ułatwiać życia swemu otoczeniu. Po ogromnym sukcesie, jakim było zjednoczenie prawicy i poprowadzenie jej do zwycięstwa, swoją pozycję w AWS budował wedle mechanizmu balansu - popierając jednych przeciw drugim. W ten sposób próbował - z dobrym rezultatem, zważywszy na wielobarwność AWS - zapobiegać z pozycji arbitra narastaniu animozji między frakcjami. Rosnące wpływy i emancypacja wicepremiera mogły się stać jedną z przyczyn zakłócania kruchej równowagi i osłabienia pozycji arbitra.
Wzrostowi napięcia w akcji sprzyja brak deklaracji Krzaklewskiego, czy chce wystartować w wyborach. "Nie można tak po prostu mówić: kandyduj, kandyduj. I nic nie robić, nie pomagać, nie organizować się, nie walczyć" - oznajmił Krzaklewski, przypominając, że stanie przeciwko Aleksandrowi Kwaśniewskiemu pod warunkiem, iż będzie jedynym kandydatem prawicy. Trudno jednak cokolwiek robić, pomagać, organizować i walczyć, gdy nie wiadomo, czy przewodniczący sam chce walczyć. Stan wyczekiwania budzi zniecierpliwienie wśród działaczy partyjnych struktur. Do podjęcia decyzji próbował Krzaklewskiego zmusić Janusz Tomaszewski. Na wysunięcie przez RS AWS kandydatury Krzaklewskiego sam zainteresowany zareagował zaskoczeniem, co mogło nasunąć pytanie, kto rozdaje karty w AWS.
Krzaklewski nie ściska więc prawic wyborców, lecz gotuje się do mocniejszego ściśnięcia prawicy. Według nieoficjalnych informacji, po ewentualnym podziale MSWiA ministrem administracji miałby zostać Jan M. Rokita, jeden z liderów Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego i partyjny kolega Wiesława Walendziaka. Przewodniczący zamierza też wprowadzić nowy podział głosów we władzach AWS. Cztery nurty - RS AWS, ZChN, SKL i blok chadecki (PC i PChD) - miałyby otrzymać po 15 proc. głosów, związek "Solidarność" - 40 proc., zaś decyzje zapadałyby większością 70 proc. głosów. Oznacza to, że związek nadal brałby bezpośredni udział w życiu politycznym i miał decydujący głos w AWS, a ugrupowanie Buzka i Tomaszewskiego (RS AWS), miałoby podobne znaczenie jak pozostałe partie należące do akcji.
Wydaje się, że Marian Krzaklewski po okresie "balansowania" w AWS i fiasku zbudowania w pełni sobie podporządkowanego partyjnego zaplecza zaczyna w większym stopniu opierać swoją pozycję na dotychczasowej ostoi - aparacie związkowym. A działacze "Solidarności" zapewne nie będą go chwalić za zbyt bolesną, ich zdaniem, politykę racjonalizacji gospodarki. I nie będą długo zadowalać się wysyłaniem przez niego listów do rządu. Za to mogą pomóc w przywróceniu swemu przewodniczącemu pozycji "dyktatora" polskiej prawicy, który będzie mógł decydować o tym, jakie wojny prowadzić i jakie zmiany forsować.
Wieści nieprawdopodobne, ale tworzące atmosferę podejrzeń, są takie: Jerzy Buzek utraci stanowisko premiera, co ma spowodować, że wyborcy odetchną, bo zniknie człowiek kojarzony z trudami reform. Miejsce Jerzego Buzka zajmie Maciej Płażyński, a w opuszczonym przez niego fotelu marszałka Sejmu zasiądzie z kolei Marian Krzaklewski, dzięki czemu zyska dodatkową katapultę do urzędu prezydenta. Są też tacy, którzy utrzymują, że schedę po Buzku przejmie Bronisław Geremek, minister spraw zagranicznych. To skomplikowałoby życie działaczom Unii Wolności - prof. Geremek jako premier byłby zwierzchnikiem prof. Balcerowicza, wicepremiera i ministra finansów, choć ten jest partyjnym zwierzchnikiem Bronisława Geremka.
Takie pogłoski systematycznie powiela związana z opozycją prasa, i nic dziwnego. Odejście prof. Buzka oznaczałoby nie tyle realizację koncepcji "zderzaka", ile przyznanie, że reformy były źle przygotowane. Wymuszałoby też zmianę umowy koalicyjnej, a to byłoby trudne. W triumfalne trąby zadęliby politycy zarzucający premierowi - i nie tylko je- mu - agenturalną przeszłość. Innymi słowy, zmiana premiera prawdopodobnie oznaczałaby, że w pałacu prezydenckim nie będzie zmian.
Już nie spekulacyjnym, lecz rzeczywistym staje się natomiast konflikt między Marianem Krzaklewskim a Januszem Tomaszewskim, wicepremierem, ministrem spraw wewnętrznych i administracji. "Ponieważ w programie AWS przykładaliśmy bardzo dużą wagę do walki z przestępczością, wydaje się, że trzeba stworzyć samodzielny resort, który by się tym zajął" - stwierdził w wywiadzie dla PAP Krzaklewski. Dodał, że wyśle do Tomaszewskiego list, w którym poprosi o udostępnienie nagrań z usuwania przez policję górników blokujących budynek Ministerstwa Finansów. Propozycja podziału MSWiA na ministerstwo spraw wewnętrznych i ministerstwo administracji nie wywołała nadmiernego entuzjazmu u Tomaszewskiego. "Pan przewodniczący Krzaklewski wysłuchał ludzi nie mających rozeznania w strukturach i zasadach funkcjonowania tego resortu. Trudno zresztą, żeby znał struktury i funkcjonowanie wszystkiego i wszystkich" - zauważył kwaśno minister.
Janusz Tomaszewski jako szef MSWiA szybko zdobył rozległą władzę, budując układ równoważący imperium nieformalnych wpływów SLD i PSL. Równolegle zajął się organizowaniem nowej partii - RS AWS, mającej być polityczną emanacją "Solidarności" i siłą scalającą AWS. Współtworzące akcję ugrupowania, m.in. ZChN i SKL, poczuły się z tego powodu zagrożone. Frustracja "partyjnych" wzrosła, gdy z rządu odszedł Wiesław Walendziak, jeden z liderów SKL i przywódca grupy młodych działaczy prawicy, tzw. pampersów. Walendziak zarzucał w zawoalowany sposób Tomaszewskiemu upartyjnianie państwa i gospodarki. Niektórzy zwracali uwagę, że "pampersi" również zasiadali we władzach państwowych przedsiębiorstw czy parabudżetowych instytucji. Walendziak odpierał krytykę z kamienną twarzą, mówiąc, że osoby kojarzone z jego środowiskiem awansowały głównie ze względu na swą fachowość. Po zaciętej walce przegrał z Tomaszewskim.
Wydawało się, że zdobywając wpływy, Tomaszewski zapewnia wyborcze zaplecze Marianowi Krzaklewskiemu. Tymczasem przywódca AWS podjął działania zmierzające do zmniejszenia znaczenia Tomaszewskiego. Dlaczego? Przeciwnicy ministra spraw wewnętrznych rozgłaszają, że jego dymisja ma uprzedzić finansowy lub "teczkowy" skandal. Gdyby tak było, postawa Krzaklewskiego stałaby się zrozumiała. "Urabianie" opinii publicznej poprzez sianie plotek należy jednak do żelaznego arsenału walki politycznej, dlatego należy je traktować z nieufnością. Skądinąd wiadomo, że niektórzy członkowie AWS dają się naiwnie inspirować do rozpowszechniania takich pogłosek przez osoby powiązane z opozycją - zarówno z lewa, jak i z prawa.
Marian Krzaklewski nie ściska prawic wyborców, lecz gotuje się do mocniejszego
ściśnięcia prawicy
Być może poza troską o sprawniejsze zwalczanie przestępczości, Krzaklewski postanowił powalczyć o faktyczną władzę w AWS. Już w ubiegłym roku, w czasie dokonywania wstępnych przymiarek do obsady kierowniczych stanowisk w powstającym gigancie - przedsiębiorstwie Nafta Polska - między Krzaklewskim a Tomaszewskim doszło do sporu personalnego - obydwaj panowie podobno "obstawiali" innych menedżerów. Dla lidera AWS takie starcia mogły być sygnałem, że Tomaszewski zamierza zająć w AWS co najmniej równorzędną pozycję. Wbrew pierwotnym planom, Krzaklewski na formalnego szefa RS AWS namaścił w pełni związanego z nim Jerzego Buzka. Tylko dzięki grupie oddanych sobie polityków mógł Tomaszewski zyskać duży wpływ na partię. Teraz dodatkowo doszła kwestia skierowania policji przeciw nielegalnie protestującym rolnikom i górnikom. Krzaklewski myśli o wyborach, jest też nadal liderem związku, woli więc pertraktować do upadłego. Tomaszewski, przywracając porządek przy pomocy policji, sytuacji mu nie ułatwia.
Równocześnie Krzaklewski też zdaje się nie ułatwiać życia swemu otoczeniu. Po ogromnym sukcesie, jakim było zjednoczenie prawicy i poprowadzenie jej do zwycięstwa, swoją pozycję w AWS budował wedle mechanizmu balansu - popierając jednych przeciw drugim. W ten sposób próbował - z dobrym rezultatem, zważywszy na wielobarwność AWS - zapobiegać z pozycji arbitra narastaniu animozji między frakcjami. Rosnące wpływy i emancypacja wicepremiera mogły się stać jedną z przyczyn zakłócania kruchej równowagi i osłabienia pozycji arbitra.
Wzrostowi napięcia w akcji sprzyja brak deklaracji Krzaklewskiego, czy chce wystartować w wyborach. "Nie można tak po prostu mówić: kandyduj, kandyduj. I nic nie robić, nie pomagać, nie organizować się, nie walczyć" - oznajmił Krzaklewski, przypominając, że stanie przeciwko Aleksandrowi Kwaśniewskiemu pod warunkiem, iż będzie jedynym kandydatem prawicy. Trudno jednak cokolwiek robić, pomagać, organizować i walczyć, gdy nie wiadomo, czy przewodniczący sam chce walczyć. Stan wyczekiwania budzi zniecierpliwienie wśród działaczy partyjnych struktur. Do podjęcia decyzji próbował Krzaklewskiego zmusić Janusz Tomaszewski. Na wysunięcie przez RS AWS kandydatury Krzaklewskiego sam zainteresowany zareagował zaskoczeniem, co mogło nasunąć pytanie, kto rozdaje karty w AWS.
Krzaklewski nie ściska więc prawic wyborców, lecz gotuje się do mocniejszego ściśnięcia prawicy. Według nieoficjalnych informacji, po ewentualnym podziale MSWiA ministrem administracji miałby zostać Jan M. Rokita, jeden z liderów Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego i partyjny kolega Wiesława Walendziaka. Przewodniczący zamierza też wprowadzić nowy podział głosów we władzach AWS. Cztery nurty - RS AWS, ZChN, SKL i blok chadecki (PC i PChD) - miałyby otrzymać po 15 proc. głosów, związek "Solidarność" - 40 proc., zaś decyzje zapadałyby większością 70 proc. głosów. Oznacza to, że związek nadal brałby bezpośredni udział w życiu politycznym i miał decydujący głos w AWS, a ugrupowanie Buzka i Tomaszewskiego (RS AWS), miałoby podobne znaczenie jak pozostałe partie należące do akcji.
Wydaje się, że Marian Krzaklewski po okresie "balansowania" w AWS i fiasku zbudowania w pełni sobie podporządkowanego partyjnego zaplecza zaczyna w większym stopniu opierać swoją pozycję na dotychczasowej ostoi - aparacie związkowym. A działacze "Solidarności" zapewne nie będą go chwalić za zbyt bolesną, ich zdaniem, politykę racjonalizacji gospodarki. I nie będą długo zadowalać się wysyłaniem przez niego listów do rządu. Za to mogą pomóc w przywróceniu swemu przewodniczącemu pozycji "dyktatora" polskiej prawicy, który będzie mógł decydować o tym, jakie wojny prowadzić i jakie zmiany forsować.
Więcej możesz przeczytać w 24/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.