Rozmowa z JOY LENNEY, szefową Światowego Towarzystwa Ochrony Zwierząt
Joanna Kostyła: - Stwierdziła pani kiedyś, że polskie schroniska są dowodem największego okrucieństwa wobec zwierząt. Dlaczego?
Joy Lenney: - Na początku lat 90. odwiedziłam wiele waszych schronisk. Wszystkie były zaniedbane, brudne i przepełnione. Wśród zwierząt szerzyły się choroby, wszędzie było pełno szczurów, a psy i koty zachowywały się agresywnie. W klatkach martwe psy leżały obok żywych. Mimo najszczerszych chęci osób prowadzących schroniska, zwierzęta bardzo w nich cierpiały. W ciągu ostatnich trzech lat wiele tych okropnych schronisk zamknięto. Poprawa zaczyna być widoczna. I nie chodzi wyłącznie o nowe budynki, dostrzegam bowiem duże wsparcie i troskę o podniesienie jakości życia zwierząt zarówno ze strony władz lokalnych, jak i społeczeństwa. Tworzenie schronisk dla zwierząt to obowiązek rządu i samorządów lokalnych. Regulacja bezdomności czworonogów to jednak problem nas wszystkich i zadanie na wiele lat.
Joy Lenney jest szefową ds. zwierząt towarzyszących Światowego Towarzystwa Ochrony Zwierząt (WSPA). Do organizacji należy ponad 300 stowarzyszeń walczących o prawa zwierząt na całym świecie. Do zadań Joy Lenney należy współpraca z urzędnikami rządowymi, lekarzami weterynarii i towarzystwami opieki nad zwierzętami na całym świecie, wspólne zarządzanie kontrolą i opieką nad bezdomnymi zwierzętami. Jest uważana za najlepszego w świecie specjalistę do spraw zwierząt towarzyszących.
- Jak powinno wyglądać idealne schronisko?
- Idealne jest schronisko, którego nie ma! Chciałabym, aby wszyscy właściciele zwierząt zatrzymywali je dożywotnio. Żyje jednak wiele nie chcianych zwierząt, ta wizja jest więc wyłącznie marzeniem. W idealnym schronisku powinno przebywać tylko 70-100 psów; w zatłoczonym trudno kontrolować rozprzestrzenianie się chorób, zwłaszcza gdy codziennie przybywa kolejnych bezdomnych zwierząt. Powinno być czyste, zapewniać dobrą opiekę weterynaryjną przez całą dobę i zachęcać ludzi do odwiedzin. Wspaniale byłoby, gdyby można tam było edukować ludzi, a odwiedzający otrzymywaliby materiały i ulotki informacyjne. Dzięki takim schroniskom społeczeństwo powinno zrozumieć, jak trudne zadanie mają one do spełnienia. Równie ważne jest uświadomienie ludziom, że nie wszystkie zwierzęta trafiają stamtąd do domu. Część poddawana jest eutanazji. Nie można tego ukrywać! Tylko głośne mówienie o konieczności usypiania psów z powodu przepełnienia schronisk może wpłynąć na to, że zwierzęta będziemy traktować bardziej odpowiedzialnie.
- W Polsce głośno się mówi o pogryzieniach przez bezdomne psy albo o powodowanych przez nie wypadkach. Eutanazja jest wciąż tematem tabu, mimo że Fundacja Animals próbowała dwa lata temu nagłośnić sprawę. Dlaczego tak się dzieje? Przecież ujawnienie eutanazji to początek drogi do rozwiązania problemu nadpopulacji bezdomnych zwierząt na całym świecie.
- To pytanie stawiane jest w wielu krajach. Rozumiem, dlaczego tak jest. Z zabijaniem nie sposób się przecież pogodzić. W wielu kulturach eutanazja jest bardzo drażliwym tematem. To dobrze, że coraz więcej ludzi zaczyna rozumieć, iż tam, gdzie nie ma wystarczającej liczby schronisk, bezdomne zwierzęta należy usypiać w sposób humanitarny i powodujący jak najmniejsze cierpienia. Eutanazję musi jednak przeprowadzać przeszkolony weterynarz. Nigdy nie można dopuścić do tego, by decyzje podejmowano na zasadzie: skoro mamy za dużo zwierząt, niektórych się pozbędziemy. Eutanazja powinna być świadomą formą regulacji zwierzęcej nadpopulacji. Wszystko, co można zrobić, to przekonywać społeczeństwa o konieczności tak radykalnych działań. Potem pozostaje nam już tylko wierzyć, że dokładne naświetlenie przyczyn pozwoli je usprawiedliwić i zaakceptować.
- Jak poradziliście sobie z "upublicznieniem" eutanazji zwierząt w Wielkiej Brytanii? Niektóre z waszych schronisk wydają biuletyny, w których publikują statystyki uśpionych zwierząt. Czy amerykańska metoda, czyli pokazywanie w TV scen zagryzających się w zatłoczonym schronisku psów, jest dobrym rozwiązaniem?
- Niekiedy szokowanie nie jest dobrym sposobem. Ludzie odwracają się, bo nie chcą być świadkami przerażających scen. Czasami takie metody perswazji okazują się jednak skuteczne. W USA obok organizacji proeutanazyjnych działają również takie, które sprzeciwiają się tej metodzie kontroli nadpopulacji. Ale to właśnie one zamykają drzwi własnych schronisk, mówiąc "przepraszamy, już nie ma miejsca". Są więc w stanie otoczyć dożywotnią opieką 300-400 zwierząt, podczas gdy inne schroniska przyjmują tysiące psów i kotów rocznie. Wiele z tych zwierząt znajduje nowego właściciela. W Anglii większość schronisk opracowała własną "politykę" eutanazji. Sukces w uświadomieniu ludziom problemu eutanazji zależy od tego, jak bardzo władze danego kraju są zdeterminowane chęcią przejęcia kontroli nad populacją bezdomnych zwierząt. U nas ten proces trwał wiele lat. To normalne, że w państwach rozwijających się społeczeństwo najpierw zaczyna myśleć o poprawie jakości własnego życia, a dopiero potem o zwierzętach. Z czasem widok przepełnionego schroniska, gdzie szerzą się choroby, a niewiele zwierząt znajduje nowego właściciela, zaczyna przeszkadzać. Powstają lepsze miejsca, opracowywane są programy promujące sterylizację i adopcję.
- Są przecież pewne zalecenia dotyczące eutanazji, określone przez Światowe Towarzystwo Ochrony Zwierząt (WSPA) czy Królewskie Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwom wobec Zwierząt (RSPCA). Czy zawsze są one realizowane?
- Obie organizacje dysponują listą takich zaleceń. Ostateczna decyzja dotycząca pracy schroniska należy jednak do jego szefa. Wiem, że w Polsce prowadzone są schroniska, gdzie praktykuje się eutanazję. Jest też wiele takich, w których z różnych względów nie usypia się zwierząt; niestety, są one zazwyczaj przepełnione. Całkowicie zgadzam się z Ewą Banaszkiewicz z polskiej Fundacji Animals: jeśli ktoś widział scenę zagryzania się zwierząt, zmienia swoje zdanie na temat eutanazji. Widok poszarpanego psa, który zdycha w ogromnym bólu, przeraża. Eutanazja oznacza szybką i bezbolesną śmierć, w ciągu sekundy zwierzę traci przytomność i nic nie czuje. Ten wybór i decyzja należą jednak do kierowników i weterynarzy schronisk. Poprosiłabym tu krytyków eutanazji o znalezienie alternatywy. Co mamy robić z rzeszą nie chcianych przez nikogo psów?
Jeśli ktoś widział scenę zagryzania się zwierząt, zmienia swoje zdanie na temat eutanazji
- Ile jest na świecie schronisk, gdzie eutanazji dokonuje się z powodu przepełnienia? Czy uda się w nich kiedyś wyeliminować ten sposób kontroli populacji bezdomnych zwierząt?
- W wielu krajach zwierzęta usypia się ze względu na brak miejsca w schroniskach. Są to zazwyczaj psy najdłużej w nich przebywające, ponieważ uznaje się, że już im dano szansę. Do schronisk codziennie trafiają kolejne psy i dla nich trzeba zrobić miejsce. Ponadto długotrwałe utrzymywanie zwierząt, których nikt nie chce adoptować, powoduje ich frustrację i cierpienie. Myślę, że wyeliminowanie eutanazji jest możliwe, ale ten proces zajmie wiele lat. Powinno to być celem każdego, kto nazywa siebie miłośnikiem i obrońcą zwierząt. Chcemy chronić zwierzęta, a nie je zabijać. W schroniskach nie zawsze jednak jest to osiągalne, bo nie możemy się zajmować każdym psem indywidualnie, jak zrobiłby to jego właściciel spoza schroniska. Ktoś może spytać: dlaczego uśpiono tego pięknego psa? Tymczasem okazuje się, że zwierzę przebywało w schronisku trzy miesiące, nie znalazło opiekuna i musiało ustąpić miejsca nowemu. Tak wygląda rzeczywistość schroniska. Nie mówiąc o tym, możemy co najwyżej żyć w świecie ułudy.
- Nawet w londyńskim schronisku Battersee, nad którym patronat sprawuje królowa, usypia się 4 tys. z 10 tys. psów rocznie. Według danych organizacji PETA (People for Ethical Treatment of Animals), w USA usypia się nawet 45 proc. bezdomnych czworonogów. Czy któryś z krajów rozwiązał już problem nadpopulacji?
- Nie znam takiego państwa. Nie wydaje się także możliwe rozwiązanie problemu nadpopulacji w najbliższej przyszłości. W wielu krajach przykre następstwa bezdomności zwierząt udało się jednak zredukować do minimum. Dobrym przykładem są doświadczenia krajów skandynawskich. Również w Anglii borykaliśmy się z tym problemem. Dziesięć lat temu doszło do serii zagryzień przez agresywne bezdomne psy. Dziś dzięki rozległej akcji uświadamiającej i szkoleniowej oraz zastosowaniu procedur sterowania i kontroli kwestia bezdomnych zwierząt znajduje się pod ścisłą kontrolą. Podstawą tego jest opracowanie odpowiednich przepisów prawnych i to już się stało w Polsce. Drugi krok to uświadomienie ludziom odpowiedzialności za ich czworonogi, stworzenie odpowiedniego systemu rejestracji i identyfikacji. Kolejne działania dotyczą programów sterylizacji i ciągłego informowania opinii publicznej, zachęcanie do adopcji. Ważną rolę mogą tu odgrywać nie tylko schroniska, lecz także weterynarze i władze lokalne. Te ostatnie nie mogą przecież wciąż utrzymywać rozrastającej się populacji bezdomnych zwierząt.
- Wielka Brytania ma za sobą wieloletnią kampanię na rzecz odpowiedzialnego posiadania zwierząt. Polscy obrońcy zwierząt dawno już zaczęli korzystać z waszych doświadczeń.
- Sukces odnoszą zazwyczaj rządowe programy promujące adopcję zwierząt i ogólnokrajowe akcje gromadzenia funduszy dla schronisk. Znakomitym sposobem zdobywania zwolenników jest współpraca z mediami i władzami lokalnymi. Myślę, że w Polsce dobrze rozpoczęliście ten proces. Świadczy o tym chociażby rekordowy wynik adopcyjny w schronisku Na Paluchu. Ktoś może powiedzieć, że adoptowanych jest tu "tylko" 35 proc. psów, lecz dla tego typu schroniska, w tym szczególnym miejscu jest to świetny wynik. Podając dane procentowe, musimy być ostrożni, gdyż wyniki adopcji w małych schroniskach prywatnych różnią się od uzyskiwanych w dużych schroniskach gminnych. Podobnie jest zresztą z eutanazją. Na przykład gdy często występuje nosówka, więcej umierających zwierząt trzeba poddać eutanazji, a dane wyrwane z kontekstu mogą wyglądać bardzo groźnie. Dlatego szczegółowe rejestry psów, rzetelna informacja i uczciwość powinny być podstawą "polityki" schronisk.
Joy Lenney: - Na początku lat 90. odwiedziłam wiele waszych schronisk. Wszystkie były zaniedbane, brudne i przepełnione. Wśród zwierząt szerzyły się choroby, wszędzie było pełno szczurów, a psy i koty zachowywały się agresywnie. W klatkach martwe psy leżały obok żywych. Mimo najszczerszych chęci osób prowadzących schroniska, zwierzęta bardzo w nich cierpiały. W ciągu ostatnich trzech lat wiele tych okropnych schronisk zamknięto. Poprawa zaczyna być widoczna. I nie chodzi wyłącznie o nowe budynki, dostrzegam bowiem duże wsparcie i troskę o podniesienie jakości życia zwierząt zarówno ze strony władz lokalnych, jak i społeczeństwa. Tworzenie schronisk dla zwierząt to obowiązek rządu i samorządów lokalnych. Regulacja bezdomności czworonogów to jednak problem nas wszystkich i zadanie na wiele lat.
Joy Lenney jest szefową ds. zwierząt towarzyszących Światowego Towarzystwa Ochrony Zwierząt (WSPA). Do organizacji należy ponad 300 stowarzyszeń walczących o prawa zwierząt na całym świecie. Do zadań Joy Lenney należy współpraca z urzędnikami rządowymi, lekarzami weterynarii i towarzystwami opieki nad zwierzętami na całym świecie, wspólne zarządzanie kontrolą i opieką nad bezdomnymi zwierzętami. Jest uważana za najlepszego w świecie specjalistę do spraw zwierząt towarzyszących.
- Jak powinno wyglądać idealne schronisko?
- Idealne jest schronisko, którego nie ma! Chciałabym, aby wszyscy właściciele zwierząt zatrzymywali je dożywotnio. Żyje jednak wiele nie chcianych zwierząt, ta wizja jest więc wyłącznie marzeniem. W idealnym schronisku powinno przebywać tylko 70-100 psów; w zatłoczonym trudno kontrolować rozprzestrzenianie się chorób, zwłaszcza gdy codziennie przybywa kolejnych bezdomnych zwierząt. Powinno być czyste, zapewniać dobrą opiekę weterynaryjną przez całą dobę i zachęcać ludzi do odwiedzin. Wspaniale byłoby, gdyby można tam było edukować ludzi, a odwiedzający otrzymywaliby materiały i ulotki informacyjne. Dzięki takim schroniskom społeczeństwo powinno zrozumieć, jak trudne zadanie mają one do spełnienia. Równie ważne jest uświadomienie ludziom, że nie wszystkie zwierzęta trafiają stamtąd do domu. Część poddawana jest eutanazji. Nie można tego ukrywać! Tylko głośne mówienie o konieczności usypiania psów z powodu przepełnienia schronisk może wpłynąć na to, że zwierzęta będziemy traktować bardziej odpowiedzialnie.
- W Polsce głośno się mówi o pogryzieniach przez bezdomne psy albo o powodowanych przez nie wypadkach. Eutanazja jest wciąż tematem tabu, mimo że Fundacja Animals próbowała dwa lata temu nagłośnić sprawę. Dlaczego tak się dzieje? Przecież ujawnienie eutanazji to początek drogi do rozwiązania problemu nadpopulacji bezdomnych zwierząt na całym świecie.
- To pytanie stawiane jest w wielu krajach. Rozumiem, dlaczego tak jest. Z zabijaniem nie sposób się przecież pogodzić. W wielu kulturach eutanazja jest bardzo drażliwym tematem. To dobrze, że coraz więcej ludzi zaczyna rozumieć, iż tam, gdzie nie ma wystarczającej liczby schronisk, bezdomne zwierzęta należy usypiać w sposób humanitarny i powodujący jak najmniejsze cierpienia. Eutanazję musi jednak przeprowadzać przeszkolony weterynarz. Nigdy nie można dopuścić do tego, by decyzje podejmowano na zasadzie: skoro mamy za dużo zwierząt, niektórych się pozbędziemy. Eutanazja powinna być świadomą formą regulacji zwierzęcej nadpopulacji. Wszystko, co można zrobić, to przekonywać społeczeństwa o konieczności tak radykalnych działań. Potem pozostaje nam już tylko wierzyć, że dokładne naświetlenie przyczyn pozwoli je usprawiedliwić i zaakceptować.
- Jak poradziliście sobie z "upublicznieniem" eutanazji zwierząt w Wielkiej Brytanii? Niektóre z waszych schronisk wydają biuletyny, w których publikują statystyki uśpionych zwierząt. Czy amerykańska metoda, czyli pokazywanie w TV scen zagryzających się w zatłoczonym schronisku psów, jest dobrym rozwiązaniem?
- Niekiedy szokowanie nie jest dobrym sposobem. Ludzie odwracają się, bo nie chcą być świadkami przerażających scen. Czasami takie metody perswazji okazują się jednak skuteczne. W USA obok organizacji proeutanazyjnych działają również takie, które sprzeciwiają się tej metodzie kontroli nadpopulacji. Ale to właśnie one zamykają drzwi własnych schronisk, mówiąc "przepraszamy, już nie ma miejsca". Są więc w stanie otoczyć dożywotnią opieką 300-400 zwierząt, podczas gdy inne schroniska przyjmują tysiące psów i kotów rocznie. Wiele z tych zwierząt znajduje nowego właściciela. W Anglii większość schronisk opracowała własną "politykę" eutanazji. Sukces w uświadomieniu ludziom problemu eutanazji zależy od tego, jak bardzo władze danego kraju są zdeterminowane chęcią przejęcia kontroli nad populacją bezdomnych zwierząt. U nas ten proces trwał wiele lat. To normalne, że w państwach rozwijających się społeczeństwo najpierw zaczyna myśleć o poprawie jakości własnego życia, a dopiero potem o zwierzętach. Z czasem widok przepełnionego schroniska, gdzie szerzą się choroby, a niewiele zwierząt znajduje nowego właściciela, zaczyna przeszkadzać. Powstają lepsze miejsca, opracowywane są programy promujące sterylizację i adopcję.
- Są przecież pewne zalecenia dotyczące eutanazji, określone przez Światowe Towarzystwo Ochrony Zwierząt (WSPA) czy Królewskie Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwom wobec Zwierząt (RSPCA). Czy zawsze są one realizowane?
- Obie organizacje dysponują listą takich zaleceń. Ostateczna decyzja dotycząca pracy schroniska należy jednak do jego szefa. Wiem, że w Polsce prowadzone są schroniska, gdzie praktykuje się eutanazję. Jest też wiele takich, w których z różnych względów nie usypia się zwierząt; niestety, są one zazwyczaj przepełnione. Całkowicie zgadzam się z Ewą Banaszkiewicz z polskiej Fundacji Animals: jeśli ktoś widział scenę zagryzania się zwierząt, zmienia swoje zdanie na temat eutanazji. Widok poszarpanego psa, który zdycha w ogromnym bólu, przeraża. Eutanazja oznacza szybką i bezbolesną śmierć, w ciągu sekundy zwierzę traci przytomność i nic nie czuje. Ten wybór i decyzja należą jednak do kierowników i weterynarzy schronisk. Poprosiłabym tu krytyków eutanazji o znalezienie alternatywy. Co mamy robić z rzeszą nie chcianych przez nikogo psów?
Jeśli ktoś widział scenę zagryzania się zwierząt, zmienia swoje zdanie na temat eutanazji
- Ile jest na świecie schronisk, gdzie eutanazji dokonuje się z powodu przepełnienia? Czy uda się w nich kiedyś wyeliminować ten sposób kontroli populacji bezdomnych zwierząt?
- W wielu krajach zwierzęta usypia się ze względu na brak miejsca w schroniskach. Są to zazwyczaj psy najdłużej w nich przebywające, ponieważ uznaje się, że już im dano szansę. Do schronisk codziennie trafiają kolejne psy i dla nich trzeba zrobić miejsce. Ponadto długotrwałe utrzymywanie zwierząt, których nikt nie chce adoptować, powoduje ich frustrację i cierpienie. Myślę, że wyeliminowanie eutanazji jest możliwe, ale ten proces zajmie wiele lat. Powinno to być celem każdego, kto nazywa siebie miłośnikiem i obrońcą zwierząt. Chcemy chronić zwierzęta, a nie je zabijać. W schroniskach nie zawsze jednak jest to osiągalne, bo nie możemy się zajmować każdym psem indywidualnie, jak zrobiłby to jego właściciel spoza schroniska. Ktoś może spytać: dlaczego uśpiono tego pięknego psa? Tymczasem okazuje się, że zwierzę przebywało w schronisku trzy miesiące, nie znalazło opiekuna i musiało ustąpić miejsca nowemu. Tak wygląda rzeczywistość schroniska. Nie mówiąc o tym, możemy co najwyżej żyć w świecie ułudy.
- Nawet w londyńskim schronisku Battersee, nad którym patronat sprawuje królowa, usypia się 4 tys. z 10 tys. psów rocznie. Według danych organizacji PETA (People for Ethical Treatment of Animals), w USA usypia się nawet 45 proc. bezdomnych czworonogów. Czy któryś z krajów rozwiązał już problem nadpopulacji?
- Nie znam takiego państwa. Nie wydaje się także możliwe rozwiązanie problemu nadpopulacji w najbliższej przyszłości. W wielu krajach przykre następstwa bezdomności zwierząt udało się jednak zredukować do minimum. Dobrym przykładem są doświadczenia krajów skandynawskich. Również w Anglii borykaliśmy się z tym problemem. Dziesięć lat temu doszło do serii zagryzień przez agresywne bezdomne psy. Dziś dzięki rozległej akcji uświadamiającej i szkoleniowej oraz zastosowaniu procedur sterowania i kontroli kwestia bezdomnych zwierząt znajduje się pod ścisłą kontrolą. Podstawą tego jest opracowanie odpowiednich przepisów prawnych i to już się stało w Polsce. Drugi krok to uświadomienie ludziom odpowiedzialności za ich czworonogi, stworzenie odpowiedniego systemu rejestracji i identyfikacji. Kolejne działania dotyczą programów sterylizacji i ciągłego informowania opinii publicznej, zachęcanie do adopcji. Ważną rolę mogą tu odgrywać nie tylko schroniska, lecz także weterynarze i władze lokalne. Te ostatnie nie mogą przecież wciąż utrzymywać rozrastającej się populacji bezdomnych zwierząt.
- Wielka Brytania ma za sobą wieloletnią kampanię na rzecz odpowiedzialnego posiadania zwierząt. Polscy obrońcy zwierząt dawno już zaczęli korzystać z waszych doświadczeń.
- Sukces odnoszą zazwyczaj rządowe programy promujące adopcję zwierząt i ogólnokrajowe akcje gromadzenia funduszy dla schronisk. Znakomitym sposobem zdobywania zwolenników jest współpraca z mediami i władzami lokalnymi. Myślę, że w Polsce dobrze rozpoczęliście ten proces. Świadczy o tym chociażby rekordowy wynik adopcyjny w schronisku Na Paluchu. Ktoś może powiedzieć, że adoptowanych jest tu "tylko" 35 proc. psów, lecz dla tego typu schroniska, w tym szczególnym miejscu jest to świetny wynik. Podając dane procentowe, musimy być ostrożni, gdyż wyniki adopcji w małych schroniskach prywatnych różnią się od uzyskiwanych w dużych schroniskach gminnych. Podobnie jest zresztą z eutanazją. Na przykład gdy często występuje nosówka, więcej umierających zwierząt trzeba poddać eutanazji, a dane wyrwane z kontekstu mogą wyglądać bardzo groźnie. Dlatego szczegółowe rejestry psów, rzetelna informacja i uczciwość powinny być podstawą "polityki" schronisk.
Więcej możesz przeczytać w 24/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.