Ciekawe, jak zareagowałby Polak, każdy Polak, niezależnie od wieku, płci, politycznych przekonań czy doświadczeń życiowych,...
na wiadomość o tym, że na przykład we Włoszech ktoś publicznie drwi, szydzi i naśmiewa się z żołnierzy polskich poległych pod Monte Cassino i układa kuplety i kalambury na temat ich śmierci czy męki konania rannych. Albo jeszcze ostrzej - jaka byłaby zbiorowa reakcja społeczeństwa polskiego oraz indywidualna reakcja każdej poszczególnej jednostki tego społeczeństwa na wieść o tym, że na przykład w rosyjskim Internecie ktoś kolportuje "dowcipy", w których kpi, znieważa i bezcześci pamięć ofiar katyńskich, a więc tysięcy polskich oficerów w sposób bestialski zamordowanych przez stalinowskich siepaczy? Albo jeszcze inaczej - jak zareagowałby psychicznie zdrowy i normalny Polak, gdyby dowiedział się, że ktoś nabija się, wyśmiewa, lży i lekceważy śmierć ponad 10 tys. żołnierzy Armii Krajowej poległych w powstaniu warszawskim w sierpniu 1944 r., żartuje na temat losu 7 tys. zaginionych w tym powstaniu, naigrawa się z męki i cierpień 9 tys. rannych oraz profanuje pamięć ok. 200 tys. osób cywilnych, które poniosły śmierć w tym powstaniu? Powie ktoś, że wszystkie te pytania nie mają żadnego sensu, bo przecież wymieniona w nich możliwość jest całkowicie wykluczona, gdyż najbardziej minimalistyczne kryteria ludzkiej postawy wobec życia i śmierci, wobec męki i cierpień, wykluczają wymieniony w powyższych pytaniach stosunek do męki i śmierci Polaków podczas II wojny światowej. Okazuje się jednak, że dla niektórych owe kryteria są o wiele niższe niż najbardziej minimalistyczne.
Polska nie jest "krajem Auschwitz", ale po polsku szydzi się z ofiar Auschwitz
Wertując niedawno strony Internetu w języku polskim, natknąłem się na dwa aktualne serwery, zawierające dowcipy antyżydowskie. Nie byłoby to godne uwagi i ustosunkowania się, gdyby nie fakt, że serwery zawierają - jeden wyłącznie, a drugi w 70-80 proc. - dowcipy, których obiektem są... Żydzi spaleni w Oświęcimiu, Treblince, Majdanku itp. W zapowiedzi poprzedzającej serię 75 takich "dowcipów" autor, który zaktualizował swoje dzieło 12 lutego 1999 r., pisze, że "dowcipy antyżydowskie nie mają na celu obrażania kogokolwiek. Tak więc Żydzi bez poczucia humoru proszeni są o nieczytanie poniższego tekstu". A "poniższy" tekst jest rzeczywiście bardzo niski. Oto kilka przykładów: "Czym się różni mały Żyd od dużego? Wartością opałową; dużemu wystają nogi z pieca; duży dłużej się pali". Albo: "Napis na kominie w Oświę- cimiu: Żydzi górą". "Czym się różni Żyd od chleba? Chleb w piecu nie piszczy". "Najszybszy środek transportu Żydów? Gazociąg". "Jak się nazywa bagaż Żyda? Majdanek". "Co robi mały Żydek w kominie? Czeka na mamusię". "Ulubione książki żydowskie? "Popioły", "Popiół i diament", "Przeminęło z wiatrem"". "Co robi naga Żydówka w piecu? Podnieca ogień. Puszcza się z dymem. Kremuje się". Autor drugiego zbioru podobnych "dowcipów", kolportowanych w języku polskim na cały świat (który podaje, iż swoje dzieło tworzy w Poznaniu), nie nazywa ich - jak jego kolega - dowcipami "antyżydowskimi", ale dowcipami "o Żydach". Zebrał czy wymyślił ich 92, z tym że znaczna część powtarza się w obu zbiorach. Ale są też utwory oryginalne, owoc intelektu autora, w rodzaju: "Co to - idą Żydzi z butlami gazowymi na plecach? Obóz wędrowny". "Co ma pan przeciwko Żydom? Cyklon B". "Z czego składa się Żyd? Z jarmułki, złotego zęba i części palnej". I tak dalej, w tym samym stylu. Jak tę "twórczość" określić? Jako owoc chamstwa, ordynarności, grubiaństwa, zezwierzęcenia, zbydlęcenia, całkowitej degeneracji umysłowej, zupełnej degrengolady? Wydaje się, że wszystkie te określenia są raczej komplementem, a nie naganą. Bogaty język polski jest jednak za ubogi, by wyrazić uczucia, jakie w każdym razie we mnie wzbudziła lektura tych obrzydliwości. Nie wiem, kim są autorzy i kolporterzy tych "dowcipów", nie mam pojęcia, czy są młodzi, czy starzy, co już w swoim życiu widzieli i dokonali - jedno dla mnie jednak nie ulega wątpliwości: swoim postępowaniem obrażają miano "ludzie". Im szacunek wynikający z tego określenia się nie należy. Mimo że posługują się techniką końca XX wieku, swoim poziomem moralnym tkwią jeszcze w epoce kamiennej. Bardzo przepraszam pamięć ludzi z owej epoki - oni mieli swoje obyczaje, dziś chyba trudne do zaakceptowania, ale umieli na swój sposób uszanować śmierć i cierpienia. Internet określany jest co prawda jako "autostrada informacji i wymiany myśli", ale różni się od normalnej arterii komunikacyjnej między innymi tym, że jej użytkownicy zachowują całkowitą anonimowość. Kierowca pojazdu nie może bezkarnie szaleć na autostradzie, gdyż jego pojazd zaopatrzony jest w numer rejestracyjny i nietrudno jest ustalić tożsamość jego właściciela. Człowiek hasający po "autostradzie informacji" może wyczyniać - i jak się okazuje, nieraz wyczynia - rzeczy wręcz niedopuszczalne, bo kryje go anonimowość. A wiadomo, że ukrywanie się pod anonimowością było zawsze i jest po dziś dzień wyrazem tchórzostwa. Tchórze z przytoczonych internetowych "dowcipów" zdają sobie sprawę z tego, że w sposób cyniczny i (na skutek ich anonimowości) bezkarnie łamią obowiązujące w Polsce prawo. Uchwalony 6 czerwca 1987 r. kodeks karny Rzeczypospolitej Polskiej w artykule 257 stanowi, że "kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej podlega karze pozbawienia wolności do 3 lat". Kryjąc się jak tchórze za parawanem anonimowości, zdają sobie sprawę z bezsilności policji i prokuratury; te nie mając ich "znaku rejestracyjnego", nie mogą wszcząć śledztwa w celu ustalenia, kto się kryje za owymi internetowymi serwerami, w których publicznie znieważa się grupę ludności zamordowanej przez hitlerowców na terenie okupowanej Polski z powodu jej przynależności narodowej, rasowej i wyznaniowej. Należy zaznaczyć, że oficjalne czynniki polskie okazują dość dużą wrażliwość na nieanonimowe uwłaczające dowcipy, godzące w poczucie honoru Polaków. Niedawno Robert Edward Turner III, zwany w skrócie Ted, właściciel wielkiej amerykańskiej sieci telewizyjnej CNN oraz wydawca tygodnika "Time", w dyskusji telewizyjnej na temat dopuszczalności czy niedopuszczalności aborcji oraz stosowania środków antykoncepcyjnych wypowiedział się przeciwko stanowisku papieża w tej sprawie. A fakt, że na tronie papieskim zasiada Polak, posłużył Turnerowi jako asumpt do opowiedzenia przed telewizyjną kamerą złośliwego antypolskiego dowcipu o tym, że polscy saperzy posługują się nogami jako wykrywaczami min. Rząd RP poczuł się tym dowcipem głęboko dotknięty i wiceminister spraw zagranicznych Radek Sikorski zażądał od amerykańskiego potentata telewizji, filmu i prasy natychmiastowego przeproszenia Polaków, co też Turner uczynił. Chcę wierzyć, że z podobną stanowczością oficjalne czynniki polskie wystąpiłyby także przeciwko kolporterom owych - pożal się Boże - "dowcipów" na temat spalonych w hitlerowskich krematoriach zwłok obywateli polskich narodowości żydowskiej. Ustalenie, kto jest autorem wspomnianych serwerów internetowych w języku polskim z ohydnymi "dowcipami", jest - zdaniem znawców tematu - zadaniem dość trudnym i skomplikowanym, ale mimo wszystko możliwym. Chodzi zatem o ocenę, czy walka przeciwko sprofanowaniu języka polskiego i poniżenia jego użytkowników - a więc Polaków - w oczach całego świata, warta jest podjęcia tego wysiłku. W swoim czasie Polska wystąpiła do władz brytyjskich z żądaniem ekstradycji mieszkającej dziś w Anglii byłej prokurator z okresu stalinowskiego, Heleny Wolińskiej, której zarzuca się popełnienie wielu zbrodni sądowych. Do sprawy tej ustosunkowała się szeroko prasa brytyjska i m.in. "Sunday Times" wyraził wątpliwości, czy należy Wolińską, która jest pochodzenia żydowskiego, wydać w ręce sprawiedliwości w Polsce - "kraju Auschwitz". To skandaliczne określenie wywołało w Polsce oburzenie, gdyż sugeruje odpowiedzialność Polski za Holocaust, co jest oczywiście zupełnym nonsensem. Ale nie jest nonsensem stwierdzenie, że w Polsce dotąd nie odezwał się żaden głos gwałtownego protestu przeciwko publicznemu szydzeniu i naigrawaniu się z ofiar Holocaustu. Polska nie jest "krajem Auschwitz", ale Polska jest krajem, w którego języku szydzi się z ofiar Auschwitz. Czyżby tak zwane "miarodajne czynniki" polskie nie rozumiały, że milczenie wokół tej hańby wyrządza ogromną i niepowetowaną szkodę przede wszystkim Polsce? Pytanie to zadaję nie tylko jako Żyd, dziennikarz polski mieszkający w Izraelu, który okres Holocaustu przeżył w okupowanej Polsce, w getcie oraz m.in. w Oświęcimiu, ale także jako człowiek, którego ojciec i matka w wieku 50 lat oraz starszy ode mnie, wtedy 21-letni brat, zostali zagazowani w tym obozie i tam spaleni. Tak więc "dowcipy" o tym, "jak długo pali się Żyd", dotyczą mnie jak najbardziej osobiście. Na marginesie całej tej haniebnej sprawy warto może przypomnieć, że w hitlerowskich obozach śmierci, między innymi w Oświęcimiu, ginęli także Polacy, a więc "dowcipy" na temat czasu trwania palenia zwłok dotyczą również ich. W Oświęcimiu został przez hitlerowców zamordowany ksiądz Maksymilian Maria Kolbe, który w 1982 r. został przez papieża kanonizowany i uznany za świętego Kościoła katolickiego. Jego zwłoki zostały także spalone, najprawdopodobniej razem ze zwłokami zagazowanych Żydów i ich popioły wymieszały się. Czy więc prymas Polski kardynał Józef Glemp nie ma nic do powiedzenia na temat pogardzania, żartowania, lekceważenia, dowcipkowania i profanowania pamięci tych, którzy spalani byli w hitlerowskich fabrykach śmierci?
Polska nie jest "krajem Auschwitz", ale po polsku szydzi się z ofiar Auschwitz
Wertując niedawno strony Internetu w języku polskim, natknąłem się na dwa aktualne serwery, zawierające dowcipy antyżydowskie. Nie byłoby to godne uwagi i ustosunkowania się, gdyby nie fakt, że serwery zawierają - jeden wyłącznie, a drugi w 70-80 proc. - dowcipy, których obiektem są... Żydzi spaleni w Oświęcimiu, Treblince, Majdanku itp. W zapowiedzi poprzedzającej serię 75 takich "dowcipów" autor, który zaktualizował swoje dzieło 12 lutego 1999 r., pisze, że "dowcipy antyżydowskie nie mają na celu obrażania kogokolwiek. Tak więc Żydzi bez poczucia humoru proszeni są o nieczytanie poniższego tekstu". A "poniższy" tekst jest rzeczywiście bardzo niski. Oto kilka przykładów: "Czym się różni mały Żyd od dużego? Wartością opałową; dużemu wystają nogi z pieca; duży dłużej się pali". Albo: "Napis na kominie w Oświę- cimiu: Żydzi górą". "Czym się różni Żyd od chleba? Chleb w piecu nie piszczy". "Najszybszy środek transportu Żydów? Gazociąg". "Jak się nazywa bagaż Żyda? Majdanek". "Co robi mały Żydek w kominie? Czeka na mamusię". "Ulubione książki żydowskie? "Popioły", "Popiół i diament", "Przeminęło z wiatrem"". "Co robi naga Żydówka w piecu? Podnieca ogień. Puszcza się z dymem. Kremuje się". Autor drugiego zbioru podobnych "dowcipów", kolportowanych w języku polskim na cały świat (który podaje, iż swoje dzieło tworzy w Poznaniu), nie nazywa ich - jak jego kolega - dowcipami "antyżydowskimi", ale dowcipami "o Żydach". Zebrał czy wymyślił ich 92, z tym że znaczna część powtarza się w obu zbiorach. Ale są też utwory oryginalne, owoc intelektu autora, w rodzaju: "Co to - idą Żydzi z butlami gazowymi na plecach? Obóz wędrowny". "Co ma pan przeciwko Żydom? Cyklon B". "Z czego składa się Żyd? Z jarmułki, złotego zęba i części palnej". I tak dalej, w tym samym stylu. Jak tę "twórczość" określić? Jako owoc chamstwa, ordynarności, grubiaństwa, zezwierzęcenia, zbydlęcenia, całkowitej degeneracji umysłowej, zupełnej degrengolady? Wydaje się, że wszystkie te określenia są raczej komplementem, a nie naganą. Bogaty język polski jest jednak za ubogi, by wyrazić uczucia, jakie w każdym razie we mnie wzbudziła lektura tych obrzydliwości. Nie wiem, kim są autorzy i kolporterzy tych "dowcipów", nie mam pojęcia, czy są młodzi, czy starzy, co już w swoim życiu widzieli i dokonali - jedno dla mnie jednak nie ulega wątpliwości: swoim postępowaniem obrażają miano "ludzie". Im szacunek wynikający z tego określenia się nie należy. Mimo że posługują się techniką końca XX wieku, swoim poziomem moralnym tkwią jeszcze w epoce kamiennej. Bardzo przepraszam pamięć ludzi z owej epoki - oni mieli swoje obyczaje, dziś chyba trudne do zaakceptowania, ale umieli na swój sposób uszanować śmierć i cierpienia. Internet określany jest co prawda jako "autostrada informacji i wymiany myśli", ale różni się od normalnej arterii komunikacyjnej między innymi tym, że jej użytkownicy zachowują całkowitą anonimowość. Kierowca pojazdu nie może bezkarnie szaleć na autostradzie, gdyż jego pojazd zaopatrzony jest w numer rejestracyjny i nietrudno jest ustalić tożsamość jego właściciela. Człowiek hasający po "autostradzie informacji" może wyczyniać - i jak się okazuje, nieraz wyczynia - rzeczy wręcz niedopuszczalne, bo kryje go anonimowość. A wiadomo, że ukrywanie się pod anonimowością było zawsze i jest po dziś dzień wyrazem tchórzostwa. Tchórze z przytoczonych internetowych "dowcipów" zdają sobie sprawę z tego, że w sposób cyniczny i (na skutek ich anonimowości) bezkarnie łamią obowiązujące w Polsce prawo. Uchwalony 6 czerwca 1987 r. kodeks karny Rzeczypospolitej Polskiej w artykule 257 stanowi, że "kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej podlega karze pozbawienia wolności do 3 lat". Kryjąc się jak tchórze za parawanem anonimowości, zdają sobie sprawę z bezsilności policji i prokuratury; te nie mając ich "znaku rejestracyjnego", nie mogą wszcząć śledztwa w celu ustalenia, kto się kryje za owymi internetowymi serwerami, w których publicznie znieważa się grupę ludności zamordowanej przez hitlerowców na terenie okupowanej Polski z powodu jej przynależności narodowej, rasowej i wyznaniowej. Należy zaznaczyć, że oficjalne czynniki polskie okazują dość dużą wrażliwość na nieanonimowe uwłaczające dowcipy, godzące w poczucie honoru Polaków. Niedawno Robert Edward Turner III, zwany w skrócie Ted, właściciel wielkiej amerykańskiej sieci telewizyjnej CNN oraz wydawca tygodnika "Time", w dyskusji telewizyjnej na temat dopuszczalności czy niedopuszczalności aborcji oraz stosowania środków antykoncepcyjnych wypowiedział się przeciwko stanowisku papieża w tej sprawie. A fakt, że na tronie papieskim zasiada Polak, posłużył Turnerowi jako asumpt do opowiedzenia przed telewizyjną kamerą złośliwego antypolskiego dowcipu o tym, że polscy saperzy posługują się nogami jako wykrywaczami min. Rząd RP poczuł się tym dowcipem głęboko dotknięty i wiceminister spraw zagranicznych Radek Sikorski zażądał od amerykańskiego potentata telewizji, filmu i prasy natychmiastowego przeproszenia Polaków, co też Turner uczynił. Chcę wierzyć, że z podobną stanowczością oficjalne czynniki polskie wystąpiłyby także przeciwko kolporterom owych - pożal się Boże - "dowcipów" na temat spalonych w hitlerowskich krematoriach zwłok obywateli polskich narodowości żydowskiej. Ustalenie, kto jest autorem wspomnianych serwerów internetowych w języku polskim z ohydnymi "dowcipami", jest - zdaniem znawców tematu - zadaniem dość trudnym i skomplikowanym, ale mimo wszystko możliwym. Chodzi zatem o ocenę, czy walka przeciwko sprofanowaniu języka polskiego i poniżenia jego użytkowników - a więc Polaków - w oczach całego świata, warta jest podjęcia tego wysiłku. W swoim czasie Polska wystąpiła do władz brytyjskich z żądaniem ekstradycji mieszkającej dziś w Anglii byłej prokurator z okresu stalinowskiego, Heleny Wolińskiej, której zarzuca się popełnienie wielu zbrodni sądowych. Do sprawy tej ustosunkowała się szeroko prasa brytyjska i m.in. "Sunday Times" wyraził wątpliwości, czy należy Wolińską, która jest pochodzenia żydowskiego, wydać w ręce sprawiedliwości w Polsce - "kraju Auschwitz". To skandaliczne określenie wywołało w Polsce oburzenie, gdyż sugeruje odpowiedzialność Polski za Holocaust, co jest oczywiście zupełnym nonsensem. Ale nie jest nonsensem stwierdzenie, że w Polsce dotąd nie odezwał się żaden głos gwałtownego protestu przeciwko publicznemu szydzeniu i naigrawaniu się z ofiar Holocaustu. Polska nie jest "krajem Auschwitz", ale Polska jest krajem, w którego języku szydzi się z ofiar Auschwitz. Czyżby tak zwane "miarodajne czynniki" polskie nie rozumiały, że milczenie wokół tej hańby wyrządza ogromną i niepowetowaną szkodę przede wszystkim Polsce? Pytanie to zadaję nie tylko jako Żyd, dziennikarz polski mieszkający w Izraelu, który okres Holocaustu przeżył w okupowanej Polsce, w getcie oraz m.in. w Oświęcimiu, ale także jako człowiek, którego ojciec i matka w wieku 50 lat oraz starszy ode mnie, wtedy 21-letni brat, zostali zagazowani w tym obozie i tam spaleni. Tak więc "dowcipy" o tym, "jak długo pali się Żyd", dotyczą mnie jak najbardziej osobiście. Na marginesie całej tej haniebnej sprawy warto może przypomnieć, że w hitlerowskich obozach śmierci, między innymi w Oświęcimiu, ginęli także Polacy, a więc "dowcipy" na temat czasu trwania palenia zwłok dotyczą również ich. W Oświęcimiu został przez hitlerowców zamordowany ksiądz Maksymilian Maria Kolbe, który w 1982 r. został przez papieża kanonizowany i uznany za świętego Kościoła katolickiego. Jego zwłoki zostały także spalone, najprawdopodobniej razem ze zwłokami zagazowanych Żydów i ich popioły wymieszały się. Czy więc prymas Polski kardynał Józef Glemp nie ma nic do powiedzenia na temat pogardzania, żartowania, lekceważenia, dowcipkowania i profanowania pamięci tych, którzy spalani byli w hitlerowskich fabrykach śmierci?
Więcej możesz przeczytać w 25/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.