Coraz więcej bogatych firm działających na polskim rynku dysponuje znacznymi pieniędzmi na kulturę
Przybywa instytucji kulturalnych poszukujących wsparcia poza państwowymi dotacjami. Współpraca biznesu z kulturą wciąż jednak kuleje. Artyści chcieliby bowiem otrzymywać pieniądze jak niegdyś od państwa, bez żadnych warunków wstępnych, a biznesmeni chętnie lokują gotówkę wyłącznie w profesjonalnie przygotowanych przedsięwzięciach. Ten impas unaoczniła sesja "Laur dla mecenasa", poświęcona finansowaniu kultury ze źródeł prywatnych, zorganizowana 11 czerwca w krakowskiej Villi Deciusa. Ludzie biznesu byli zasadniczo zgodni: polscy artyści jeszcze nie nauczyli się współżyć ze światem finansów. Umieją biernie przyjmować pieniądze, natomiast za godne pogardy uchodzą zabiegi mające na celu ich pozyskanie. Henryka Bochniarz, prezes Polskiej Rady Biznesu, zwracała uwagę na to, iż żadna z rządzących ekip do dziś nie zdobyła się na radykalną reformę finansowania kultury. Wręcz przeciwnie: ostatnia reforma samorządowa pokazuje, że popełniono tu te same błędy, jakie towarzyszyły restrukturyzacji polskiego przemysłu. Wydzielanie "cienkiej zupki" po kolei każdej instytucji spowodowało, że wskutek tak niskiego finansowania żadna z nich nie była w stanie się rozwinąć, ale też żadna nie upadła. - W Warszawie liczba teatrów w stosunku do tamtejszej publiczności bije wszelkie światowe rekordy, ale żaden z nich nie został zamknięty po to, by przeznaczone dla niego dotacje mogła przejąć lepsza scena - przypomina Henryka Bochniarz. Po komunizmie odziedziczyliśmy przekonanie, że za utrzymywanie kultury odpowiedzialne jest państwo. Coraz częściej w kręgach artystów, dotychczas nieustannie dotowanych, umacnia się jednak przeświadczenie, że mecenat państwowy został automatycznie zastąpiony przez sponsoring.
Polscy artyści wolą się dopraszać u sponsorów o dotacje, zamiast proponować obustronnie korzystne transakcje
Pojawienie się klasy ludzi bogatych spowodowało, że spora grupa artystów poczuła się na nowo zwolniona z odpowiedzialności za finansowanie przedsięwzięć kulturalnych. Wyraża się to w przekonaniu, że tak jak poprzednio pieniądze bez pytania łożyło państwo, tak teraz bez sprzeciwu powinni je wykładać ci, którzy się dorobili. Tymczasem - jak podkreślała Henryka Bochniarz - dla podtrzymania bytu filharmonii równie ważny jest stały miesięczny abonament słuchacza, którego stać na wyłożenie 10 zł, jak i dotacja melomana, który może przeznaczyć na ten cel stokrotnie więcej. Od funduszy jako takich ważniejsze jest bowiem budowanie wokół przedsięwzięć kulturalnych otoczki życzliwego zainteresowania. - Drastyczne pozbawienie funduszy państwowych może się okazać terapią stosunkowo łagodną w wypadku teatru, kiedy pracę straci kilka osób, ale pozostaje działaniem groźnym w wypadku muzeów. Ich zadaniem jest nie tylko uprawianie tzw. działalności kulturalnej, lecz przede wszystkim przechowywanie dziedzictwa kulturowego. Jeżeli państwo odmówi swoich pieniędzy, część naszego dorobku po prostu ulegnie zniszczeniu, gdyż jeszcze długo nie będzie w Polsce tak bogatych mecenasów, że byliby w stanie utrzymywać muzea - replikowała Zofia Gołubiew, wicedyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie. Po dziesięciu latach funkcjonowania wolnego rynku większość twórców wciąż uważa pieniądze za żywioł "obrzydliwy". - Marzeniem naszego artysty jest być prześladowanym, ale tak, aby to prześladowanie było nieskuteczne. W efekcie zyskuje on status cierpiętnika, za co chciałby pobierać z naszych podatków stałe wynagrodzenie - uważa Leszek Mikos, prezes spółki Mikos Group. Tymczasem - jak twierdzi Mikos i spora grupa liberałów - finansować należałoby nie poszczególnych artystów i pojedyncze przedsięwzięcia, ale infrastrukturę kultury, a więc na przykład encyklopedie, słowniki czy edycje kanonu literatury, co sprawia, że społeczeństwo staje się zbiorowością ludzi wykształconych i biorących udział w życiu kulturalnym. - Sponsoring często bywa mylony z dobroczynnością - twierdzi Marek Piwowarczyk, prezes zarządu Telkom Telos SA w Krakowie. Biznesmen, który wykłada pieniądze na potrzeby artysty, uprawia jednak działalność charytatywną. W Polsce sponsorowany cały swój wysiłek skupia na zdobyciu pieniędzy, natomiast zazwyczaj nie chce lub nie umie przedstawić własnej oferty. Tymczasem biznes, który byłby skłonny łożyć na kulturę, chce mieć z tego bodaj taką korzyść, iż zwiąże logo własnej firmy z poważnym przedsięwzięciem kulturalnym. Jeśli nawet ta fuzja uda się, bywa zwykle przemilczana przez media, które broniąc się przed kryptoreklamą, wzdragają się przed wskazaniem finansowego autora wydarzenia artystycznego, chociaż nikt sobie nie wyobraża, by mogli pominąć autora książki czy reżysera spektaklu teatralnego. - Prośby o sponsoring kierowane są do przedsiębiorstw metodą desantową - ocenia Jacek Pacholczyk, zajmujący się marketingiem w Telekomunikacji Polskiej SA. Pełne obietnic oferty adresowane są do wszystkich firm znajdujących się w zasięgu połączeń faksowych. Uzasadnienie, a raczej jego brak, nie pozwala ich jednak traktować poważnie.
Polscy artyści wolą się dopraszać u sponsorów o dotacje, zamiast proponować obustronnie korzystne transakcje
Pojawienie się klasy ludzi bogatych spowodowało, że spora grupa artystów poczuła się na nowo zwolniona z odpowiedzialności za finansowanie przedsięwzięć kulturalnych. Wyraża się to w przekonaniu, że tak jak poprzednio pieniądze bez pytania łożyło państwo, tak teraz bez sprzeciwu powinni je wykładać ci, którzy się dorobili. Tymczasem - jak podkreślała Henryka Bochniarz - dla podtrzymania bytu filharmonii równie ważny jest stały miesięczny abonament słuchacza, którego stać na wyłożenie 10 zł, jak i dotacja melomana, który może przeznaczyć na ten cel stokrotnie więcej. Od funduszy jako takich ważniejsze jest bowiem budowanie wokół przedsięwzięć kulturalnych otoczki życzliwego zainteresowania. - Drastyczne pozbawienie funduszy państwowych może się okazać terapią stosunkowo łagodną w wypadku teatru, kiedy pracę straci kilka osób, ale pozostaje działaniem groźnym w wypadku muzeów. Ich zadaniem jest nie tylko uprawianie tzw. działalności kulturalnej, lecz przede wszystkim przechowywanie dziedzictwa kulturowego. Jeżeli państwo odmówi swoich pieniędzy, część naszego dorobku po prostu ulegnie zniszczeniu, gdyż jeszcze długo nie będzie w Polsce tak bogatych mecenasów, że byliby w stanie utrzymywać muzea - replikowała Zofia Gołubiew, wicedyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie. Po dziesięciu latach funkcjonowania wolnego rynku większość twórców wciąż uważa pieniądze za żywioł "obrzydliwy". - Marzeniem naszego artysty jest być prześladowanym, ale tak, aby to prześladowanie było nieskuteczne. W efekcie zyskuje on status cierpiętnika, za co chciałby pobierać z naszych podatków stałe wynagrodzenie - uważa Leszek Mikos, prezes spółki Mikos Group. Tymczasem - jak twierdzi Mikos i spora grupa liberałów - finansować należałoby nie poszczególnych artystów i pojedyncze przedsięwzięcia, ale infrastrukturę kultury, a więc na przykład encyklopedie, słowniki czy edycje kanonu literatury, co sprawia, że społeczeństwo staje się zbiorowością ludzi wykształconych i biorących udział w życiu kulturalnym. - Sponsoring często bywa mylony z dobroczynnością - twierdzi Marek Piwowarczyk, prezes zarządu Telkom Telos SA w Krakowie. Biznesmen, który wykłada pieniądze na potrzeby artysty, uprawia jednak działalność charytatywną. W Polsce sponsorowany cały swój wysiłek skupia na zdobyciu pieniędzy, natomiast zazwyczaj nie chce lub nie umie przedstawić własnej oferty. Tymczasem biznes, który byłby skłonny łożyć na kulturę, chce mieć z tego bodaj taką korzyść, iż zwiąże logo własnej firmy z poważnym przedsięwzięciem kulturalnym. Jeśli nawet ta fuzja uda się, bywa zwykle przemilczana przez media, które broniąc się przed kryptoreklamą, wzdragają się przed wskazaniem finansowego autora wydarzenia artystycznego, chociaż nikt sobie nie wyobraża, by mogli pominąć autora książki czy reżysera spektaklu teatralnego. - Prośby o sponsoring kierowane są do przedsiębiorstw metodą desantową - ocenia Jacek Pacholczyk, zajmujący się marketingiem w Telekomunikacji Polskiej SA. Pełne obietnic oferty adresowane są do wszystkich firm znajdujących się w zasięgu połączeń faksowych. Uzasadnienie, a raczej jego brak, nie pozwala ich jednak traktować poważnie.
Więcej możesz przeczytać w 25/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.