Jeśli dawno nie odwiedzaliśmy znajomych, zwykle nie odnajdziemy ich pod starym adresem
Ludzie sukcesu opuszczają śródmieścia. Jeśli nie mogą się stamtąd wyprowadzić, uciekają choćby na weekendy. Polskie miasta czeka los amerykańskich down-towns, centrów bankowo-biznesowych, pustoszejących po godzinach pracy, otoczonych rozkwitającymi przedmieściami, pełnymi niskich willi i domów z ogrodami. Architekci nazywają ten model "ciastkiem z dziurką". Wielkie blokowiska z gierkowskiej płyty nieuchronnie przekształcają się w slumsy.
Wyprowadzają się artyści, adwokaci, biznesmeni. Anna Dymna, Andrzej Sikorowski, Aleksander Gudzowaty, Katarzyna Dowbor, Małgorzata Niezabitowska, Stanisław Lem, Zbigniew Zamachowski, Artur Barciś, Wiesław Walendziak, Krzysztof Materna, Tomasz Raczek, Andrzej Pągowski, Wojciech Mann, Krzysztof Daukszewicz, Andrzej Olechowski, Jerzy Kryszak, Wojciech Siemion, Ryszard Bugaj, Krzysztof Penderecki, Jan Wołek, Piotr Nowina-Konopka, Bogusław Linda - to tylko nieliczni spośród tych, którzy zdecydowali się na "wielką ucieczkę". W ich zgodnej opinii mieszkanie w ekologicznych warunkach z nadwyżką rekompensuje czas stracony na dojazdy do pracy.
- Nie wyobrażałem sobie życia poza gwarnym centrum. Jednak brudna klatka schodowa, wyłamywany domofon, kłopoty z parkowaniem, włamania do samochodu zaczęły mnie przekonywać do zmiany - mówi reżyser Andrzej Zaorski. - Potworny warszawski hałas, brak przyjemności spacerowania po centrum, ogromna liczba samochodów, a przede wszystkim obrzydliwa woda, nie nadająca się ani do picia, ani do mycia, były nie do wytrzymania. Gdy tylko dzieci skończyły szkoły i wyfrunęły z gniazda, w ciągu piętnastu minut podjęliśmy decyzję o wyniesieniu się z miasta. Parterowy dom, ogród, zachody słońca, śniadania na tarasie są nie do przecenienia - mówi piosenkarka Kora Jackowska. - Decyzja o ucieczce z miasta zapadła bardzo szybko. Po prostu dwa psy, które mam, zaczęły się gryźć, walcząc o miejsce. Wtedy już wiedzieliśmy, że musimy poszukać własnego domu - wspomina Piotr Strzałkowski, konsultant ds. marketingu.
Pustoszenie centrów miast eksperci tłumaczą naturalnym rozwojem społeczeństw. - Industrializm sprawił, że społeczeństwa europejskie w wieku XIX i XX szukały w mieście raju. W tym samym czasie filozofowie i artyści widzieli w nim piekło. Podział taki nie wytrzymał jednak próby czasu. Straciła znaczenie opozycja miasto - prowincja, która jeszcze w latach 60. i 70. wyznaczała kierunek awansu społecznego. Wypchnięcie z miasta było osobistą klęską. Opinia nieudaczników towarzyszyła także tym, którzy wyjeżdżali na Mazury czy w Bieszczady, aby tam tworzyć lub filozofować. Było w tym coś z misji, chęci wypróbowania alternatywnego stylu życia. Dziś porzucenie miasta nie jest ucieczką. Jest krokiem do duchowego zbudowania własnej osobowości. Pozwala żyć inaczej - mówi prof. Roch Sulima, antropolog i historyk kultury.
Takie życie wybrał Rudolf Skowroński, prezes Inter Commerce. - Od wczesnej wiosny do późnej jesieni na Mazurach spędzam pół tygodnia, a co najmniej każdy weekend. Większość spraw można dziś załatwić przez telefon, faks lub Internet. Skoro można kierować firmą z Nowego Jorku, to tym bardziej z Mazur - mówi Skowroński. - Uciekliśmy z miasta dziesięć lat temu. Dom w Puszczy Kampinoskiej stał się moim miejscem na ziemi. Pięćdziesiąt kilometrów dzielących mój dom od biura na warszawskim Bemowie pokonuję w ciągu 40-45 minut. Mojemu zastępcy mieszkającemu przy Woronicza droga do pracy czasem zabiera więcej czasu. Nie odczuwamy także braku kontaktu z kulturą, często bywamy w teatrze. Dzieci nazywają wyjazdy do miasta "chodzeniem po twardym" - mówi Janusz Jezierski, szef firmy ABC Direct Contact.
Wyjazd z miasta jest często marzeniem możliwym do zrealizowania dopiero na emeryturze. Wojciech Furman, impresario, współtwórca kabaretu Wagabunda, w wieku 78 lat sprzedał mieszkanie w Warszawie i wyprowadził się do Zakopanego. Stolicę odwiedza "z dużą obrzydliwością". Po wyprowadzeniu się z miasta najlepsze książki i eseje piszą Andrzej Stasiuk i Monika Sznajderman. - Opuszczając miasto, niczego nie straciłem. Staram się jak najkrócej być w Warszawie i jak najszybciej wracać na swoją wieś. Zyskałem spokój, nie martwię się o bezpieczeństwo dzieci, o samochód - mówi Piotr Strzałkowski.
Polskie miasta czeka los amerykańskich down-towns, centrów biznesowych, pustoszejących po godzinach pracy
Przeszkodą w przeprowadzce na wieś przestają być pieniądze. - Cena metra kwadratowego domu jest dwa razy niższa niż mieszkania w bloku. Ważnym warunkiem jest posiadanie dwóch samochodów w rodzinie - mówi Witold Pasek, specjalista public relations, mieszkaniec okolic Zalewu Zegrzyńskiego. Potwierdzają tę opinię pośrednicy w handlu nieruchomościami. - Coraz więcej Polaków wynosi się z miasta na obrzeża bądź wręcz na wieś. W centrum powstają miejsca pracy, natomiast ludzie przenoszą się na prowincję. Systematycznie obserwujemy wzrost zainteresowania obszarami oddalonymi od centrum. Za cenę stumetrowego mieszkania w Warszawie stosunkowo łatwo można kupić spory dom z ogrodem w odległości trzydziestu kilometrów od Pałacu Kultury - mówi Bartosz Ceglarski z firmy Polanowscy-Nieruchomości. - Niepraktyczne budynki z wielkiej płyty zaczynają być postrzegane jako swoisty substandard - dodaje Jerzy Muszyński z agencji nieruchomości Unikat.
Niektórzy wyjeżdżają z miasta już przekonani, inni przekonują się dopiero po zamieszkaniu we własnym domu. - Walorami życia na wsi jest spokój, cisza, mniej pokus. W mieście człowiek jest cały czas atakowany przez reklamy i podświadomie zaczyna pożądać rzeczy niepotrzebnych. Na wsi ludzie akceptują niemal każdy styl życia i wygląd. W mieście stale musimy się dostosowywać do innych. Życie na wsi jest o wiele prawdziwsze. Nie trzeba udawać - mówi Edi Pyrek, dziennikarz i podróżnik. - Do przeprowadzki namówiła mnie żona. Jednak po kilku miesiącach zaraziłem się atmosferą, stylem życia i krajobrazem leśnych okolic miasta. Zacząłem nawet projektować ogródek skalny, doceniać ciszę i spacery z psem po łąkach. Życie poza Warszawą odświeżyło moje kontakty towarzyskie. Poza miastem zauważa się nagle sąsiadów, uczestniczy w lokalnych spotkaniach i zabawach, nawet balach przebierańców. Poznaje się swojego piekarza, pana z kiosku, panią ze sklepu. Prowincja ma uroczy walor swojskości - uważa Andrzej Zaorski.
O wyborze miejsca na dom decyduje najczęściej komunikacja i szybkość dojazdu. Dopiero po kilku miesiącach "uciekinierzy" poznają skróty i objazdy pozwalające omijać korki przed wjazdem do miasta. Na ogół są one wielką tajemnicą, przekazywaną jedynie najlepszym przyjaciołom. - Umawiam się tylko przed południem bądź wieczorem. Mieszkanie poza miastem jest dobrym rozwiązaniem dla osób mających stabilną pozycję zawodową, rodzinną i towarzyską - twierdzi Kora Jackowska. - Droga do Warszawy zajmuje mi półtorej godziny. W zamian za to moja matka i moje dzieci mają cudowne życie. Blisko szkołę, wspaniałe środowisko, las - opowiada Krystyna Janda. - W Milanówku wszystko jest prostsze, tańsze, bardziej przyjazne ludziom. Godzina spędzona we własnym ogrodzie jest warta kilku godzin w mieście. Życie w Warszawie to było życie cały czas na szpilkach. Od momentu, kiedy się przeprowadziłam, mam uczucie, jakbym była cały czas na wakacjach, a tylko z tych wakacji dojeżdżam do pracy. - Godzinny dojazd do Warszawy początkowo mnie denerwował - mówi Andrzej Zaorski. - Teraz zaczynam traktować ten czas jako chwilę potrzebną na refleksję, przemyślenie planów dnia, podsumowanie zdarzeń. Praktycznie tylko w takich momentach człowiek jest sam, nawet jeśli stoi w korkach.
- Wyprowadzenie się z miasta daje większe możliwości wyboru. W mieście można żyć tylko na sposób miejski. Poza miastem dowolność stylu życia jest przeogromna. Odnawia się dzisiaj kult własnego miejsca, siedliska neutralizującego otoczenie. Własne miejsce pozwala urządzać świat według własnego wzoru. Współczesny człowiek tęskni do takiego domu, za którego progiem zamiast klatki schodowej jest ogród i trawa. Raj znowu przenosi się na wieś. Nie udało się go zbudować wokół fabrycznych hal - mówi prof. Roch Sulima. - Poza Warszawą lepiej wypoczywam, śpię i myślę; filiżanka kawy na własnym tarasie jest na pewno znakomitym rozpoczęciem dnia; na wsi żyje się wolniej, a to znaczy dłużej - uzupełniają nowi mieszkańcy prowincji.
Wyprowadzają się artyści, adwokaci, biznesmeni. Anna Dymna, Andrzej Sikorowski, Aleksander Gudzowaty, Katarzyna Dowbor, Małgorzata Niezabitowska, Stanisław Lem, Zbigniew Zamachowski, Artur Barciś, Wiesław Walendziak, Krzysztof Materna, Tomasz Raczek, Andrzej Pągowski, Wojciech Mann, Krzysztof Daukszewicz, Andrzej Olechowski, Jerzy Kryszak, Wojciech Siemion, Ryszard Bugaj, Krzysztof Penderecki, Jan Wołek, Piotr Nowina-Konopka, Bogusław Linda - to tylko nieliczni spośród tych, którzy zdecydowali się na "wielką ucieczkę". W ich zgodnej opinii mieszkanie w ekologicznych warunkach z nadwyżką rekompensuje czas stracony na dojazdy do pracy.
- Nie wyobrażałem sobie życia poza gwarnym centrum. Jednak brudna klatka schodowa, wyłamywany domofon, kłopoty z parkowaniem, włamania do samochodu zaczęły mnie przekonywać do zmiany - mówi reżyser Andrzej Zaorski. - Potworny warszawski hałas, brak przyjemności spacerowania po centrum, ogromna liczba samochodów, a przede wszystkim obrzydliwa woda, nie nadająca się ani do picia, ani do mycia, były nie do wytrzymania. Gdy tylko dzieci skończyły szkoły i wyfrunęły z gniazda, w ciągu piętnastu minut podjęliśmy decyzję o wyniesieniu się z miasta. Parterowy dom, ogród, zachody słońca, śniadania na tarasie są nie do przecenienia - mówi piosenkarka Kora Jackowska. - Decyzja o ucieczce z miasta zapadła bardzo szybko. Po prostu dwa psy, które mam, zaczęły się gryźć, walcząc o miejsce. Wtedy już wiedzieliśmy, że musimy poszukać własnego domu - wspomina Piotr Strzałkowski, konsultant ds. marketingu.
Pustoszenie centrów miast eksperci tłumaczą naturalnym rozwojem społeczeństw. - Industrializm sprawił, że społeczeństwa europejskie w wieku XIX i XX szukały w mieście raju. W tym samym czasie filozofowie i artyści widzieli w nim piekło. Podział taki nie wytrzymał jednak próby czasu. Straciła znaczenie opozycja miasto - prowincja, która jeszcze w latach 60. i 70. wyznaczała kierunek awansu społecznego. Wypchnięcie z miasta było osobistą klęską. Opinia nieudaczników towarzyszyła także tym, którzy wyjeżdżali na Mazury czy w Bieszczady, aby tam tworzyć lub filozofować. Było w tym coś z misji, chęci wypróbowania alternatywnego stylu życia. Dziś porzucenie miasta nie jest ucieczką. Jest krokiem do duchowego zbudowania własnej osobowości. Pozwala żyć inaczej - mówi prof. Roch Sulima, antropolog i historyk kultury.
Takie życie wybrał Rudolf Skowroński, prezes Inter Commerce. - Od wczesnej wiosny do późnej jesieni na Mazurach spędzam pół tygodnia, a co najmniej każdy weekend. Większość spraw można dziś załatwić przez telefon, faks lub Internet. Skoro można kierować firmą z Nowego Jorku, to tym bardziej z Mazur - mówi Skowroński. - Uciekliśmy z miasta dziesięć lat temu. Dom w Puszczy Kampinoskiej stał się moim miejscem na ziemi. Pięćdziesiąt kilometrów dzielących mój dom od biura na warszawskim Bemowie pokonuję w ciągu 40-45 minut. Mojemu zastępcy mieszkającemu przy Woronicza droga do pracy czasem zabiera więcej czasu. Nie odczuwamy także braku kontaktu z kulturą, często bywamy w teatrze. Dzieci nazywają wyjazdy do miasta "chodzeniem po twardym" - mówi Janusz Jezierski, szef firmy ABC Direct Contact.
Wyjazd z miasta jest często marzeniem możliwym do zrealizowania dopiero na emeryturze. Wojciech Furman, impresario, współtwórca kabaretu Wagabunda, w wieku 78 lat sprzedał mieszkanie w Warszawie i wyprowadził się do Zakopanego. Stolicę odwiedza "z dużą obrzydliwością". Po wyprowadzeniu się z miasta najlepsze książki i eseje piszą Andrzej Stasiuk i Monika Sznajderman. - Opuszczając miasto, niczego nie straciłem. Staram się jak najkrócej być w Warszawie i jak najszybciej wracać na swoją wieś. Zyskałem spokój, nie martwię się o bezpieczeństwo dzieci, o samochód - mówi Piotr Strzałkowski.
Polskie miasta czeka los amerykańskich down-towns, centrów biznesowych, pustoszejących po godzinach pracy
Przeszkodą w przeprowadzce na wieś przestają być pieniądze. - Cena metra kwadratowego domu jest dwa razy niższa niż mieszkania w bloku. Ważnym warunkiem jest posiadanie dwóch samochodów w rodzinie - mówi Witold Pasek, specjalista public relations, mieszkaniec okolic Zalewu Zegrzyńskiego. Potwierdzają tę opinię pośrednicy w handlu nieruchomościami. - Coraz więcej Polaków wynosi się z miasta na obrzeża bądź wręcz na wieś. W centrum powstają miejsca pracy, natomiast ludzie przenoszą się na prowincję. Systematycznie obserwujemy wzrost zainteresowania obszarami oddalonymi od centrum. Za cenę stumetrowego mieszkania w Warszawie stosunkowo łatwo można kupić spory dom z ogrodem w odległości trzydziestu kilometrów od Pałacu Kultury - mówi Bartosz Ceglarski z firmy Polanowscy-Nieruchomości. - Niepraktyczne budynki z wielkiej płyty zaczynają być postrzegane jako swoisty substandard - dodaje Jerzy Muszyński z agencji nieruchomości Unikat.
Niektórzy wyjeżdżają z miasta już przekonani, inni przekonują się dopiero po zamieszkaniu we własnym domu. - Walorami życia na wsi jest spokój, cisza, mniej pokus. W mieście człowiek jest cały czas atakowany przez reklamy i podświadomie zaczyna pożądać rzeczy niepotrzebnych. Na wsi ludzie akceptują niemal każdy styl życia i wygląd. W mieście stale musimy się dostosowywać do innych. Życie na wsi jest o wiele prawdziwsze. Nie trzeba udawać - mówi Edi Pyrek, dziennikarz i podróżnik. - Do przeprowadzki namówiła mnie żona. Jednak po kilku miesiącach zaraziłem się atmosferą, stylem życia i krajobrazem leśnych okolic miasta. Zacząłem nawet projektować ogródek skalny, doceniać ciszę i spacery z psem po łąkach. Życie poza Warszawą odświeżyło moje kontakty towarzyskie. Poza miastem zauważa się nagle sąsiadów, uczestniczy w lokalnych spotkaniach i zabawach, nawet balach przebierańców. Poznaje się swojego piekarza, pana z kiosku, panią ze sklepu. Prowincja ma uroczy walor swojskości - uważa Andrzej Zaorski.
O wyborze miejsca na dom decyduje najczęściej komunikacja i szybkość dojazdu. Dopiero po kilku miesiącach "uciekinierzy" poznają skróty i objazdy pozwalające omijać korki przed wjazdem do miasta. Na ogół są one wielką tajemnicą, przekazywaną jedynie najlepszym przyjaciołom. - Umawiam się tylko przed południem bądź wieczorem. Mieszkanie poza miastem jest dobrym rozwiązaniem dla osób mających stabilną pozycję zawodową, rodzinną i towarzyską - twierdzi Kora Jackowska. - Droga do Warszawy zajmuje mi półtorej godziny. W zamian za to moja matka i moje dzieci mają cudowne życie. Blisko szkołę, wspaniałe środowisko, las - opowiada Krystyna Janda. - W Milanówku wszystko jest prostsze, tańsze, bardziej przyjazne ludziom. Godzina spędzona we własnym ogrodzie jest warta kilku godzin w mieście. Życie w Warszawie to było życie cały czas na szpilkach. Od momentu, kiedy się przeprowadziłam, mam uczucie, jakbym była cały czas na wakacjach, a tylko z tych wakacji dojeżdżam do pracy. - Godzinny dojazd do Warszawy początkowo mnie denerwował - mówi Andrzej Zaorski. - Teraz zaczynam traktować ten czas jako chwilę potrzebną na refleksję, przemyślenie planów dnia, podsumowanie zdarzeń. Praktycznie tylko w takich momentach człowiek jest sam, nawet jeśli stoi w korkach.
- Wyprowadzenie się z miasta daje większe możliwości wyboru. W mieście można żyć tylko na sposób miejski. Poza miastem dowolność stylu życia jest przeogromna. Odnawia się dzisiaj kult własnego miejsca, siedliska neutralizującego otoczenie. Własne miejsce pozwala urządzać świat według własnego wzoru. Współczesny człowiek tęskni do takiego domu, za którego progiem zamiast klatki schodowej jest ogród i trawa. Raj znowu przenosi się na wieś. Nie udało się go zbudować wokół fabrycznych hal - mówi prof. Roch Sulima. - Poza Warszawą lepiej wypoczywam, śpię i myślę; filiżanka kawy na własnym tarasie jest na pewno znakomitym rozpoczęciem dnia; na wsi żyje się wolniej, a to znaczy dłużej - uzupełniają nowi mieszkańcy prowincji.
Więcej możesz przeczytać w 25/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.