Rocznik 1921. Tadeusz Różewicz był rówieśnikiem Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Tadeusz Gajcy był o rok młodszy. Kiedy w debiutanckim (nie licząc konspiracyjnie wydanych „Ech leśnych”) tomie „Niepokój” (z 1947 r.) pisał „ocalałem / prowadzony na rzeź”, pisał także o sobie, żołnierzu leśnego oddziału AK z prowincjonalnego Radomska, o chłopaku, którego starszy brat, także partyzant, zginął, ujęty i rozstrzelany przez Niemców. Wojnę Różewicz uważał za koniec świata – i koniec poezji takiej, jaka była dotąd. Po latach – w nawiązaniu do sławnej formuły Adorna o niemożliwości pisania poezji po Auschwitz – wspominał w wierszu swoje „zadanie domowe” z początków twórczości: „Stworzyć poezję po Oświęcimiu”. Stworzył ją, wykreował nowy język wiersza, prosty, bez ozdobników, płynący jakby ze ściśniętego gardła; zarazem beznamiętny i wrzący od emocji. Zauważono i doceniono go od razu. „Szczęśliwy naród który ma poetę / I w trudach swoich nie kroczy w milczeniu” – pisał o dekadę starszy Czesław Miłosz w wierszu „Do Tadeusza Różewicza, poety” w roku 1950.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.