Światowa eksplozja muzyki latynoskiej
Ricky Martin i Jennifer Lopez to dwie osobowości, które zdominowały rynek muzyki pop w Stanach Zjednoczonych w pierwszej połowie 1999 r. Artyści z Meksyku, Ameryki Południowej czy basenu Morza Karaibskiego, a szczególnie z Kuby, od dawna odnosili międzynarodowe sukcesy, ale obecny, globalny triumf pozwala mówić o prawdziwej eksplozji latynoskiej muzyki pop.
Trzydzieści lat po pierwszych sukcesach niepowtarzalnego Jose Feliciano kolejny chłopak z malutkiego Puerto Rico - Ricky Martin - podbił świat tymi samymi atrybutami: muzykalnością i witalnością. O ile wielka kariera Feliciano trwała tak naprawdę tylko kilka lat, o tyle nikt nie ma wątpliwości, że Martin zagości na szczycie sławy znacznie dłużej. Jego poprzedni hiszpański album "Vuelve" z piłkarskim hitem "La Copa de la Vida" sprzedał się na całym świecie w nakładzie przekraczającym 6 mln egzemplarzy (w Polsce zakupiono ponad 40 tys. płyt). Wydany niedawno nowy, anglojęzyczny krążek Ricky?ego Martina z megahitem "Livin La Vida Loca" ma już w Polsce status złotego (50 tys.), dominując na listach przebojów całego świata. Fakt, że pojawiła się na nim piosenka "Be Careful", nagrana w duecie z Madonną, najlepiej świadczy o gwiazdorskim statusie artysty.
Podobna histeria, jaka towarzyszy występom Martina, obserwowana jest też w Ameryce na koncertach 24-letniego Enrique Iglesiasa. Krytycy porównują zachowanie fanek na ich koncertach do euforii, jaką wywoływali swego czasu The Beatles. Tak jak wszystkie latynoskie gwiazdy Enrique - syn słynnego Julia - jest dwujęzyczny i po podboju Hiszpanii rusza na europejskie listy przebojów ze znakomitą, letnią angielską piosenką "Bailamos". Wiele wskazuje na to, że dzięki niej przystojny Enrique odniesie wielki sukces, choć do sławy ojca jeszcze mu daleko. Legendarny Julio sprzedał bowiem ponad 200 mln płyt i wydatnie pomógł przetrzeć drogę do kariery Martinowi i Enrique. To właśnie on, były bramkarz madryckiego Realu, i Kubanka Gloria Estefan otworzyli w połowie lat 80. oczy i uszy świata na latynoskich artystów. Iglesias i Estefan udowodnili, że ta muzyka może mieć odbiorców na całym świecie. W Ameryce mieszka ponad 40 mln Latynosów, którzy stworzyli bardzo silną grupę etniczną, preferującą rodzimy rodzaj muzyki, a w Los Angeles coraz trudniej porozumiewać się po angielsku, bo tamtejsza populacja chicanos wzrosła niewyobrażalnie od czasów, gdy Amerykanin Ritchie Valens śpiewał dla nich w 1959 r. meksykańską piosenkę weselną, znaną powszechnie jako "La Bamba". To właśnie niezapomniana "Quantanamera", "La Bamba" czy "Macarena" stanowią latynoski wkład do światowej skarbnicy globalnych hitów, nagrywanych bez przerwy w różnych wersjach przez niezliczone rzesze artystów.
W latach 60. ogromny wpływ na popularyzację komercyjnej muzyki latynoskiej mieli Sergio Mendes i Carlos Santana (pierwszy przyszedł na świat w Brazylii, drugi - w Meksyku). To oni zaprezentowali różne oblicza bossa novy i samby, które zaakceptowano nie tylko w Ameryce. O ile sława Mendesa mocno zbladła, o tyle ognista, latynoska muzyka Santany rozprzestrzeniła się po świecie po pamiętnym występie na festiwalu w Woodstock w 1969 r. i dobra passa tego świetnego gitarzysty i twórcy pamiętnej "Samby Pa Ti" trwa do dziś. Swoistą latynoską instytucją muzyczną stał się też na początku lat 60. znakomity brazylijski kompozytor i aranżer Antonio Carlos Jobim. To właśnie on uznawany jest za współtwórcę bossa novy, a kilka jego utworów, jak "Desfinado", "One Note Samba" czy "How Sensitive", wykonywały największe sławy jazzu i popu - od saksofonisty Stana Getza po samego Franka Sinatrę.
Meksykańscy Amerykanie wykreowali wielką gwiazdę z młodziutkiej piosenkarki Seleny, która zginęła tragicznie z ręki swojego fana - niczym John Lennon - w 1995 r. przed zdobyciem światowej sławy. Trzy lata temu nakręcono o niej film ("Selena"). Odtwórczynią głównej roli była młodziutka aktorka Jennifer Lopez, której rodzice pochodzą z Puerto Rico. Jak na ironię twórcy filmu "Selena" nie zdecydowali się na podłożenie jej głosu, czego teraz mogą wyłącznie żałować, bo Lopez stała się największą młodą gwiazdą Hollywood. Albumem "On The 6", z którego pochodzi przebojowy singel "If You Had My Love", Lopez zadebiutowała jako piosenkarka. Utwór błyskawicznie trafił na pierwsze miejsca amerykańskich list przebojów. Lista ludzi pracujących z Jennifer nad płytą "On The 6" przypomina encyklopedię najmodniejszych nazwisk show-businessu, bo wśród producentów byli między innymi Sean "Puffy" Combs, Emilio (mąż Glorii Estefan) i współpracownicy Michaela Jacksona oraz Celine Dion.
W cieniu tej obecnej, wielkiej latynoskiej eksplozji muzyki pop w USA dostrzeżono również wielu oryginalnych artystów z Kuby czy Ameryki. Swoje najlepsze lata przeżywa teraz 96-letni Compay Segundo oraz 72-letni Ibrahim Ferrer. Dzięki płycie "Buena Vista Social Club", nagranej z inicjatywy znanego, folkowego amerykańskiego gitarzysty Rya Coodera, prawdziwa kubańska muzyka trafiła do ponad miliona słuchaczy, choć nikt tego wydawnictwa szczególnie nie promował, a zafascynowany tym fenomenem reżyser Wim Wenders nakręcił dokumentalny film pod tym samym tytułem.
Trzydzieści lat po pierwszych sukcesach niepowtarzalnego Jose Feliciano kolejny chłopak z malutkiego Puerto Rico - Ricky Martin - podbił świat tymi samymi atrybutami: muzykalnością i witalnością. O ile wielka kariera Feliciano trwała tak naprawdę tylko kilka lat, o tyle nikt nie ma wątpliwości, że Martin zagości na szczycie sławy znacznie dłużej. Jego poprzedni hiszpański album "Vuelve" z piłkarskim hitem "La Copa de la Vida" sprzedał się na całym świecie w nakładzie przekraczającym 6 mln egzemplarzy (w Polsce zakupiono ponad 40 tys. płyt). Wydany niedawno nowy, anglojęzyczny krążek Ricky?ego Martina z megahitem "Livin La Vida Loca" ma już w Polsce status złotego (50 tys.), dominując na listach przebojów całego świata. Fakt, że pojawiła się na nim piosenka "Be Careful", nagrana w duecie z Madonną, najlepiej świadczy o gwiazdorskim statusie artysty.
Podobna histeria, jaka towarzyszy występom Martina, obserwowana jest też w Ameryce na koncertach 24-letniego Enrique Iglesiasa. Krytycy porównują zachowanie fanek na ich koncertach do euforii, jaką wywoływali swego czasu The Beatles. Tak jak wszystkie latynoskie gwiazdy Enrique - syn słynnego Julia - jest dwujęzyczny i po podboju Hiszpanii rusza na europejskie listy przebojów ze znakomitą, letnią angielską piosenką "Bailamos". Wiele wskazuje na to, że dzięki niej przystojny Enrique odniesie wielki sukces, choć do sławy ojca jeszcze mu daleko. Legendarny Julio sprzedał bowiem ponad 200 mln płyt i wydatnie pomógł przetrzeć drogę do kariery Martinowi i Enrique. To właśnie on, były bramkarz madryckiego Realu, i Kubanka Gloria Estefan otworzyli w połowie lat 80. oczy i uszy świata na latynoskich artystów. Iglesias i Estefan udowodnili, że ta muzyka może mieć odbiorców na całym świecie. W Ameryce mieszka ponad 40 mln Latynosów, którzy stworzyli bardzo silną grupę etniczną, preferującą rodzimy rodzaj muzyki, a w Los Angeles coraz trudniej porozumiewać się po angielsku, bo tamtejsza populacja chicanos wzrosła niewyobrażalnie od czasów, gdy Amerykanin Ritchie Valens śpiewał dla nich w 1959 r. meksykańską piosenkę weselną, znaną powszechnie jako "La Bamba". To właśnie niezapomniana "Quantanamera", "La Bamba" czy "Macarena" stanowią latynoski wkład do światowej skarbnicy globalnych hitów, nagrywanych bez przerwy w różnych wersjach przez niezliczone rzesze artystów.
W latach 60. ogromny wpływ na popularyzację komercyjnej muzyki latynoskiej mieli Sergio Mendes i Carlos Santana (pierwszy przyszedł na świat w Brazylii, drugi - w Meksyku). To oni zaprezentowali różne oblicza bossa novy i samby, które zaakceptowano nie tylko w Ameryce. O ile sława Mendesa mocno zbladła, o tyle ognista, latynoska muzyka Santany rozprzestrzeniła się po świecie po pamiętnym występie na festiwalu w Woodstock w 1969 r. i dobra passa tego świetnego gitarzysty i twórcy pamiętnej "Samby Pa Ti" trwa do dziś. Swoistą latynoską instytucją muzyczną stał się też na początku lat 60. znakomity brazylijski kompozytor i aranżer Antonio Carlos Jobim. To właśnie on uznawany jest za współtwórcę bossa novy, a kilka jego utworów, jak "Desfinado", "One Note Samba" czy "How Sensitive", wykonywały największe sławy jazzu i popu - od saksofonisty Stana Getza po samego Franka Sinatrę.
Meksykańscy Amerykanie wykreowali wielką gwiazdę z młodziutkiej piosenkarki Seleny, która zginęła tragicznie z ręki swojego fana - niczym John Lennon - w 1995 r. przed zdobyciem światowej sławy. Trzy lata temu nakręcono o niej film ("Selena"). Odtwórczynią głównej roli była młodziutka aktorka Jennifer Lopez, której rodzice pochodzą z Puerto Rico. Jak na ironię twórcy filmu "Selena" nie zdecydowali się na podłożenie jej głosu, czego teraz mogą wyłącznie żałować, bo Lopez stała się największą młodą gwiazdą Hollywood. Albumem "On The 6", z którego pochodzi przebojowy singel "If You Had My Love", Lopez zadebiutowała jako piosenkarka. Utwór błyskawicznie trafił na pierwsze miejsca amerykańskich list przebojów. Lista ludzi pracujących z Jennifer nad płytą "On The 6" przypomina encyklopedię najmodniejszych nazwisk show-businessu, bo wśród producentów byli między innymi Sean "Puffy" Combs, Emilio (mąż Glorii Estefan) i współpracownicy Michaela Jacksona oraz Celine Dion.
W cieniu tej obecnej, wielkiej latynoskiej eksplozji muzyki pop w USA dostrzeżono również wielu oryginalnych artystów z Kuby czy Ameryki. Swoje najlepsze lata przeżywa teraz 96-letni Compay Segundo oraz 72-letni Ibrahim Ferrer. Dzięki płycie "Buena Vista Social Club", nagranej z inicjatywy znanego, folkowego amerykańskiego gitarzysty Rya Coodera, prawdziwa kubańska muzyka trafiła do ponad miliona słuchaczy, choć nikt tego wydawnictwa szczególnie nie promował, a zafascynowany tym fenomenem reżyser Wim Wenders nakręcił dokumentalny film pod tym samym tytułem.
Więcej możesz przeczytać w 28/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.