Zazdroszczę mojej matce. W porównaniu ze mną miała łatwo. Za komuny młode matki miały do dyspozycji jedną, ale za to wszystkowiedzącą książkę pt. „Małe dziecko”. To, czego chciały się dowiedzieć o wychowaniu, było w niej podane w formie prostych, niebudzących wątpliwości zaleceń. Kiedy niemowlę płacze, należy odłożyć je do łóżeczka. Ma się wypłakać i nie przyzwyczajać do noszenia. Inaczej będzie tyranizować matkę. Kiedy zamieni się w starsze dziecko, nie powinno przerywać dorosłym. Musi tak długo siedzieć przy stole, aż zje wszystko z talerza. I w ogóle robić to, co mu się każe. Dzieciak niegrzeczny dostaje klapsa, a kiedy zasłuży, bo wkłada palec do kontaktu, to lanie. No i kiedy jest niegrzeczny, to jest jego wina.
Tak było kiedyś. Teraz to wina matki. Bo teraz wszystko jest odwrotnie. Rodzice mają do dyspozycji poradniki na temat wychowania, podręczniki o rozwoju dziecka, poradnikowe portale internetowe, gazety i poradnie psychologiczne, do których mogą pójść na szkolenie, jeśli wciąż odczuwają bezradność. Wiedza jest tak obszerna i dostępna, że kiedy czterolatek wrzeszczy w sklepie, że chce dinozaura, stanowi żywy dowód na nieudolność matki, która najwyraźniej nie przyłożyła się do lektur i nie wie, jak skutecznie przekonać dziecko, żeby dinozaura nie chciało.
Między bakterią a korporacją
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.