1000 najwartościowszych koncernów
Liczba użytkowników globalnej sieci wzrasta w tempie geometrycznym, nikogo więc nie dziwi, że Bill Gates potrzebował zaledwie dziesięciu lat, by ze średniej firmy, notowanej w 1989 r. na 539. miejscu w świecie, uczynić największe imperium drugiego tysiąclecia. Microsoft wyceniono dziś na 407,2 mld USD. Warta pięćdziesiąt razy mniej Telekomunikacja Polska SA znalazła się na 21. miejscu wśród 200 największych koncernów z tzw. emerging markets. Po raz dziesiąty tygodnik "Business Week" opublikował listę tysiąca najbardziej wartościowych koncernów świata. Kryterium rankingu jest proste: jego autorzy biorą pod uwagę wartość akcji firmy (z 31 maja 1999 r.) i mnożą ją przez liczbę akcji. W ten sposób określają "wartość rynkową" koncernu.
Dziesięć lat temu wszystko było prostsze. Opinia, że największe zyski generuje świat finansów, a zatrudniać należy lojalnych i pracowitych Japończyków, znajdowała potwierdzenie we wszystkich rankingach. Pięć firm spełniających oba te kryteria znalazło się w pierwszej siódemce rankingu "Business Week" w roku 1989. Ówczesnej liście (i pięciu następnym; raz tylko, w 1992 r., ustępując holendersko-angielskiemu koncernowi Royal Dutch/Shell) przewodził Nippon Telegraph & Telephone, którego wartość rynkowa wynosiła 163,86 mld USD. W roku 1989 wśród dziesięciu największych firm świata znalazło się aż siedem z Japonii. Dziesięć lat później, w 1999 r., koncern Nippon T&T znalazł się na 13. miejscu, a w pierwszej setce uplasowały się tylko cztery japońskie firmy. Świat należy do Stanów Zjednoczonych, skąd pochodzi prawie połowa z tysiąca największych przedsiębiorstw. 494 amerykańskie firmy ujęte w rankingu wyceniono na 11,3 bln USD. Kapitalizacja koncernów z pozostałych 21 krajów nie przekroczyła 8,5 bln USD. Do pierwszej dwudziestki gigantów, obok Nippon T&T, udało się wcisnąć jedynie dwóm koncernom spoza USA - Royal Dutch/Shell oraz BP Amoco. Bill Gates, wizjoner, twórca Microsoft Internet Explorer, stosunkowo późno zrozumiał, że oprogramowanie internetowe jest żyłą złota, ale dziś większość użytkowników sieci korzysta z tej przeglądarki. Złapanie nowego wiatru w żagle (nie na darmo internauci mówią o "surfowaniu po sieci") pozwoliło w ciągu roku Williamowi III Gatesowi prawie podwoić rynkową wartość Microsoftu. Ponad 407 mld USD wystarczyło, aby zdetronizować lidera ostatnich trzech lat - General Electric. Ponadto w pierwszej pięćdziesiątce znalazło się aż 19 firm bezpośrednio związanych z Internetem lub czerpiących z niego zyski. Rozkwit przeżywają koncerny telefoniczne. Wysoko uplasowały się narodowe telekomy: japoński (13.), niemiecki (23.), angielski (26.) i francuski (43.), a amerykański AT&T znalazł się na 7. miejscu. Specjalnych powodów do narzekań nie mogą mieć operatorzy telefonii komórkowej i producenci telefonów. Po raz pierwszy na liście i od razu na 27. miejscu znalazł się NTT DoCoMo. Na pewno nie jest to ostatnie słowo wydzielonej w ubiegłym roku z Nippon T&T i dynamicznie rozwijającej się firmy świadczącej telekomunikacyjne usługi bezprzewodowe. Nieufni Japończycy potrzebowali więcej czasu niż Amerykanie i Europejczycy na zaprzyjaźnienie się z komórkami i Internetem. Analitycy uważają, że na wyspach japońskich cyfrowe szaleństwo dopiero się zaczyna. W dużej mierze stanie się to dzięki Internetowi. Od dawna obiecywany i wyczekiwany mariaż komputera i telefonu stał się faktem: podczas gdy jeszcze do niedawna pasażerowie tokijskiego metra skracali sobie czas dojazdu do pracy lekturą porannej prasy, teraz wyciągają z kieszeni telefony DoCoMo. Dzięki nim mogą się bezpośrednio połączyć z ponad stu adresami WWW, pograć online lub sprawdzić stan swojego rachunku bankowego. Net effect (tak nazywane jest pokłosie informatycznego i internetowego boomu) dał o sobie znać także na kontynencie europejskim; konsekwencje słabszej niż w ubiegłych latach kondycji gospodarki ominęły France Telecom, Deutsche Telekom czy francuską firmę Vivendi, która - oprócz spółki z francuskim oddziałem America Online - zamierza oferować dostęp do Internetu poprzez łącza kablowej telewizji Canal Plus. Popularność zintegrowanych z usługami internetowymi telefonów Nokia sprawiła, że wartość rynkowa finlandzkiego koncernu wzrosła w ostatnim roku dwukrotnie. Nie ma jednak żadnej gwarancji, że entuzjazmu inwestorów zauroczonych Microsoftem, America Online (awans z 229. na 20. miejsce), Yahoo! (awans z 834. na 148.) i innych firm żyjących z internetowego boomu wystarczy do tego, by zagościły one na dłużej w czołówce rankingu. Akcje firm komputerowych na nowojorskiej giełdzie od kwietnia straciły 40 proc. swej wartości. Przetasowania w pierwszej dziesiątce rankingu od roku 1989 wskazują, że inwestorzy niezwykle mobilnie przerzucają swój kapitał z kraju do kraju, z sektora do sektora. Dziesięć lat temu "w cenie" były japońskie banki, w ostatnich latach - General Electric, dziś Microsoft. Przy decyzjach inwestorzy kierują się nie tylko wynikami finansowymi, ale także emocjami oraz trudnymi do wytłumaczenia przypuszczeniami i prognozami. Pewne jest jednak to, że koncerny europejskie z pewnością nie zaliczą minionego roku do najbardziej udanych. Ich liczba na liście zmalała do 314 (w 1998 r. - 350). Ostatnich dwanaście miesięcy nie oszczędziło tak znanych firm, jak Alcatel (spadek wartości o 44 proc.), Deutsche Bank i BMW (o 38 proc.), Renault (o 27 proc.). Dla kontrastu - akcje ujętych w rankingu 135 (w 1998 r. - 116) japońskich koncernów zwiększyły swoją wartość o 29 proc. Pozwala to mieć nadzieję, że ten kraj ma już za sobą recesję. Dotkliwy kryzys przez dwa lata odstraszał od inwestowania w Tajlandii, Rosji, Chinach czy RPA. Jednak i tam widać pierwsze symptomy ożywienia - wielcy przedsiębiorcy ponownie odkryli w sobie entuzjazm dla ryzykownych, ale opłacalnych inwestycji na tzw. emerging markets. Sceptycy mówią, że reanimacja gospodarki krajów rozwijających przebiega powoli i niestabilnie. Optymiści wskazują jednak na coraz niższe stopy procentowe, inflację, wyższy od zakładanego wzrost gospodarczy czy próby przeprowadzania reform gospodarczych. Firmy z krajów rozwijających się zostały przez "Business Week" potraktowane po macoszemu. Największa z nich - meksykańska Telefonos de Mexico, warta więcej niż Deutsche Bank - nie znalazła się na liście "Global 1000", mimo że kapitalizacja wartości 33,3 mld USD plasowałaby ją na początku drugiej setki rankingu. Dwieście koncernów z tzw. emerging markets uszeregowano w oddzielnym zestawieniu. Wśród nich jest zaledwie kilka firm europejskich, z których najwyżej notowany jest rosyjski Gazprom. Trzecią dziesiątkę zestawienia otwiera wyceniona na 8,5 mld USD TP SA - jedyna polska firma uwzględniona przez tygodnik "Business Week".
Dziesięć lat temu wszystko było prostsze. Opinia, że największe zyski generuje świat finansów, a zatrudniać należy lojalnych i pracowitych Japończyków, znajdowała potwierdzenie we wszystkich rankingach. Pięć firm spełniających oba te kryteria znalazło się w pierwszej siódemce rankingu "Business Week" w roku 1989. Ówczesnej liście (i pięciu następnym; raz tylko, w 1992 r., ustępując holendersko-angielskiemu koncernowi Royal Dutch/Shell) przewodził Nippon Telegraph & Telephone, którego wartość rynkowa wynosiła 163,86 mld USD. W roku 1989 wśród dziesięciu największych firm świata znalazło się aż siedem z Japonii. Dziesięć lat później, w 1999 r., koncern Nippon T&T znalazł się na 13. miejscu, a w pierwszej setce uplasowały się tylko cztery japońskie firmy. Świat należy do Stanów Zjednoczonych, skąd pochodzi prawie połowa z tysiąca największych przedsiębiorstw. 494 amerykańskie firmy ujęte w rankingu wyceniono na 11,3 bln USD. Kapitalizacja koncernów z pozostałych 21 krajów nie przekroczyła 8,5 bln USD. Do pierwszej dwudziestki gigantów, obok Nippon T&T, udało się wcisnąć jedynie dwóm koncernom spoza USA - Royal Dutch/Shell oraz BP Amoco. Bill Gates, wizjoner, twórca Microsoft Internet Explorer, stosunkowo późno zrozumiał, że oprogramowanie internetowe jest żyłą złota, ale dziś większość użytkowników sieci korzysta z tej przeglądarki. Złapanie nowego wiatru w żagle (nie na darmo internauci mówią o "surfowaniu po sieci") pozwoliło w ciągu roku Williamowi III Gatesowi prawie podwoić rynkową wartość Microsoftu. Ponad 407 mld USD wystarczyło, aby zdetronizować lidera ostatnich trzech lat - General Electric. Ponadto w pierwszej pięćdziesiątce znalazło się aż 19 firm bezpośrednio związanych z Internetem lub czerpiących z niego zyski. Rozkwit przeżywają koncerny telefoniczne. Wysoko uplasowały się narodowe telekomy: japoński (13.), niemiecki (23.), angielski (26.) i francuski (43.), a amerykański AT&T znalazł się na 7. miejscu. Specjalnych powodów do narzekań nie mogą mieć operatorzy telefonii komórkowej i producenci telefonów. Po raz pierwszy na liście i od razu na 27. miejscu znalazł się NTT DoCoMo. Na pewno nie jest to ostatnie słowo wydzielonej w ubiegłym roku z Nippon T&T i dynamicznie rozwijającej się firmy świadczącej telekomunikacyjne usługi bezprzewodowe. Nieufni Japończycy potrzebowali więcej czasu niż Amerykanie i Europejczycy na zaprzyjaźnienie się z komórkami i Internetem. Analitycy uważają, że na wyspach japońskich cyfrowe szaleństwo dopiero się zaczyna. W dużej mierze stanie się to dzięki Internetowi. Od dawna obiecywany i wyczekiwany mariaż komputera i telefonu stał się faktem: podczas gdy jeszcze do niedawna pasażerowie tokijskiego metra skracali sobie czas dojazdu do pracy lekturą porannej prasy, teraz wyciągają z kieszeni telefony DoCoMo. Dzięki nim mogą się bezpośrednio połączyć z ponad stu adresami WWW, pograć online lub sprawdzić stan swojego rachunku bankowego. Net effect (tak nazywane jest pokłosie informatycznego i internetowego boomu) dał o sobie znać także na kontynencie europejskim; konsekwencje słabszej niż w ubiegłych latach kondycji gospodarki ominęły France Telecom, Deutsche Telekom czy francuską firmę Vivendi, która - oprócz spółki z francuskim oddziałem America Online - zamierza oferować dostęp do Internetu poprzez łącza kablowej telewizji Canal Plus. Popularność zintegrowanych z usługami internetowymi telefonów Nokia sprawiła, że wartość rynkowa finlandzkiego koncernu wzrosła w ostatnim roku dwukrotnie. Nie ma jednak żadnej gwarancji, że entuzjazmu inwestorów zauroczonych Microsoftem, America Online (awans z 229. na 20. miejsce), Yahoo! (awans z 834. na 148.) i innych firm żyjących z internetowego boomu wystarczy do tego, by zagościły one na dłużej w czołówce rankingu. Akcje firm komputerowych na nowojorskiej giełdzie od kwietnia straciły 40 proc. swej wartości. Przetasowania w pierwszej dziesiątce rankingu od roku 1989 wskazują, że inwestorzy niezwykle mobilnie przerzucają swój kapitał z kraju do kraju, z sektora do sektora. Dziesięć lat temu "w cenie" były japońskie banki, w ostatnich latach - General Electric, dziś Microsoft. Przy decyzjach inwestorzy kierują się nie tylko wynikami finansowymi, ale także emocjami oraz trudnymi do wytłumaczenia przypuszczeniami i prognozami. Pewne jest jednak to, że koncerny europejskie z pewnością nie zaliczą minionego roku do najbardziej udanych. Ich liczba na liście zmalała do 314 (w 1998 r. - 350). Ostatnich dwanaście miesięcy nie oszczędziło tak znanych firm, jak Alcatel (spadek wartości o 44 proc.), Deutsche Bank i BMW (o 38 proc.), Renault (o 27 proc.). Dla kontrastu - akcje ujętych w rankingu 135 (w 1998 r. - 116) japońskich koncernów zwiększyły swoją wartość o 29 proc. Pozwala to mieć nadzieję, że ten kraj ma już za sobą recesję. Dotkliwy kryzys przez dwa lata odstraszał od inwestowania w Tajlandii, Rosji, Chinach czy RPA. Jednak i tam widać pierwsze symptomy ożywienia - wielcy przedsiębiorcy ponownie odkryli w sobie entuzjazm dla ryzykownych, ale opłacalnych inwestycji na tzw. emerging markets. Sceptycy mówią, że reanimacja gospodarki krajów rozwijających przebiega powoli i niestabilnie. Optymiści wskazują jednak na coraz niższe stopy procentowe, inflację, wyższy od zakładanego wzrost gospodarczy czy próby przeprowadzania reform gospodarczych. Firmy z krajów rozwijających się zostały przez "Business Week" potraktowane po macoszemu. Największa z nich - meksykańska Telefonos de Mexico, warta więcej niż Deutsche Bank - nie znalazła się na liście "Global 1000", mimo że kapitalizacja wartości 33,3 mld USD plasowałaby ją na początku drugiej setki rankingu. Dwieście koncernów z tzw. emerging markets uszeregowano w oddzielnym zestawieniu. Wśród nich jest zaledwie kilka firm europejskich, z których najwyżej notowany jest rosyjski Gazprom. Trzecią dziesiątkę zestawienia otwiera wyceniona na 8,5 mld USD TP SA - jedyna polska firma uwzględniona przez tygodnik "Business Week".
Więcej możesz przeczytać w 29/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.