Rozmowa z JORDIM PUJOLEM, prezydentem Autonomicznego Rządu Katalonii
Jacek Pałasiński: - Ostatnie dwie dekady były dla Katalonii okresem bezprecedensowego rozwoju, a wiele sukcesów przypisuje się panu. Jak czuje się pan w roli ojca narodu?
Jordi Pujol: - Nie jestem ojcem narodu, jestem jego skromnym sługą. Czuję się katalońskim patriotą i chcę służyć memu krajowi. Przemiana demokratyczna i integracja europejska otworzyły przed nami nowe perspektywy. Społeczeństwo katalońskie było przygotowane, dysponowało prężnymi organizacjami społecznymi i kulturalnymi oraz dynamicznymi przedsiębiorstwami i wykorzystało tę historyczną szansę. Decydująca okazała się jednak nasza autonomia, fakt, że mogliśmy podejmować decyzje, które podjęliśmy. Dlatego część zasług za dokonany postęp przypada również rządowi Katalonii i jego prezydentowi, czyli mnie.
Jordi Pujol karierę polityczną rozpoczynał jako działacz katalońskich nacjonalistycznych młodzieżówek. Na początku lat 60. był więziony przez reżim gen. Franco. W 1974 r. założył partię Convergencia Democratica de Catalunya. W pierwszych wyborach demokratycznych po upadku frankizmu (1977 r.) wybrany został do Kortezów. Od wyborów regionalnych wygranych przez jego partię w 1980 r. jest prezydentem autonomicznego rządu i parlamentu Katalonii. Współtwórca Rady Regionów Europy i jej przewodniczący w latach 1992-1996. Autor wielu książek w języku katalońskim. Żonaty, ma siedmioro dzieci.
- Premier Aznar ostrzegał ostatnio kilkakrotnie przed zagrożeniem ze strony ,,nacjonalizmów wykluczających", które nieuchronnie prowadzą do konfliktów, a nawet do takich tragedii jak w Kosowie.
- Nacjonalizmy "wykluczające" i totalitarne są niebezpieczne, podobnie jak totalitarne systemy społeczne. Wszystko, co jest totalitarne, stanowi zagrożenie. Ale my, Katalończycy, zawsze wyznawaliśmy i nadal wyznajemy nacjonalizm, który nikogo nie wyklucza - to nacjonalizm współżycia, przywiązujący wielką wagę do kwestii społecznych, respektujący wszystkie odmienności, demokratyczny i pokojowy. Nie chcemy dominować ani separować się od kogoś; chcemy istnieć "kompatybilnie" z innymi, respektując wszelkie mniejszości. Doskonałym przykładem takiego "nacjonalizmu pozytywnego" są Polacy. Gdyby nie byli nacjonalistami, zapewne nie przetrwaliby osiemnastowiecznych rozbiorów ani 45 lat komunizmu oraz rosyjskiego nacisku i nie mielibyśmy polskiego papieża. Polacy nie tylko obronili własną narodowość, ale również wolność i demokrację. W 1939 r. padli ofiarą nacjonalizmów agresywnych, imperialistycznych i destrukcyjnych, które zawarły porozumienie na mocy osławionego paktu Ribbentrop-Mołotow. Wasz nacjonalizm dowiódł jednak dziś, że potrafi doskonale współżyć i z Niemcami, i z Rosjanami.
- Dzienniki hiszpańskie piszą, że pański pragmatyzm w madryckich Kortezach graniczy czasami z cynizmem. Współpracował pan przez szesnaście lat z socjalistami z PSOE, a dzisiaj popiera pan centroprawicowy rząd Partii Ludowej, choć "programowo" nie sprzyja ona autonomiom lokalnym...
- My bronimy zawsze tych samych pryncypiów. To nie my zmieniliśmy naszą politykę. Socjaliści zaczęli rządy z radykalnym nastawieniem lewicowym, a później przemieścili się ku centrum. I również PP (Partia Ludowa) zaczęła rządy z programem prawicowym, a dzisiaj jest w centrum. To my poprowadziliśmy obie te formacje do środka. Con- vergencia i Unió - narodowa partia katalońska - zawsze się tam znajdowała. To oni do nas przyszli - Suarez, Gonzalez i Aznar. Dlatego mogliśmy im pomóc. Narzuciliśmy im też politykę proeuropejską: socjaliści i ludowcy byli początkowo niezwykle eurosceptyczni.
- Jaka jest pańska idealna wizja przyszłej Katalonii? Jak będzie się ona lokować w ramach Hiszpanii? Jakie będzie jej miejsce w Europie?
- Chcielibyśmy, żeby w Europie istniały trzy szczeble władzy politycznej (czwarty - gminny, apolityczny - jest zawsze). Po pierwsze - państwa, po drugie - instytucje europejskie, po trzecie - władza regionalna (obejmująca również nacje żyjące w ramach państw wielonarodowych). Taki podział nie zakłada osłabienia państw, choć przekażą one część swojej władzy formacjom podrzędnym, tak jak już oddały jej część instytucjom europejskim. Nie jesteśmy secesjonistami, ale żądamy, by państwo respektowało katalońską odrębność. Wyobrażamy sobie Hiszpanię jako państwo wielonarodowe, nie zdominowane przez Kastylię, ale uwzględniające dążenia narodowe zarówno wielkiej demograficznie i gospodarczo Katalonii, jak i pomniejszych narodów: Kraju Basków czy Galicji. Zawsze broniliśmy naszej przynależności do Hiszpanii i zawsze dążyliśmy do wzmocnienia roli Europy. Staramy się być jak najbardziej użyteczni dla obu. Pozostaniemy w nich jednak wówczas, gdy zarówno Europa, jak i Hiszpania będą respektować narodową tożsamość Katalonii i jeśli uzyskamy od obu środki polityczne i ekonomiczne, wystarczające do naszego rozwoju.
Jordi Pujol: - Nie jestem ojcem narodu, jestem jego skromnym sługą. Czuję się katalońskim patriotą i chcę służyć memu krajowi. Przemiana demokratyczna i integracja europejska otworzyły przed nami nowe perspektywy. Społeczeństwo katalońskie było przygotowane, dysponowało prężnymi organizacjami społecznymi i kulturalnymi oraz dynamicznymi przedsiębiorstwami i wykorzystało tę historyczną szansę. Decydująca okazała się jednak nasza autonomia, fakt, że mogliśmy podejmować decyzje, które podjęliśmy. Dlatego część zasług za dokonany postęp przypada również rządowi Katalonii i jego prezydentowi, czyli mnie.
Jordi Pujol karierę polityczną rozpoczynał jako działacz katalońskich nacjonalistycznych młodzieżówek. Na początku lat 60. był więziony przez reżim gen. Franco. W 1974 r. założył partię Convergencia Democratica de Catalunya. W pierwszych wyborach demokratycznych po upadku frankizmu (1977 r.) wybrany został do Kortezów. Od wyborów regionalnych wygranych przez jego partię w 1980 r. jest prezydentem autonomicznego rządu i parlamentu Katalonii. Współtwórca Rady Regionów Europy i jej przewodniczący w latach 1992-1996. Autor wielu książek w języku katalońskim. Żonaty, ma siedmioro dzieci.
- Premier Aznar ostrzegał ostatnio kilkakrotnie przed zagrożeniem ze strony ,,nacjonalizmów wykluczających", które nieuchronnie prowadzą do konfliktów, a nawet do takich tragedii jak w Kosowie.
- Nacjonalizmy "wykluczające" i totalitarne są niebezpieczne, podobnie jak totalitarne systemy społeczne. Wszystko, co jest totalitarne, stanowi zagrożenie. Ale my, Katalończycy, zawsze wyznawaliśmy i nadal wyznajemy nacjonalizm, który nikogo nie wyklucza - to nacjonalizm współżycia, przywiązujący wielką wagę do kwestii społecznych, respektujący wszystkie odmienności, demokratyczny i pokojowy. Nie chcemy dominować ani separować się od kogoś; chcemy istnieć "kompatybilnie" z innymi, respektując wszelkie mniejszości. Doskonałym przykładem takiego "nacjonalizmu pozytywnego" są Polacy. Gdyby nie byli nacjonalistami, zapewne nie przetrwaliby osiemnastowiecznych rozbiorów ani 45 lat komunizmu oraz rosyjskiego nacisku i nie mielibyśmy polskiego papieża. Polacy nie tylko obronili własną narodowość, ale również wolność i demokrację. W 1939 r. padli ofiarą nacjonalizmów agresywnych, imperialistycznych i destrukcyjnych, które zawarły porozumienie na mocy osławionego paktu Ribbentrop-Mołotow. Wasz nacjonalizm dowiódł jednak dziś, że potrafi doskonale współżyć i z Niemcami, i z Rosjanami.
- Dzienniki hiszpańskie piszą, że pański pragmatyzm w madryckich Kortezach graniczy czasami z cynizmem. Współpracował pan przez szesnaście lat z socjalistami z PSOE, a dzisiaj popiera pan centroprawicowy rząd Partii Ludowej, choć "programowo" nie sprzyja ona autonomiom lokalnym...
- My bronimy zawsze tych samych pryncypiów. To nie my zmieniliśmy naszą politykę. Socjaliści zaczęli rządy z radykalnym nastawieniem lewicowym, a później przemieścili się ku centrum. I również PP (Partia Ludowa) zaczęła rządy z programem prawicowym, a dzisiaj jest w centrum. To my poprowadziliśmy obie te formacje do środka. Con- vergencia i Unió - narodowa partia katalońska - zawsze się tam znajdowała. To oni do nas przyszli - Suarez, Gonzalez i Aznar. Dlatego mogliśmy im pomóc. Narzuciliśmy im też politykę proeuropejską: socjaliści i ludowcy byli początkowo niezwykle eurosceptyczni.
- Jaka jest pańska idealna wizja przyszłej Katalonii? Jak będzie się ona lokować w ramach Hiszpanii? Jakie będzie jej miejsce w Europie?
- Chcielibyśmy, żeby w Europie istniały trzy szczeble władzy politycznej (czwarty - gminny, apolityczny - jest zawsze). Po pierwsze - państwa, po drugie - instytucje europejskie, po trzecie - władza regionalna (obejmująca również nacje żyjące w ramach państw wielonarodowych). Taki podział nie zakłada osłabienia państw, choć przekażą one część swojej władzy formacjom podrzędnym, tak jak już oddały jej część instytucjom europejskim. Nie jesteśmy secesjonistami, ale żądamy, by państwo respektowało katalońską odrębność. Wyobrażamy sobie Hiszpanię jako państwo wielonarodowe, nie zdominowane przez Kastylię, ale uwzględniające dążenia narodowe zarówno wielkiej demograficznie i gospodarczo Katalonii, jak i pomniejszych narodów: Kraju Basków czy Galicji. Zawsze broniliśmy naszej przynależności do Hiszpanii i zawsze dążyliśmy do wzmocnienia roli Europy. Staramy się być jak najbardziej użyteczni dla obu. Pozostaniemy w nich jednak wówczas, gdy zarówno Europa, jak i Hiszpania będą respektować narodową tożsamość Katalonii i jeśli uzyskamy od obu środki polityczne i ekonomiczne, wystarczające do naszego rozwoju.
Więcej możesz przeczytać w 29/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.