Zdjęcie MAKSYMILIAN RIGAMONTI
Do logopedy pan chodzi?
Chodzę, ale z synkiem. Biegiem, po przedszkolu.
Przedszkole? Przecież są wakacje.
Przedszkole jest prywatne. Na państwowe się nie łapiemy. Musielibyśmy się rozwieść.
Podoba się panu w takiej Polsce?
To jest karanie ludzi za to, że są porządnymi, ciężko pracującymi obywatelami.
Ale o tym w „Lecie z radiem” nie usłyszymy. Jest tylko Polska piękna, rozśpiewana, bawiąca się.
Na takie zaczepki, na pytania o to, dlaczego u nas jest tylko jaśniejsza strona rzeczywistości, jestem przygotowany od lat.
To dobrze, bo mam jeszcze w zanadrzu kilka tendencyjnych pytań.
Jeśli chodzi o zawartość, to Jedynka Polskiego Radia jest dość trudnym programem, bo przecież od rana słyszymy krzyczących, prawie bijących się polityków. Proszę pamiętać, że zaprasza się ich m.in. z klucza abonamenckiego. Każda partia ma do dyspozycji odpowiedni czas, sporządza się tabelki. I czasem nawet trzeba zaprosić gościa, żeby dogadać te brakujące minuty... I oczywiście dochodzi do absurdów, bo zamiast zaprosić pana X z dużej partii, wokół którego jest wielkie zamieszanie, przychodzi do nas pan Y z nic nieznaczącego ugrupowania, który musi wypełnić lukę w radiowej tabelce. Nie wydaje się pani, że po czymś takim słuchaczom należy się trochę od dechu w postaci „Lata z radiem”? Proszę nie myśleć, że coś koloryzujemy, podkręcamy. Nasz program jest dziwnym, wymykającym się wszelkim definicjom zjawiskiem i formalnie nie powinien istnieć, bo przeczy wszystkim regułom współczesnego radia. Nie jest stargetowany, czyli nie wiadomo, dla kogo jest, a słuchają go i młodzi, i starzy.
Rozmawiam z panem, bo to chyba pana zasługa. Zaczynał pan tu pracę jako młody chłopak, 25-latek...
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.