Nie chce ujawniać twarzy, podawać nazwiska. Odmawia kategorycznie. Minęło kilka lat od tamtej nocy. Ale strach pozostał. – Powinieneś zrozumieć, nie wszyscy siedzą, a ci, którzy tam są, kiedyś wrócą – mówi. Pracował w bazie transportowej Wtórpolu. Dzisiaj jest ona opustoszała. Na placu pozostało kilkadziesiąt naczep i kontenerów. – Byłem w pracy, miałem przerwę. Godzina druga pięćdziesiąt pięć. Kierownik nadzorował, kto jest na zmianie, co i jak. Stało wtedy dziewięć samochodów. Nagle zobaczyłem, jak palą się dwa tiry, po jednej stronie kabiny, i kontener. Poszedłem do kolegi, że tiry się palą, dzwoń po straż. Wkrótce ogień przeniósł się na inne samochody. Straż przyjechała i zaczęła gasić. Ale nie miała jak. Każdy samochód był zatankowany do pełna, dwa zbiorniki po 120 l. Część z nich była załadowana towarem. To było piekło, jednym słowem. Spłonęło wszystko.
1.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.