Zdjęcie MAKSYMILIAN RIGAMONTI
Ilu ich zostało?
Powstańców? Około 3 tys.
Ilu pan zna?
Kilkuset.
A ilu pan nagrał?
Ponad 90.
Będzie pan nagrywał kolejnych?
Tak, nawet dzisiaj przy pomniku grupy szturmowej z I kompanii Batalionu „Parasol”, zaraz po przemówieniu gen. Janusza Brochwicza-Lewińskiego – ostatniego żyjącego oficera tego batalionu walczącego podczas powstania, który dowodził obroną Pałacyku Michla na Woli – poznałem kolejnego powstańca. Jesteśmy na dniach umówieni na opowiadanie i nagrywanie. Nagrałem też piękną przemowę gen. Brochwicza-Lewińskiego. Tam nie widziałem telewizji, żadnych mediów. Znam też brytyjskiego pilota Roberta Adamsa, który dwa razy był nad Warszawą i zrzucał pomoc, a na Starówce był por. Stanisław Woźniak, który je łapał. 1 sierpnia spotkałem się z nimi w kawiarni na placu Zamkowym, gdzie opowiadali o tych wydarzeniach. Wie pani, każdy z nich to oddzielna pasjonująca historia. Pamiętam, jak rozmawiałem ze świętej pamięci Zdzisiem Piłatowiczem, byłym prezesem Klubu Virtuti Militari. Kiedy opowiadał o powstaniu, to mu się oczy świeciły. I nie opowiadał tylko dramatycznych historii. Któregoś dnia koledzy do niego mówią, że na drzewie siedzi jakiś czarny diabeł. Idą pod to drzewo, celują lufami i nagle czarna owłosiona łapa wyłazi, jakby chciała głaskać... To była łapa wielkiej małpy. Ktoś ją musiał mieć jako zwierzę domowe. Dom w gruzach i małpa uciekła na drzewo, ale szukała kontaktu z ludźmi.
Nagrał pan tę opowieść?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.