Kto manipulował lustracją kandydatów na prezydenta
"Jeśli nie możesz mieć wpływu na rzeczywistość - stwórz jej kopię. Jeśli nie możesz kontrolować jakiejś partii - załóż własną. Jeśli nie wiesz, skąd przyjdzie atak - zaatakuj sam" - to fragment instrukcji ochrany, tajnej carskiej policji politycznej. Zamieszanie wokół lustrowania Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Wałęsy spowodowano, stosując uderzająco podobne metody. Kto był autorem tego scenariusza? Czy jest prawdą, że powstał pięcioosobowy sztab antykryzysowy, który tworzyło trzech posłów SLD i dwóch współpracowników prezydenta?
Decydująca rozgrywka rozpoczęła się 24 lutego tego roku, kiedy do "Gazety Wyborczej" zgłosił się Jacek Dębski, minister sportu. Stwierdził on, że kazano mu szukać "kwitów na Kwaśniewskiego". Pół roku przed początkiem kampanii prezydenckiej SLD otrzymał broń doskonale nadającą się do kontrataku. I sojusz natychmiast wykorzystał tzw. skandal Dębskiego: domagał się utworzenia komisji śledczej Sejmu, wniesiono sprawę na posiedzenie Komisji ds. Służb Specjalnych, publicznie wzywano do wyjaśnień premiera i ministra koordynatora służb specjalnych, zwołano kilka konferencji prasowych. Premiera oskarżono o to, że nie kontroluje służb specjalnych, opinii publicznej zasugerowano, że Urząd Ochrony Państwa nie będzie w kampanii prezydenckiej bezstronny.
W marcu tego roku, a potem już regularnie w mediach związanych z SLD ("Trybunie", "Przeglądzie" i "Nie") uprzedzano o możliwym ataku na Aleksandra Kwaśniewskiego. W sejmowych kuluarach politycy SLD sugerowali, że UOP chce zrobić z prezydenta współpracownika służb specjalnych ZSRR, a potem Rosji. O rzekomych knowaniach urzędu zaczęto ponownie mówić na początku lipca tego roku. Politycy SLD dawali do zrozumienia, że mają już dowody spisku, dlatego zaczynają zbierać podpisy pod wnioskiem o odwołanie Janusza Pałubickiego, ministra koordynatora służb specjalnych.
- Wmówiono opinii publicznej, że UOP przygotowuje prowokację, więc nie należy wierzyć w żadną informację na temat prezydenta. Sugerowano jednocześnie, że jakiekolwiek ewentualne materiały na jego temat automatycznie godzą w majestat najwyższego urzędu w państwie - mówi Konstanty Miodowicz, poseł AWS, członek sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. Przed spreparowanymi "kwitami" publicznie ostrzegali Janusz Zemke, Zbigniew Siemiątkowski, Leszek Miller i Jerzy Szmajdziński. Mówiono, że prezydent był już lustrowany, więc rozpoczynanie wszystkiego od początku oznacza zamach na najwyższy urząd w państwie.
Działania SLD postawiły UOP pod ścianą. Gdyby przekazał rzecznikowi interesu publicznego jakieś znalezione w archiwach dokumenty na temat Aleksandra Kwaśniewskiego, byłoby to potwierdzenie teorii spisku. Jeśli ich nie przekazywał, a znalazłyby się podczas postępowania lustracyjnego, również nazwano by to prowokacją. AWS nie potrafiła nagłośnić faktu, że to obstrukcja SLD wobec ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej spowodowała, iż tajne archiwa nadal są w rękach UOP.
SLD nie przegapił żadnej okazji. Otoczenie Aleksandra Kwaśniewskiego stało się na przykład gorliwym obrońcą Lecha Wałęsy. Spisek przeciwko dwóm rywalom Mariana Krzaklewskiego jest przecież bardziej przekonujący niż knucie przeciwko jednemu. Ważnym elementem spisku przeciwko byłemu i obecnemu prezydentowi miał też być Bogusław Nizieński, prokurator lustracyjny. Zarzucono mu stronniczość, chociaż jako prokurator miał obowiązek przedstawić sądowi wszystkie wątpliwości. Przebiegającą dotychczas sprawnie lustrację zaczęto porównywać do polowania na czarownice, co nie będzie obojętne dla następnych postępowań.
Apogeum antylus-tracyjnej kampanii była konferencja z udziałem Ryszarda Kalisza, szefa sztabu wyborczego Kwaśniewskiego, który pytał, czy służbami specjalnymi kieruje - na zamówienie AWS i Mariana Krzaklewskiego - Wiesław Walendziak, szef sztabu Krzaklewskiego. Mieliśmy więc klasyczne odwrócenie kota ogonem. Histerię lustracyjną podsycały informacje przekazywane przez polityków SLD zarówno lewicowym gazetom, jak i mediom sympatyzującym z prawicą. Jednym dostarczano argumentów potwierdzających teorię spisku, drugim przekazywano informacje, które sugerowały przecieki z UOP, biura rzecznika interesu publicznego bądź Sądu Lustracyjnego. Celem tych posunięć było podważenie bezstronności procesu lustracji. - Zamiast spokojnie czekać na rozstrzygnięcie sądu, mieliśmy do czynienia z oskarżaniem legalnie działającego urzędu - mówi Jerzy Wierchowicz, szef klubu Unii Wolności.
Politycy akcji sądzą, że chodziło nie tylko o rozbrojenie ewentualnych min lustracyjnych, ale o ostateczne pogrążenie nisko notowanej AWS w oczach opinii publicznej (jako formacji stosującej nieczyste chwyty, by się utrzymać przy władzy), a także przygotowanie pola do rozprawy z UOP - po spodziewanym w przyszłym roku sukcesie wyborczym SLD.
- W najbliższym czasie Aleksander Kwaśniewski nie będzie miał możliwości usunięcia kogokolwiek z UOP. Gdy jednak SLD zwycięży w wyborach parlamentarnych, w urzędzie zostaną przeprowadzone czystki - przewiduje Aleksander Hall. - Jeśli do władzy dojdzie SLD, natychmiast zostanie znowelizowana ustawa lustracyjna i nastąpią czystki w UOP. Pretekst do takich działań już jest - dodaje Mirosław Styczeń, poseł AWS-SKL. Obawy te potwierdzają słowa prezydenta Kwaśniewskiego: "Obiecuję, że ludzie, którzy manipulowali materiałami i terminami nadsyłania dokumentów, nie będą się czuć spokojnie". - Istnieje potrzeba głębszego odpolitycznienia UOP, który ciągle wydaje się być wrażliwy na polityczne sterowanie. Myślę, że prezydent Kwaśniewski będzie sprzyjał tym przedsięwzięciom - dodaje Krzysztof Janik, sekretarz generalny SLD.
- Zamiast się cieszyć ze zwycięstwa demokracji, rozpoczęło się pomawianie i grożenie - komentuje słowa prezydenta Jerzy Wierchowicz. - Straszenie konsekwencjami za to, że zobowiązani urzędnicy wykonywali prawo, jest oczywistym absurdem - mówi Marek Biernacki, minister spraw wewnętrznych i administracji. - Ostatnie wystąpienia prezydenta i jego pełnomocnika należy uznać za niedorzeczne - dodaje Kazimierz Janiak, poseł AWS. - Aleksander Kwaśniewski zachowuje się jak dziecko w piaskownicy. Jeżeli ma dowody na to, że urzędnicy manipulowali materiałami, które dotyczyły jego osoby, powinien zgłosić to do prokuratury - mówi Kajus Augustyniak, rzecznik sztabu wyborczego Mariana Krzaklewskiego.
- W państwie nie wydarzyła się żadna katastrofa. Wręcz przeciwnie, widzę jedynie pozytywne konsekwencje procesów lustracyjnych - uważa tymczasem prof. Andrzej Rychard, socjolog z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN.
Histeria lustracyjna na wiele tygodni odwróciła uwagę od dyskusji nad programami. - Mówienie o spisku lustracyjnym ma na celu odwrócenie uwagi opinii publicznej od jałowości programowej kampanii Aleksandra Kwaśniewskiego. Kiedy ma się niewiele do zaoferowania, sięga się do bajania o spiskach i intrygach służb specjalnych - tłumaczy poseł Miodowicz. Obawia się on, że kampania antylustracyjna była tylko poligonem doświadczalnym szerszej strategii. W najbliższym czasie można się spodziewać szukania mącicieli i spiskowców nie tylko w służbach specjalnych, ale także w resortach skarbu, gospodarki czy finansów - by usprawiedliwić przyszłe czystki kadrowe.
Decydująca rozgrywka rozpoczęła się 24 lutego tego roku, kiedy do "Gazety Wyborczej" zgłosił się Jacek Dębski, minister sportu. Stwierdził on, że kazano mu szukać "kwitów na Kwaśniewskiego". Pół roku przed początkiem kampanii prezydenckiej SLD otrzymał broń doskonale nadającą się do kontrataku. I sojusz natychmiast wykorzystał tzw. skandal Dębskiego: domagał się utworzenia komisji śledczej Sejmu, wniesiono sprawę na posiedzenie Komisji ds. Służb Specjalnych, publicznie wzywano do wyjaśnień premiera i ministra koordynatora służb specjalnych, zwołano kilka konferencji prasowych. Premiera oskarżono o to, że nie kontroluje służb specjalnych, opinii publicznej zasugerowano, że Urząd Ochrony Państwa nie będzie w kampanii prezydenckiej bezstronny.
W marcu tego roku, a potem już regularnie w mediach związanych z SLD ("Trybunie", "Przeglądzie" i "Nie") uprzedzano o możliwym ataku na Aleksandra Kwaśniewskiego. W sejmowych kuluarach politycy SLD sugerowali, że UOP chce zrobić z prezydenta współpracownika służb specjalnych ZSRR, a potem Rosji. O rzekomych knowaniach urzędu zaczęto ponownie mówić na początku lipca tego roku. Politycy SLD dawali do zrozumienia, że mają już dowody spisku, dlatego zaczynają zbierać podpisy pod wnioskiem o odwołanie Janusza Pałubickiego, ministra koordynatora służb specjalnych.
- Wmówiono opinii publicznej, że UOP przygotowuje prowokację, więc nie należy wierzyć w żadną informację na temat prezydenta. Sugerowano jednocześnie, że jakiekolwiek ewentualne materiały na jego temat automatycznie godzą w majestat najwyższego urzędu w państwie - mówi Konstanty Miodowicz, poseł AWS, członek sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. Przed spreparowanymi "kwitami" publicznie ostrzegali Janusz Zemke, Zbigniew Siemiątkowski, Leszek Miller i Jerzy Szmajdziński. Mówiono, że prezydent był już lustrowany, więc rozpoczynanie wszystkiego od początku oznacza zamach na najwyższy urząd w państwie.
Działania SLD postawiły UOP pod ścianą. Gdyby przekazał rzecznikowi interesu publicznego jakieś znalezione w archiwach dokumenty na temat Aleksandra Kwaśniewskiego, byłoby to potwierdzenie teorii spisku. Jeśli ich nie przekazywał, a znalazłyby się podczas postępowania lustracyjnego, również nazwano by to prowokacją. AWS nie potrafiła nagłośnić faktu, że to obstrukcja SLD wobec ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej spowodowała, iż tajne archiwa nadal są w rękach UOP.
SLD nie przegapił żadnej okazji. Otoczenie Aleksandra Kwaśniewskiego stało się na przykład gorliwym obrońcą Lecha Wałęsy. Spisek przeciwko dwóm rywalom Mariana Krzaklewskiego jest przecież bardziej przekonujący niż knucie przeciwko jednemu. Ważnym elementem spisku przeciwko byłemu i obecnemu prezydentowi miał też być Bogusław Nizieński, prokurator lustracyjny. Zarzucono mu stronniczość, chociaż jako prokurator miał obowiązek przedstawić sądowi wszystkie wątpliwości. Przebiegającą dotychczas sprawnie lustrację zaczęto porównywać do polowania na czarownice, co nie będzie obojętne dla następnych postępowań.
Apogeum antylus-tracyjnej kampanii była konferencja z udziałem Ryszarda Kalisza, szefa sztabu wyborczego Kwaśniewskiego, który pytał, czy służbami specjalnymi kieruje - na zamówienie AWS i Mariana Krzaklewskiego - Wiesław Walendziak, szef sztabu Krzaklewskiego. Mieliśmy więc klasyczne odwrócenie kota ogonem. Histerię lustracyjną podsycały informacje przekazywane przez polityków SLD zarówno lewicowym gazetom, jak i mediom sympatyzującym z prawicą. Jednym dostarczano argumentów potwierdzających teorię spisku, drugim przekazywano informacje, które sugerowały przecieki z UOP, biura rzecznika interesu publicznego bądź Sądu Lustracyjnego. Celem tych posunięć było podważenie bezstronności procesu lustracji. - Zamiast spokojnie czekać na rozstrzygnięcie sądu, mieliśmy do czynienia z oskarżaniem legalnie działającego urzędu - mówi Jerzy Wierchowicz, szef klubu Unii Wolności.
Politycy akcji sądzą, że chodziło nie tylko o rozbrojenie ewentualnych min lustracyjnych, ale o ostateczne pogrążenie nisko notowanej AWS w oczach opinii publicznej (jako formacji stosującej nieczyste chwyty, by się utrzymać przy władzy), a także przygotowanie pola do rozprawy z UOP - po spodziewanym w przyszłym roku sukcesie wyborczym SLD.
- W najbliższym czasie Aleksander Kwaśniewski nie będzie miał możliwości usunięcia kogokolwiek z UOP. Gdy jednak SLD zwycięży w wyborach parlamentarnych, w urzędzie zostaną przeprowadzone czystki - przewiduje Aleksander Hall. - Jeśli do władzy dojdzie SLD, natychmiast zostanie znowelizowana ustawa lustracyjna i nastąpią czystki w UOP. Pretekst do takich działań już jest - dodaje Mirosław Styczeń, poseł AWS-SKL. Obawy te potwierdzają słowa prezydenta Kwaśniewskiego: "Obiecuję, że ludzie, którzy manipulowali materiałami i terminami nadsyłania dokumentów, nie będą się czuć spokojnie". - Istnieje potrzeba głębszego odpolitycznienia UOP, który ciągle wydaje się być wrażliwy na polityczne sterowanie. Myślę, że prezydent Kwaśniewski będzie sprzyjał tym przedsięwzięciom - dodaje Krzysztof Janik, sekretarz generalny SLD.
- Zamiast się cieszyć ze zwycięstwa demokracji, rozpoczęło się pomawianie i grożenie - komentuje słowa prezydenta Jerzy Wierchowicz. - Straszenie konsekwencjami za to, że zobowiązani urzędnicy wykonywali prawo, jest oczywistym absurdem - mówi Marek Biernacki, minister spraw wewnętrznych i administracji. - Ostatnie wystąpienia prezydenta i jego pełnomocnika należy uznać za niedorzeczne - dodaje Kazimierz Janiak, poseł AWS. - Aleksander Kwaśniewski zachowuje się jak dziecko w piaskownicy. Jeżeli ma dowody na to, że urzędnicy manipulowali materiałami, które dotyczyły jego osoby, powinien zgłosić to do prokuratury - mówi Kajus Augustyniak, rzecznik sztabu wyborczego Mariana Krzaklewskiego.
- W państwie nie wydarzyła się żadna katastrofa. Wręcz przeciwnie, widzę jedynie pozytywne konsekwencje procesów lustracyjnych - uważa tymczasem prof. Andrzej Rychard, socjolog z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN.
Histeria lustracyjna na wiele tygodni odwróciła uwagę od dyskusji nad programami. - Mówienie o spisku lustracyjnym ma na celu odwrócenie uwagi opinii publicznej od jałowości programowej kampanii Aleksandra Kwaśniewskiego. Kiedy ma się niewiele do zaoferowania, sięga się do bajania o spiskach i intrygach służb specjalnych - tłumaczy poseł Miodowicz. Obawia się on, że kampania antylustracyjna była tylko poligonem doświadczalnym szerszej strategii. W najbliższym czasie można się spodziewać szukania mącicieli i spiskowców nie tylko w służbach specjalnych, ale także w resortach skarbu, gospodarki czy finansów - by usprawiedliwić przyszłe czystki kadrowe.
Więcej możesz przeczytać w 34/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.