Joanna Apelska: Dlaczego w wakacje dochodzi do tak wielu wypadków?
Krzysztof Hołowczyc: Kierowcy najczęściej jeżdżą ostrożnie, gdy panują trudne warunki – ulewa, grad czy śnieg. Ale w letnich miesiącach, gdy świeci słońce, asfalt jest suchy, a droga prosta, takiej ostrożności i rozwagi nam brakuje. W okresie wakacyjnym chcielibyśmy jak najszybciej dojechać do upragnionego celu podróży. Zwykle właśnie wtedy na drogach jest mnóstwo aut i trafiamy na korki. Chcemy więc jechać jeszcze szybciej, jeszcze kogoś wyprzedzić. Tak tworzą się niebezpieczne sytuacje.
Jakich błędów unikać, by ustrzec się wypadków?
Jest wiele czynników wpływających na bezpieczeństwo. Sprawność samochodu, organizacja ruchu czy niewybaczające kierowcom błędów drogi, których w Polsce wciąż mamy wiele. Ale czynnikiem największego ryzyka jest jednak sam kierowca.
A nie brawura i prędkość?
To nie sama prędkość powoduje, że dochodzi do większości wypadków. Badania prowadzone na niemieckich autostradach, na których nie ma ograniczeń prędkości, pokazują, że nie dochodzi tam do większej liczby wypadków. Ale dopiero nieodpowiednia prędkość, czasem nawet nie musi ona być duża, w nieodpowiednim miejscu może powodować bardzo duże zagrożenie. Można mieć słabszy samochód, gorsze opony i dziurawą drogę i dać sobie radę. Można mieć też wszystko najlepsze, jednak nieodpowiednie oszacowanie ryzyka czy błąd prowadzącego mogą doprowadzić do wypadku. Trzeba też brać pod uwagę swoje samopoczucie. Jeśli dzień wcześniej byliśmy na imprezie, na której piliśmy alkohol, nasze reakcje będą zdecydowanie spowolnione.
Ile tak naprawdę trzeba odczekać po wypiciu alkoholu, by móc prowadzić?
Po pierwsze, trzeba mieć świadomość swego ciała, choć to często bywa złudne. Jest wiele czynników, które wpływają na prędkość trawienia alkoholu. Rano możemy czuć się świetnie, a tu nagle przy kontroli policyjnej wychodzi ponad 0,2 promila. Tracimy prawo jazdy i jesteśmy w szoku, szczególnie że teraz policjanci coraz częściej lubią robić poranne sprawdziany trzeźwości. Gdy byłem w Skandynawii, rano po jednej z imprez widziałem, jak wszyscy, zanim wsiedli do swoich aut, wyjęli alkomaty i dmuchali. Potem pokazywali sobie wzajemnie wyniki i mówili: „Ty siedzisz jeszcze dwie godziny”. W Szwecji czy Norwegii mają identyczne jak w Polsce limity dopuszczalnego stężenia alkoholu we krwi. Społeczeństwo jest jednak na tyle mądre i wyedukowane, że po zakrapianych imprezach nikt bez sprawdzenia alkomatem nawet następnego dnia nie ryzykuje jazdy. Jeśli wieczorem dla próby dmuchamy w alkomat i pokazuje on 1,5 promila, to cokolwiek byśmy robili, następnego dnia będziemy bardzo „zmęczeni”. I nawet jeśli stężenie alkoholu spadnie poniżej granicy, która zezwala na jazdę, nadal jest to bardzo niebezpieczne. Sportowcy dobrze wiedzą, że po takim piciu alkoholu, które mocno się odczuje, wraca się do formy prawie dwa tygodnie.
Dwa tygodnie? Tak długo?
Właśnie tyle. Jasne, że po dwóch dniach sportowiec czuje się już świetnie, ale stopery nie kłamią. By wrócić do formy sprzed ostrej imprezy, trzeba niemal dwóch tygodni. Może stąd taka słabość polskiej piłki nożnej…
Wiele osób w Polsce wychodzi z założenia, że jedno piwo to nie alkohol. Bez zastanowienia wsiadają za kierownicę.
Każda ilość alkoholu wpływa na naszą percepcję. Często nam się wydaje, że skoro piwo piłem dwie godziny temu, alkoholu już we krwi nie ma, ale na alkomacie wychodzi np. 0,3 promila. Najważniejsze są świadomość i wiedza. Jeśli mamy alkomat, to możemy sprawdzić, czy musimy jeszcze godzinkę poczekać. I wtedy już spokojnie ruszamy w drogę. Ważne, żeby to nie była zabawka kupiona na bazarze, ale w pełni wiarygodny alkomat. Bo później na policyjnym sprzęcie wychodzą realne promile, a to bardzo drogo kosztuje. W przypadku kolizji, cokolwiek byśmy zrobili, zawsze jesteśmy winni, jeśli zostanie wykryty alkohol we krwi.
Jak alkohol wpływa na kierowcę?
Często po alkoholu kierowców ogarnia poczucie euforii. „Świetnie się czuję, mogę jechać, mogę góry przenosić”, tylko niestety często takie „góry” dosięgają naszego samochodu. Każde kolejne 0,1 promila alkoholu więcej powoduje, że wzrasta nasze poczucie, że jesteśmy świetnymi kierowcami. Robiliśmy kiedyś test na zamarzniętym jeziorze. Dwóch kierowców wyczynowych dostało po kieliszku alkoholu, po czym oceniali oni swoją jazdę. Po kilku kieliszkach mówili: „tym razem po prostu pofrunąłem”, bo byli przekonani, że szło im coraz lepiej. A na stoperze wychodziło, że czasy są coraz gorsze. Po prostu ich percepcja była coraz bardziej obniżona. Alkohol bardzo nas oszukuje. A gdy jest gorsza percepcja, to nie jesteśmy w stanie ocenić, z jaką prędkością jadą inne auta i czy zdążymy je wyprzedzić. Tak właśnie dochodzi do wypadków. �
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.