Zachodni inwestorzy dotychczas szerokim łukiem omijali naszą służbę zdrowia
Rok po reformie spółka Medycyna Rodzinna pierwsza pozyskała 10 mln USD od Polish Enterprise Fund. Fundusz chce zainwestować na naszym rynku usług medycznych 50 mln USD i chociaż jest to tylko venture kapital, specjalizujący się w najbardziej ryzykownych lokatach, z jego zainteresowaniem polską służbą zdrowia wiąże się pewne nadzieje. Zagraniczni eksperci mają jednak wątpliwości, czy jesteśmy gotowi na przyjęcie zachodnich koncernów zdrowotnych.
Enterprise Investors szacuje, że rynek usług medycznych w Polsce może być wart 9 mld USD. Wymaga jednak dalszych głębokich przeobrażeń, know-how i oczywiście dużo kapitału. Zagraniczni inwestorzy są ostrożni. Dotychczas zachodnie firmy ulokowały kapitał w sześciu Polfach (na czternaście) i zostały udziałowcem jednego zakładu zielarskiego Herbapol (na dziesięć działających). Szpitale, dawne przychodnie i przedsiębiorstwa dystrybucji leków pozostają w polskich rękach. Wyjątkiem jest firma Orfe, jedyna z przewagą kapitału zagranicznego, która opanowała już 11,4 proc. rynku farmaceutyków. Udziały w naszych przedsiębiorstwach (szczecińskiej spółce Medical Express i warszawskiej Allians SOS) wykupił też Falck, który udziela pomocy doraźnej i obejmuje stałą opieką ok. 80 tys. klientów. W niektórych regionach poważnie konkuruje z pogotowiem ratunkowym.
Zagraniczne przedsiębiorstwa od kilku lat szukają nisz na naszym rynku opieki zdrowotnej. Dla firmy Medicover okazała się nią sprzedaż kompleksowych usług dla zakładów pracy. W ramach abonamentów klienci korzystają z opieki podstawowej, diagnostyki, konsultacji u specjalistów, pomocy w nagłych wypadkach oraz leczenia szpitalnego. Medicover, utworzony przez zagraniczny fundusz inwestycyjny, w ciągu pięciu lat zorganizował w Polsce sieć szesnastu oddziałów i rozpoczął ekspansję na rynek węgierski, rumuński i estoński. Zachodnie firmy chcą także świadczyć specjalistyczne usługi medyczne. W Poznaniu działalność okulistyczną i ginekologiczną prowadzi spółka Intermedica (jej udziałowcem są Skandynawowie). Największe nadzieje placówki wiążą z rozwojem usług sztucznego zapłodnienia. Jak się ocenia, problemy z płodnością ma
2,5 mln polskich par. Jest to jednak terapia droga (kosztuje nawet kilkanaście tysięcy złotych), a państwo - w odróżnieniu od innych krajów europejskich - nie dofinansowuje potrzebnych do niej leków. Na naprawdę duże zyski, porównywalne z osiąganymi na Zachodzie, tego rodzaju spółki będą musiały poczekać.
Najwięcej działa u nas firm utworzonych w latach 90. przez lekarzy, którzy wrócili do Polski z zagranicy i założyli duże prywatne gabinety lub małe kliniki stomatologiczne, protetyczne, chirurgii plastycznej, położnicze czy ginekolo-giczne. Niektóre z nich, zwłaszcza w nadgranicznym województwie zachodniopomorskim, świadczą usługi dla obcokrajowców. Są konkurencyjne - wysokiej jakości usługi kosztują co najmniej dwa, trzy razy mniej niż w Niemczech (w RFN face lifting kosztuje 9-10 tys. DM, a korekcja nosa 5,5-7 tys. DM, w Polsce zaś odpowiednio - 3,5-4,5 tys. DM i 2-3,3 tys. DM).
Coraz więcej inwestorów zagranicznych zainteresowanych jest również dużymi ośrodkami medycznymi. Do jednego z dyrektorów takiej placówki zgłosiły się firmy skandynawskie z propozycją, aby w jego szpitalu utworzyć oddziały dla pacjentów z tych państw. Liczba cudzoziemców chcących się leczyć w naszym kraju rośnie. Przyjeżdżają nie tylko Polacy na stałe mieszkający za granicą, ale także Afrykanie czy Azjaci. Warszawski szpital MSWiA przy ul. Wołoskiej negocjuje nawet umowy z rządami Nigerii i Togo w sprawie leczenia chorych na mocznicę (w tamtych krajach nie ma ani jednego aparatu do dializ pozaustrojowych). Świadczenie usług dla firm zagranicznych jest dla naszych placówek i wykształconych polskich lekarzy wielką szansą.
Bardzo niski poziom finansowania medycyny przez kasy chorych nie zachęca do inwestowania - twierdzą dyrektorzy szpitali. Wydajemy na ten cel dziesięcio-, piętnastokrotnie mniej niż przodujące kraje zachodnie (w przeliczeniu na mieszkańca to 235 USD, czyli tyle, ile wynoszą dotacje w państwach Ameryki Południowej). Większość przedsiębiorców swoje decyzje uzależnia od wprowadzenia u nas prywatnych kas chorych. Uważają, że wyłożenie 20-25 mln USD na budowę szpitala byłoby opłacalne, gdyby należało do nich 25-30 proc. Polaków. Z badań przeprowadzonych przez inwestorów wynika, że jest to prawdopodobne.
Podstawową barierą w modernizacji szpitali i przychodni dzięki zachodniemu kapitałowi jest opóźnianie prywatyzacji tych placówek. - Restrukturyzacją jest zainteresowanych kilkanaście niewielkich ośrodków medycznych, głównie chirurgicznych i ginekologiczno-położniczych. Uważam, że jak najszybciej powinniśmy dokonać około dwudziestu takich pilotażowych prywatyzacji. Problem polega na tym, że każdorazowo wymagają one zgody samorządu - twierdzi Andrzej Ryś, wiceminister zdrowia. Jeżeli jednak nie pójdziemy dalej w reformowaniu służby zdrowia, to zaprzepaścimy pierwsze oznaki zainteresowania ze strony zachodniego kapitału.
Enterprise Investors szacuje, że rynek usług medycznych w Polsce może być wart 9 mld USD. Wymaga jednak dalszych głębokich przeobrażeń, know-how i oczywiście dużo kapitału. Zagraniczni inwestorzy są ostrożni. Dotychczas zachodnie firmy ulokowały kapitał w sześciu Polfach (na czternaście) i zostały udziałowcem jednego zakładu zielarskiego Herbapol (na dziesięć działających). Szpitale, dawne przychodnie i przedsiębiorstwa dystrybucji leków pozostają w polskich rękach. Wyjątkiem jest firma Orfe, jedyna z przewagą kapitału zagranicznego, która opanowała już 11,4 proc. rynku farmaceutyków. Udziały w naszych przedsiębiorstwach (szczecińskiej spółce Medical Express i warszawskiej Allians SOS) wykupił też Falck, który udziela pomocy doraźnej i obejmuje stałą opieką ok. 80 tys. klientów. W niektórych regionach poważnie konkuruje z pogotowiem ratunkowym.
Zagraniczne przedsiębiorstwa od kilku lat szukają nisz na naszym rynku opieki zdrowotnej. Dla firmy Medicover okazała się nią sprzedaż kompleksowych usług dla zakładów pracy. W ramach abonamentów klienci korzystają z opieki podstawowej, diagnostyki, konsultacji u specjalistów, pomocy w nagłych wypadkach oraz leczenia szpitalnego. Medicover, utworzony przez zagraniczny fundusz inwestycyjny, w ciągu pięciu lat zorganizował w Polsce sieć szesnastu oddziałów i rozpoczął ekspansję na rynek węgierski, rumuński i estoński. Zachodnie firmy chcą także świadczyć specjalistyczne usługi medyczne. W Poznaniu działalność okulistyczną i ginekologiczną prowadzi spółka Intermedica (jej udziałowcem są Skandynawowie). Największe nadzieje placówki wiążą z rozwojem usług sztucznego zapłodnienia. Jak się ocenia, problemy z płodnością ma
2,5 mln polskich par. Jest to jednak terapia droga (kosztuje nawet kilkanaście tysięcy złotych), a państwo - w odróżnieniu od innych krajów europejskich - nie dofinansowuje potrzebnych do niej leków. Na naprawdę duże zyski, porównywalne z osiąganymi na Zachodzie, tego rodzaju spółki będą musiały poczekać.
Najwięcej działa u nas firm utworzonych w latach 90. przez lekarzy, którzy wrócili do Polski z zagranicy i założyli duże prywatne gabinety lub małe kliniki stomatologiczne, protetyczne, chirurgii plastycznej, położnicze czy ginekolo-giczne. Niektóre z nich, zwłaszcza w nadgranicznym województwie zachodniopomorskim, świadczą usługi dla obcokrajowców. Są konkurencyjne - wysokiej jakości usługi kosztują co najmniej dwa, trzy razy mniej niż w Niemczech (w RFN face lifting kosztuje 9-10 tys. DM, a korekcja nosa 5,5-7 tys. DM, w Polsce zaś odpowiednio - 3,5-4,5 tys. DM i 2-3,3 tys. DM).
Coraz więcej inwestorów zagranicznych zainteresowanych jest również dużymi ośrodkami medycznymi. Do jednego z dyrektorów takiej placówki zgłosiły się firmy skandynawskie z propozycją, aby w jego szpitalu utworzyć oddziały dla pacjentów z tych państw. Liczba cudzoziemców chcących się leczyć w naszym kraju rośnie. Przyjeżdżają nie tylko Polacy na stałe mieszkający za granicą, ale także Afrykanie czy Azjaci. Warszawski szpital MSWiA przy ul. Wołoskiej negocjuje nawet umowy z rządami Nigerii i Togo w sprawie leczenia chorych na mocznicę (w tamtych krajach nie ma ani jednego aparatu do dializ pozaustrojowych). Świadczenie usług dla firm zagranicznych jest dla naszych placówek i wykształconych polskich lekarzy wielką szansą.
Bardzo niski poziom finansowania medycyny przez kasy chorych nie zachęca do inwestowania - twierdzą dyrektorzy szpitali. Wydajemy na ten cel dziesięcio-, piętnastokrotnie mniej niż przodujące kraje zachodnie (w przeliczeniu na mieszkańca to 235 USD, czyli tyle, ile wynoszą dotacje w państwach Ameryki Południowej). Większość przedsiębiorców swoje decyzje uzależnia od wprowadzenia u nas prywatnych kas chorych. Uważają, że wyłożenie 20-25 mln USD na budowę szpitala byłoby opłacalne, gdyby należało do nich 25-30 proc. Polaków. Z badań przeprowadzonych przez inwestorów wynika, że jest to prawdopodobne.
Podstawową barierą w modernizacji szpitali i przychodni dzięki zachodniemu kapitałowi jest opóźnianie prywatyzacji tych placówek. - Restrukturyzacją jest zainteresowanych kilkanaście niewielkich ośrodków medycznych, głównie chirurgicznych i ginekologiczno-położniczych. Uważam, że jak najszybciej powinniśmy dokonać około dwudziestu takich pilotażowych prywatyzacji. Problem polega na tym, że każdorazowo wymagają one zgody samorządu - twierdzi Andrzej Ryś, wiceminister zdrowia. Jeżeli jednak nie pójdziemy dalej w reformowaniu służby zdrowia, to zaprzepaścimy pierwsze oznaki zainteresowania ze strony zachodniego kapitału.
Więcej możesz przeczytać w 34/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.