Manipulowanie historią kojarzy się w naszym kraju jak najgorzej i już na starcie dyskwalifikuje jego autorów
Wygasła już lustracyjna burza, przesłaniająca przez ostatnie tygodnie wyborczy horyzont. I jak to po nawałnicy bywa, jedni cieszą się ładną pogodą, inni rachują poniesione straty. Wśród tych ostatnich znaleźli się sztabowcy, którzy mamili swoich politycznych przyjaciół iluzją, iż za sprawą "lustracyjnych kwitów" uda się wyeliminować najgroźniejszych rywali: Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Wałęsę.
Wytworzone przez SB materiały miały być "cudowną bronią", odwracającą koleje prezydenckiej batalii. "Wunderwaffe" nie poraziła jednak konkurentów, lecz zadziałała niczym źle użyty bumerang. Jak pokazują badania opinii publicznej, aż siedemdziesiąt procent Polaków jest przekonanych, że lustracyjne działania UOP nie były uczciwe i zmierzały do skompromitowania prezydenta Kwaśniewskiego. A ponieważ każdy przyzwoity człowiek odruchowo sympatyzuje z ofiarą, nie zaś z bijącym poniżej pasa, owo przekonanie utwierdziło w zamiarze głosowania na prezydenta, którego popiera ponad sześćdziesiąt procent wyborców. Skorzystał także z tego odruchu Lech Wałęsa, którego ostatnie notowania wyborcze niewiele różnią się od wyników Mariana Krzaklewskiego. A jeszcze niedawno zwolennicy szefa AWS twierdzili, że na półmetku kampanii zdystansuje on swoich prawicowych rywali co najmniej o kilka długości.
W świetle tych doświadczeń nietrudno przewidzieć, że równie chybiony efekt może dać kolejny chwyt wyborczy, związany z dwudziesto-leciem powstania "Solidarności". Jeśli organizatorzy obchodów uczynią z nich wystrój kampanii wyborczej Mariana Krzaklewskiego, to tylko wyświadczą mu niedźwiedzią przysługę. Obsadzą go bowiem w roli uzurpatora, usiłującego na oczach całego narodu ukraść Lechowi Wałęsie jego przepustkę do historii. W efekcie notowania wyborcze bohatera Sierpnia mogą tylko wzrosnąć. Manipulowanie historią kojarzy się bowiem u nas jak najgorzej i już na starcie dyskwalifikuje jego autorów.
Wszystko to prowadzi do wniosku, że kampanii prezydenckiej nie uda się rozstrzygnąć w jakiś podstępny sposób. Chociaż to bardzo nie odpowiada głównym rywalom prezydenta Kwaśniewskiego, nie uciekną oni od zestawienia pozytywnego bilansu jego prezydentury ze swoimi dokonaniami. Zbyt wiele już padło w Polsce słów bez pokrycia, aby wyborcy kierowali się inną filozofią niż ta, która nakazuje oceniać ludzi po owocach ich działalności.
Wytworzone przez SB materiały miały być "cudowną bronią", odwracającą koleje prezydenckiej batalii. "Wunderwaffe" nie poraziła jednak konkurentów, lecz zadziałała niczym źle użyty bumerang. Jak pokazują badania opinii publicznej, aż siedemdziesiąt procent Polaków jest przekonanych, że lustracyjne działania UOP nie były uczciwe i zmierzały do skompromitowania prezydenta Kwaśniewskiego. A ponieważ każdy przyzwoity człowiek odruchowo sympatyzuje z ofiarą, nie zaś z bijącym poniżej pasa, owo przekonanie utwierdziło w zamiarze głosowania na prezydenta, którego popiera ponad sześćdziesiąt procent wyborców. Skorzystał także z tego odruchu Lech Wałęsa, którego ostatnie notowania wyborcze niewiele różnią się od wyników Mariana Krzaklewskiego. A jeszcze niedawno zwolennicy szefa AWS twierdzili, że na półmetku kampanii zdystansuje on swoich prawicowych rywali co najmniej o kilka długości.
W świetle tych doświadczeń nietrudno przewidzieć, że równie chybiony efekt może dać kolejny chwyt wyborczy, związany z dwudziesto-leciem powstania "Solidarności". Jeśli organizatorzy obchodów uczynią z nich wystrój kampanii wyborczej Mariana Krzaklewskiego, to tylko wyświadczą mu niedźwiedzią przysługę. Obsadzą go bowiem w roli uzurpatora, usiłującego na oczach całego narodu ukraść Lechowi Wałęsie jego przepustkę do historii. W efekcie notowania wyborcze bohatera Sierpnia mogą tylko wzrosnąć. Manipulowanie historią kojarzy się bowiem u nas jak najgorzej i już na starcie dyskwalifikuje jego autorów.
Wszystko to prowadzi do wniosku, że kampanii prezydenckiej nie uda się rozstrzygnąć w jakiś podstępny sposób. Chociaż to bardzo nie odpowiada głównym rywalom prezydenta Kwaśniewskiego, nie uciekną oni od zestawienia pozytywnego bilansu jego prezydentury ze swoimi dokonaniami. Zbyt wiele już padło w Polsce słów bez pokrycia, aby wyborcy kierowali się inną filozofią niż ta, która nakazuje oceniać ludzi po owocach ich działalności.
Więcej możesz przeczytać w 34/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.