I co, kończy pan karierę czy nie?
Żadne decyzje nie zostały jeszcze podjęte. Ale wiadomo, Rio kusi. W końcu to igrzyska olimpijskie.
Tuż po meczu finałowym mówił pan wprost - że kończy karierę i że ta decyzja bardzo pana cieszy.
To nie do końca tak. W grę wchodzi dużo różnych czynników, które muszę wziąć pod uwagę.
Miał pan 18 lat, gdy trafił do kadry. A po tem przez kolejnych 18 lat w niej grał.
I przez te lata przeszedłem chyba przez wszystkie etapy reprezentacji. Kiedy za czy nałem, polska siatkówka była europejskim średniakiem, bez szans na medale. Brzmi brutalnie, ale taka jest prawda. Póź niej było troszkę lepiej, zaczęliśmy grać w Lidze Światowej, ale ciągle nie przekładało się to na medale. Aż do 2005 r., kiedy przyszedł do Polski zagraniczny szkoleniowiec.
Argentyńczyk Raúl Lozano.
I kompletnie zmienił nasz styl. Poprzestawiał nam dużo w głowach. Unowocześnił polską siatkówkę, dzięki czemu gra o medale zaczęła być w ogóle realna.
Ale jego kadra była niewiadomą. Grała rewelacyjnie albo fatalnie. Jeśli wygrywała, to wszystko. Gdy przegrywała, to też na całego.
Bo była ciągle nękana kontuzjami. A to ja tuż przed mistrzostwami złamałem rękę. A to Mariusz Wlazły i Piotr Gruszka łapali kontuzje w tym samym czasie. Te wszystkie wypadki rzucały cień na Raúla Lozano. Ludzie nie zastanawiali się, co się dzieje, dlaczego. Widzieli tylko, że coś nie idzie. Ale nam, zawodnikom, przeszkadzały wyłącznie sprawy zdrowotne, nic więcej.
Skoro było tak dobrze, dlaczego zapadła decyzja o zmianie trenera?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.