Matka Boska z odsłoniętym biustem oraz kopulujące pary na tle fragmentu "Bitwy pod Grunwaldem" Jana Matejki - dwa płótna Krzysztofa Kuszeja, które zostały zaprezentowane w szwedzkiej telewizji publicznej, zaszokowały tamtejszą Polonię; złożono doniesienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa obrazy uczuć religijnych i patriotycznych. To najnowszy przykład coraz częstszych ostatnio kłopotów artystów z prawem. Nic w tym dziwnego.
Matka Boska z odsłoniętym biustem oraz kopulujące pary na tle fragmentu "Bitwy pod Grunwaldem" Jana Matejki - dwa płótna Krzysztofa Kuszeja, które zostały zaprezentowane w szwedzkiej telewizji publicznej, zaszokowały tamtejszą Polonię; złożono doniesienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa obrazy uczuć religijnych i patriotycznych. To najnowszy przykład coraz częstszych ostatnio kłopotów artystów z prawem. Nic w tym dziwnego. Przecież skandal, prowokacja i naruszenie obyczajowego tabu stały się we współczesnej sztuce podstawowymi środkami wyrazu, tak jak niegdyś światłocień, plama i kolor.
Brytyjski rzeźbiarz Anthony Boel Kelly został niedawno aresztowany za wykradanie z kostnicy ciał nieboszczyków. Wykorzystywał je do wykonywania gumowych odlewów powlekanych srebrną emalią. Gotowe dzieła sztuki (miały one "rzucić wyzwanie poglądom, według których zdrowie i życie są niezbędnymi atrybutami piękna") były już przygotowane do prezentacji w londyńskiej galerii, jednak akcja policji uniemożliwiła ich wystawienie. Twórca szokujących obrazów pokazanych w szwedzkiej telewizji, polski artysta Krzysztof Kuszej, także miał w przeszłości kłopoty z prezentacją swoich prac. W 1995 r. na polecenie prezydenta Łodzi jego wystawą zainteresowała się prokuratura. Przez dziesięć miesięcy prowadzono postępowanie mające na celu ustalenie, czy obrazy Kuszeja obrażają uczucia religijne. W końcu wystawę odwołano, a śledztwo umorzono. Granica między swobodą artystycznej wypowiedzi a bluźnierstwem jest bowiem bardzo subtelna.
Pracę Kuszeja przedstawiającą obnażoną Matkę Boską z Dzieciątkiem, ukazaną jak postać z pisma pornograficznego, można jednak umieścić w budzącym wielkie społeczne emocje cyklu "Współczesne polskie madonny", zawierającym się pomiędzy sacrum i profanum. Przecież dla wielu wierzących szarganiem świętego wizerunku była już prezentowana w 1981 r. w parafii św. Brygidy w Gdańsku Matka Boska Częstochowska ubrana w koszulkę z napisem "Solidarność" i trzymająca na rękach małego Jezusa z paluszkami układającymi się w literę V. (Ksiądz prałat Henryk Jankowski wpisał się już zresztą na trwałe w nurt skandalizującej "sztuki użytkowej". Na wielkanocnym Grobie Pańskim umieścił krzyże z szubienicami, swastyki, sierpy i młoty oraz nazwy różnych partii i organizacji - od SS po UW; ostatnio chciał tam także zaprezentować dżinsową koszulę Jacka Kuronia z przypiętym do niej Orderem Orła Białego.) Protesty środowisk katolickich wywołał zaprezentowany na okładce "Wprost" wizerunek Matki Boskiej z Dzieciątkiem w maskach przeciwgazowych. Sporo emocji wzbudziła też "Madonna z Jurkiem", zdjęcie zamieszczone w tygodniku "Poznaniak". Był to fotomontaż pracy opublikowanej w "Penthousie", przedstawiającej piosenkarkę Madonnę ze swoim mężem Seanem Pennem (pastisz XIV-wiecznego obrazu pochodzącego z włoskiej szkoły malarskiej Simona Mantiniego). Trwający trzy lata proces pomiędzy Markiem Jurkiem a "Poznaniakiem" zakończył się zawarciem ugody. Do końca sprawy poseł ZChN twierdził, że padł ofiarą "bluźnierczego żartu". Bardzo podobnie przez integrystycznych katolików został oceniony plakat do filmu MiloŠsa Formana "Skandalista Larry Flynt", przedstawiający aktora Woody?ego Harrelsona ukrzyżowanego na kobiecym łonie. Przypominano wówczas, że przed 36 laty szwajcarski sąd skazał na karę grzywny malarza, który publicznie pokazywał swoje dzieło: obraz nagiej kobiety na krzyżu. Czasy się jednak zmieniają. Dzisiaj - zgodnie z orzeczeniem polskiego Sądu Najwyższego - za znieważenie uczuć religijnych należy uznać "zachowanie, które według określonych norm kulturowo-obyczajowych i powszechnie przyjętych ocen stanowi wyraz pogardy". Przy zastosowaniu tej definicji bluźniercze są autentyczne prace przedstawiające krzyż zanurzony w moczu oraz krucyfiks, którego kontur ułożono ze zdechłych much.
Ingerowanie prawa karnego w sztukę to jednak ostateczność, w większości wypadków stosowane są zupełnie inne metody perswazji i nacisku. Niekiedy dochodzi nawet do użycia siły. Tak było w wypadku instalacji Roberta Rumasa zatytułowanej "Termofory razy 8", która stanęła na Długim Targu w Gdańsku. Figura Matki Boskiej została umieszczona pod ośmioma monstrualnych rozmiarów termoforami. Wzburzony tłum samodzielnie zdemontował bluźniercze - według niego - dzieło sztuki. Zachowała się tylko figura Madonny, która trafiła na plebanię kościoła Mariackiego. Kłopoty ze społecznym odbiorem swoich prac ma także dwoje największych skandalistów w polskiej sztuce współczesnej: Katarzyna Kozyra oraz Zbigniew Libera. Ten ostatni zbudował obóz koncentracyjny z klocków lego - z więźniami w pasiakach, wartownikami, barakami, wieżyczkami strażniczymi i ogrodzeniem z drutu kolczastego.
Siedem zestawów klocków w kartonowych pudełkach (wyglądających jak autentyczne produkty duńskiej firmy) pokazano na wystawie zatytułowanej "Urządzenia korekcyjne". Koncern Lego, początkowo zamierzający pozwać artystę do sądu, zrezygnował z procesu po triumfie jego wystawy w Kopenhadze. Wybitnie uzdolniony Zbigniew Libera miał reprezentować Polskę na Biennale Sztuki w Wenecji. Ostatecznie jednak wycofał się z udziału w wystawie, ponieważ kurator polskiego pawilonu Jan Wojciechowski nie zgodził się na wyeksponowanie wykonanej z dziecinnych klocków miniatury obozu w Auschwitz, nie dostrzegając przesłania dzieła przestrzegającego przed "codzienną banalnością zła". W tym roku polska telewizja nakręciła film dokumentalny o twórczości Zbigniewa Libery, ale na razie jego emisja została wstrzymana. Sporo kłopotów miała także Katarzyna Kozyra, nazywana przez złośliwych krytyków "nieodrodną córką doktora Mengele". Burzę wywołała jej praca z 1993 r. pt. "Piramida zwierząt". Do jej wykonania posłużyły najpierw wyselekcjonowane, a potem zabite i wypchane zwierzęta: koń, pies, kot i kogut. Szczególnie oburzeni byli właśnie obrońcy praw zwierząt - padały oskarżenia o "zabijanie dla celów dekoracyjnych" i sugestie, że w niedalekiej przyszłości artystka nie cofnie się przed wykonywaniem "abażurów z ludzkiej skóry". Otoczka skandalu towarzyszyła również kolejnej wystawie zatytułowanej "Łaźnia", na którą składała się seria zdjęć nagich kobiet, wykonanych przez artystkę ukrytym aparatem w budapeszteńskiej łaźni tureckiej. Katarzynie Kozyrze zagrożono nawet procesem sądowym, a węgierski dziennikarz napisał w tamtejszej prasie, że celem wystawy było "ośmieszenie w oczach Polaków węgierskich kobiet". Skandalizująca sztuka musi być poparta podobnym zachowaniem jej twórcy. Mistrzem w tej dziedzinie jest Franciszek Starowieyski. Nic w tym dziwnego, skoro zaczął szokować swoje otoczenie już w wieku siedmiu lat. Kiedyś do rodziców małego Franka przyszli goście. Wtedy on pochwalił się zbudowaną przez siebie dziwaczną maszyną. Na pytanie, co to jest, odparł: "To jest kurwa".
Tworzy Franciszek Starowieyski - sztuce skandalu musi towarzyszyć podobne zachowanie jej twórcy
Dzisiaj Franciszek Starowieyski zabiega na przykład o wydanie "polskich trawestacji rosyjskich czastuszek", które zresztą chętnie cytuje: "A mój ojciec był kaleka, ubił chujem czełowieka, a mój diadia był matros, zdierżył chujem parowoz". Dwa miesiące temu w budynku polskiej misji przy Unii Europejskiej zawisł jego kontrowersyjny obraz "Divina Polonia", alegoryczne wyobrażenie Polski i Europy uosabianych przez dwie kobiety. Ze względu na dyplomatyczne naciski artysta zmienił tytuł swojego dzieła - pierwotnie miał on brzmieć "Boska Polska porywana przez barbarzyńską Europę", a także zrezygnował z domalowania Europie "złotej cipy", symbolu oddania się wartościom materialnym.
Sporo szczęścia miał malarz Dariusz Pala, który przedstawił na płótnie, jak agent KGB Władimir Ałganow wręcza Oleksemu plik zielonych banknotów. Obraz wziętego plastyka tak krótko stał w galerii (kupił go bogaty amerykański prawnik), że nie zdążył wywołać skandalu. Na gorącej dyskusji w telewizyjnym "Tok-szoku" skończyła się również artystyczna prowokacja przygotowana przez Alicję Żebrowską z Zakopanego, Zaprezentowane przez artystkę nagranie wideo przedstawiało zainscenizowany i odegrany przez nią poród. W jego wyniku na świat nie przyszło jednak dziecko, lecz lalka Barbie. We współczesnej sztuce nawet z pozoru niewinna dziecięca zabawka może nabrać demonicznych cech hitlerowskiego kata Lyonu Klausa Barbiego.
Czy mimo wszystko artysta nie powinien się liczyć z opiniami innych ludzi? Nie - twierdzi Katarzyna Kozyra -"bo wówczas zaczyna odpowiadać na wymagania innych, a jego praca staje się zlepkiem tego, czego oni od ciebie chcą". Warunkiem istnienia współczesnej sztuki jest stworzenie Gombrowiczowskiej synczyzny - duchowej krainy ludzi wolnych od konwencji. Dzisiaj można ją budować nawet z klocków lego.
Brytyjski rzeźbiarz Anthony Boel Kelly został niedawno aresztowany za wykradanie z kostnicy ciał nieboszczyków. Wykorzystywał je do wykonywania gumowych odlewów powlekanych srebrną emalią. Gotowe dzieła sztuki (miały one "rzucić wyzwanie poglądom, według których zdrowie i życie są niezbędnymi atrybutami piękna") były już przygotowane do prezentacji w londyńskiej galerii, jednak akcja policji uniemożliwiła ich wystawienie. Twórca szokujących obrazów pokazanych w szwedzkiej telewizji, polski artysta Krzysztof Kuszej, także miał w przeszłości kłopoty z prezentacją swoich prac. W 1995 r. na polecenie prezydenta Łodzi jego wystawą zainteresowała się prokuratura. Przez dziesięć miesięcy prowadzono postępowanie mające na celu ustalenie, czy obrazy Kuszeja obrażają uczucia religijne. W końcu wystawę odwołano, a śledztwo umorzono. Granica między swobodą artystycznej wypowiedzi a bluźnierstwem jest bowiem bardzo subtelna.
Pracę Kuszeja przedstawiającą obnażoną Matkę Boską z Dzieciątkiem, ukazaną jak postać z pisma pornograficznego, można jednak umieścić w budzącym wielkie społeczne emocje cyklu "Współczesne polskie madonny", zawierającym się pomiędzy sacrum i profanum. Przecież dla wielu wierzących szarganiem świętego wizerunku była już prezentowana w 1981 r. w parafii św. Brygidy w Gdańsku Matka Boska Częstochowska ubrana w koszulkę z napisem "Solidarność" i trzymająca na rękach małego Jezusa z paluszkami układającymi się w literę V. (Ksiądz prałat Henryk Jankowski wpisał się już zresztą na trwałe w nurt skandalizującej "sztuki użytkowej". Na wielkanocnym Grobie Pańskim umieścił krzyże z szubienicami, swastyki, sierpy i młoty oraz nazwy różnych partii i organizacji - od SS po UW; ostatnio chciał tam także zaprezentować dżinsową koszulę Jacka Kuronia z przypiętym do niej Orderem Orła Białego.) Protesty środowisk katolickich wywołał zaprezentowany na okładce "Wprost" wizerunek Matki Boskiej z Dzieciątkiem w maskach przeciwgazowych. Sporo emocji wzbudziła też "Madonna z Jurkiem", zdjęcie zamieszczone w tygodniku "Poznaniak". Był to fotomontaż pracy opublikowanej w "Penthousie", przedstawiającej piosenkarkę Madonnę ze swoim mężem Seanem Pennem (pastisz XIV-wiecznego obrazu pochodzącego z włoskiej szkoły malarskiej Simona Mantiniego). Trwający trzy lata proces pomiędzy Markiem Jurkiem a "Poznaniakiem" zakończył się zawarciem ugody. Do końca sprawy poseł ZChN twierdził, że padł ofiarą "bluźnierczego żartu". Bardzo podobnie przez integrystycznych katolików został oceniony plakat do filmu MiloŠsa Formana "Skandalista Larry Flynt", przedstawiający aktora Woody?ego Harrelsona ukrzyżowanego na kobiecym łonie. Przypominano wówczas, że przed 36 laty szwajcarski sąd skazał na karę grzywny malarza, który publicznie pokazywał swoje dzieło: obraz nagiej kobiety na krzyżu. Czasy się jednak zmieniają. Dzisiaj - zgodnie z orzeczeniem polskiego Sądu Najwyższego - za znieważenie uczuć religijnych należy uznać "zachowanie, które według określonych norm kulturowo-obyczajowych i powszechnie przyjętych ocen stanowi wyraz pogardy". Przy zastosowaniu tej definicji bluźniercze są autentyczne prace przedstawiające krzyż zanurzony w moczu oraz krucyfiks, którego kontur ułożono ze zdechłych much.
Ingerowanie prawa karnego w sztukę to jednak ostateczność, w większości wypadków stosowane są zupełnie inne metody perswazji i nacisku. Niekiedy dochodzi nawet do użycia siły. Tak było w wypadku instalacji Roberta Rumasa zatytułowanej "Termofory razy 8", która stanęła na Długim Targu w Gdańsku. Figura Matki Boskiej została umieszczona pod ośmioma monstrualnych rozmiarów termoforami. Wzburzony tłum samodzielnie zdemontował bluźniercze - według niego - dzieło sztuki. Zachowała się tylko figura Madonny, która trafiła na plebanię kościoła Mariackiego. Kłopoty ze społecznym odbiorem swoich prac ma także dwoje największych skandalistów w polskiej sztuce współczesnej: Katarzyna Kozyra oraz Zbigniew Libera. Ten ostatni zbudował obóz koncentracyjny z klocków lego - z więźniami w pasiakach, wartownikami, barakami, wieżyczkami strażniczymi i ogrodzeniem z drutu kolczastego.
Siedem zestawów klocków w kartonowych pudełkach (wyglądających jak autentyczne produkty duńskiej firmy) pokazano na wystawie zatytułowanej "Urządzenia korekcyjne". Koncern Lego, początkowo zamierzający pozwać artystę do sądu, zrezygnował z procesu po triumfie jego wystawy w Kopenhadze. Wybitnie uzdolniony Zbigniew Libera miał reprezentować Polskę na Biennale Sztuki w Wenecji. Ostatecznie jednak wycofał się z udziału w wystawie, ponieważ kurator polskiego pawilonu Jan Wojciechowski nie zgodził się na wyeksponowanie wykonanej z dziecinnych klocków miniatury obozu w Auschwitz, nie dostrzegając przesłania dzieła przestrzegającego przed "codzienną banalnością zła". W tym roku polska telewizja nakręciła film dokumentalny o twórczości Zbigniewa Libery, ale na razie jego emisja została wstrzymana. Sporo kłopotów miała także Katarzyna Kozyra, nazywana przez złośliwych krytyków "nieodrodną córką doktora Mengele". Burzę wywołała jej praca z 1993 r. pt. "Piramida zwierząt". Do jej wykonania posłużyły najpierw wyselekcjonowane, a potem zabite i wypchane zwierzęta: koń, pies, kot i kogut. Szczególnie oburzeni byli właśnie obrońcy praw zwierząt - padały oskarżenia o "zabijanie dla celów dekoracyjnych" i sugestie, że w niedalekiej przyszłości artystka nie cofnie się przed wykonywaniem "abażurów z ludzkiej skóry". Otoczka skandalu towarzyszyła również kolejnej wystawie zatytułowanej "Łaźnia", na którą składała się seria zdjęć nagich kobiet, wykonanych przez artystkę ukrytym aparatem w budapeszteńskiej łaźni tureckiej. Katarzynie Kozyrze zagrożono nawet procesem sądowym, a węgierski dziennikarz napisał w tamtejszej prasie, że celem wystawy było "ośmieszenie w oczach Polaków węgierskich kobiet". Skandalizująca sztuka musi być poparta podobnym zachowaniem jej twórcy. Mistrzem w tej dziedzinie jest Franciszek Starowieyski. Nic w tym dziwnego, skoro zaczął szokować swoje otoczenie już w wieku siedmiu lat. Kiedyś do rodziców małego Franka przyszli goście. Wtedy on pochwalił się zbudowaną przez siebie dziwaczną maszyną. Na pytanie, co to jest, odparł: "To jest kurwa".
Tworzy Franciszek Starowieyski - sztuce skandalu musi towarzyszyć podobne zachowanie jej twórcy
Dzisiaj Franciszek Starowieyski zabiega na przykład o wydanie "polskich trawestacji rosyjskich czastuszek", które zresztą chętnie cytuje: "A mój ojciec był kaleka, ubił chujem czełowieka, a mój diadia był matros, zdierżył chujem parowoz". Dwa miesiące temu w budynku polskiej misji przy Unii Europejskiej zawisł jego kontrowersyjny obraz "Divina Polonia", alegoryczne wyobrażenie Polski i Europy uosabianych przez dwie kobiety. Ze względu na dyplomatyczne naciski artysta zmienił tytuł swojego dzieła - pierwotnie miał on brzmieć "Boska Polska porywana przez barbarzyńską Europę", a także zrezygnował z domalowania Europie "złotej cipy", symbolu oddania się wartościom materialnym.
Sporo szczęścia miał malarz Dariusz Pala, który przedstawił na płótnie, jak agent KGB Władimir Ałganow wręcza Oleksemu plik zielonych banknotów. Obraz wziętego plastyka tak krótko stał w galerii (kupił go bogaty amerykański prawnik), że nie zdążył wywołać skandalu. Na gorącej dyskusji w telewizyjnym "Tok-szoku" skończyła się również artystyczna prowokacja przygotowana przez Alicję Żebrowską z Zakopanego, Zaprezentowane przez artystkę nagranie wideo przedstawiało zainscenizowany i odegrany przez nią poród. W jego wyniku na świat nie przyszło jednak dziecko, lecz lalka Barbie. We współczesnej sztuce nawet z pozoru niewinna dziecięca zabawka może nabrać demonicznych cech hitlerowskiego kata Lyonu Klausa Barbiego.
Czy mimo wszystko artysta nie powinien się liczyć z opiniami innych ludzi? Nie - twierdzi Katarzyna Kozyra -"bo wówczas zaczyna odpowiadać na wymagania innych, a jego praca staje się zlepkiem tego, czego oni od ciebie chcą". Warunkiem istnienia współczesnej sztuki jest stworzenie Gombrowiczowskiej synczyzny - duchowej krainy ludzi wolnych od konwencji. Dzisiaj można ją budować nawet z klocków lego.
Więcej możesz przeczytać w 29/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.