Zbliżające się święto 11 listopada, a więc rocznica czegoś najbardziej radosnego, odzyskania niepodległości przez Polskę, zamiast cieszyć – przeraża. Zauważyłem, że zaczynamy szukać miejsca, w którym można by się skryć przed centrum Warszawy, przed mediami, przed jadem sączącym się z każdego radia, przed zamieszkami na Nowym Świecie. To coroczny paradoks, że święto zjednoczenia Polski z zaborów, zamiast jednoczyć, dzieli, a media jak głupie tylko to podsycają, bo ich komputery wykazują, że to dobre na oglądalność. W każdym studiu telewizyjnym pyskówki. Pyskują przedstawiciele prawicy i pyskują feministki, pyskuje Kazia Szczuka i pyskówka trwa u Moniki Olejnik, u Lisa, wszędzie. Co roku zastanawiam się – skoro nikt tego jadu nie lubi, z prowadzącymi programy włącznie, to dlaczego akurat w tym okresie robią wszystko, aby wywołać zamieszki w swoim studiu? Przecież mogliby poświęcić te odcinki tematom niezwiązanym z zapalnym pytaniem „Polska tak, ale jaka?”. Można by w ogóle od 9 do 12 listopada puszczać w mediach tylko jak najbardziej apolityczny śpiew ptaków i indyjską muzykę relaksacyjną. Czemu nie? Włączasz radio – śpiew ptaków, włączasz telewizor – chóry, wchodzisz na portale – tylko informacje o pogodzie. Czy wtedy nie wyszlibyśmy na ulice się bić?
Niestety, są tacy, którzy w ogóle przez cały rok się na te bijatyki cieszą, ponieważ znajdują perwersyjną rozkosz w negatywnych emocjach i destrukcji. Znamy przecież zjawisko kiboli (por. świetny film dokumentalny naczelnego „Wprost”, Sylwestra Latkowskiego, pt. „Klatka”), którzy czerpią radość z bicia się, na te bijatyki się umawiają, brakuje im wojny w zbyt pokojowym świecie. Nadmiar testosteronu połączony z sadomasochizmem, bo przecież chodzi o to, aby samemu też oberwać. Są więc określone elementy, które właśnie szykują się na doroczną wojnę z okazji rocznicy odzyskania niepodległości, a my, biedni cywile, chowamy się po kątach, zakrywamy głowy poduszkami, zatykamy uszy stoperami. Nie chcemy nic wiedzieć ani widzieć. My byśmy chętnie poświętowali rocznicę, ot, wypiciem szampana, my byśmy chcieli się radować. Tymczasem za oknem wybuchy przypominają nam, że może nie ma z czego, ponieważ Polska, która co roku nam się tego dnia objawia, jest czymś niezrozumiałym, niewartym świętowania, niepokojącym, jak hitlerowskie pogromy w faszystowskich Niemczech. 11 listopada Polska potwornieje i my jej nie poznajemy, ale przeraża nas, że to coś w niej tkwiło i wcześniej. Cała ta zła energia. Okazuje się, że to, co my na co dzień akceptujemy jako Polskę, dla wielu jest nie do przyjęcia. Że są ludzie, którzy tu i teraz czują się jak pod zaborami i wciąż myślą o zrobieniu rewolucji. I teraz ci ludzie wychodzą, biją, strzelają, rozwalają samochody. Gdzie oni są przez resztę roku? Co im się nie podoba w naszej rzeczywistości wolnej Polski? Dlaczego czują się tu obco? Na pewno nie dowiemy się tego z telewizyjnych dyskusji, a raczej pyskówek. Ponieważ jeśli redaktor zaprasza tego dnia do studia przedstawicieli skrajnej lewicy i skrajnej prawicy, aby napuścić i szczuć jednych na drugich, to oczywiście nie po to, aby się dogadali ani nawet aby dyskutowali. Ma się dziać. Oglądający to ludzie, którzy jeszcze przed chwilą byli zupełnie spokojni, teraz sami zaczynają się wkurzać, w końcu wychodzą na ulicę i tak koło nienawiści się nakręca. Ja w każdym razie mam już na ten czas kryjówkę. Mimo wszystko cieszmy się, że Polska odzyskała niepodległość. Kto zna historię, ten wie, że naprawdę już się na to nie zanosiło. �
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.