W kwestii stosowania tymczasowego aresztu sąd jest dziś skrępowany prawem bardziej niż peerelowski prokurator.
W podwarszawskim Nadarzynie grupa pijanych dwudziestolatków wdarła się na prywatną posesję i bestialsko pobiła Bogu ducha winnego człowieka. Po pewnym czasie sprawcy wrócili, by poprawić swoje dzieło, a nie zastawszy już nikogo, wyładowali zapas agresji na domu i przedmiotach będących w zasięgu ręki. Po przeczytaniu bulwersujących relacji prasy wydawało mi się początkowo, że sąd niesłusznie odstąpił od tymczasowego aresztowania sprawców tego wyczynu. Gdy jednak sprawdziłem szczegóły w kodeksach, okazało się wysoce wątpliwe, czy w tego typu sprawie sąd w ogóle może zastosować wspomniany środek. Sędziemu dostało się od prasy, mimo że prawdziwym winowajcą jest ustawodawca. Kowal zawinił, a Cygana powiesili.
W 1995 r. - równo trzy lata temu - zmieniono radykalnie w kodeksie postępowania karnego przepisy o tymczasowym aresztowaniu. W dawnej, peerelowskiej wersji z 1969 r. przed wniesieniem aktu oskarżenia stosował je prokurator, a nie sąd, i mogło ono nastąpić nie tylko z obawy przed ucieczką lub matactwem sprawcy, ale także wówczas, gdy "oskarżonemu zarzucono czyn, którego stopień społecznego niebezpieczeństwa jest znaczny".
Zarówno przepisy kodeksu, jak i oparta na nich praktyka oczywistego nadużywania tymczasowego aresztowania w czasach PRL były przez wiele lat krytykowane przez opozycję polityczną i liberalnych prawników. Środek mający zapobiegać uchylaniu się od sądu spełniał wówczas funkcję doraźnej kary stosowanej przez prokuratora. Dzisiaj, w demokratycznym państwie prawa, tymczasowego aresztowania nie może już stosować prokurator, a z przepisów kodeksu postępowania karnego zniknęła formułka o "znacznym społecznym niebezpieczeństwie czynu".Sąd jest skrępowany prawem bardziej niż peerelowski prokurator i nie może stosować aresztu wedle swobodnego uznania, nawet
gdyby był całkowicie przekonany o słuszności czy wręcz konieczności zastosowania tego środka. Zamiast opisywać obowiązujące prawo, posłużę się przykładem, który warto zapamiętać: jeżeli ktoś zostanie pobity i przeżyje, nie doznając przy tym ciężkiego kalectwa, a sprawcy są znani z nazwiska i miejsca zamieszkania i nie ma obaw, że uciekną, że będą się ukrywać, nakłaniać do fałszywych zeznań lub w inny sposób utrudniać postępowanie karne, to nie zostaną oni tymczasowo aresztowani. Kodeks przewiduje wprawdzie możliwość tymczasowego aresztowania ze względu na "grożącą oskarżonemu surową karę", ale dotyczy to czynów zagrożonych karą pozbawienia wolności, której górna granica wynosi co najmniej 8 lat. Ograniczając drastycznie prawo sądu do stosowania tymczasowego aresztowania, ustawodawca - moim zdaniem - popełnił błąd. Dzisiaj bandyci i chuligani z tzw. dobrych domów, którzy uczą się, pracują i nie byli dotychczas notowani, nie muszą się obawiać tymczasowego aresztowania za udział w "zwykłym" pobiciu lub nawet za użycie w nim "broni palnej, noża lub innego niebezpiecznego narzędzia" (sic!). A zwykłe pobicie to takie, które nie zakończyło się śmiercią lub ciężkim uszkodzeniem ciała. Jeżeli wspomniani sprawcy nie spowodują ciężkiego kalectwa ofiary, a dodatkowo tylko "zwyczajnie" zniszczą lub uszkodzą mienie pokrzywdzonego, nie czyniąc tego przez podpalenie, mogą być pewni, że po 48 godzinach będą znowu na wolności. Mimo że przestępstwa tego typu mogą nader często wykazywać bardzo znaczną społeczną szkodliwość, a sąd jest przekonany, że sprawców należałoby zamknąć, tymczasowe aresztowanie nie wchodzi w rachubę i trzeba stosować środki łagodniejsze.
To, co obowiązuje dzisiaj w kwestii tymczasowego aresztowania, jest identyczne z postanowieniami nowego kodeksu postępowania karnego z ubiegłego roku, który czeka na wejście w życie. Ciekawe, ile jeszcze takich racjonalnych zmian przyniesie nowa kodyfikacja?
A wszystko i tak w końcu skupi się na sędziach, bo przecież nikt nie będzie sobie zawracał głowy studiowaniem skomplikowanych kodeksów.
W 1995 r. - równo trzy lata temu - zmieniono radykalnie w kodeksie postępowania karnego przepisy o tymczasowym aresztowaniu. W dawnej, peerelowskiej wersji z 1969 r. przed wniesieniem aktu oskarżenia stosował je prokurator, a nie sąd, i mogło ono nastąpić nie tylko z obawy przed ucieczką lub matactwem sprawcy, ale także wówczas, gdy "oskarżonemu zarzucono czyn, którego stopień społecznego niebezpieczeństwa jest znaczny".
Zarówno przepisy kodeksu, jak i oparta na nich praktyka oczywistego nadużywania tymczasowego aresztowania w czasach PRL były przez wiele lat krytykowane przez opozycję polityczną i liberalnych prawników. Środek mający zapobiegać uchylaniu się od sądu spełniał wówczas funkcję doraźnej kary stosowanej przez prokuratora. Dzisiaj, w demokratycznym państwie prawa, tymczasowego aresztowania nie może już stosować prokurator, a z przepisów kodeksu postępowania karnego zniknęła formułka o "znacznym społecznym niebezpieczeństwie czynu".Sąd jest skrępowany prawem bardziej niż peerelowski prokurator i nie może stosować aresztu wedle swobodnego uznania, nawet
gdyby był całkowicie przekonany o słuszności czy wręcz konieczności zastosowania tego środka. Zamiast opisywać obowiązujące prawo, posłużę się przykładem, który warto zapamiętać: jeżeli ktoś zostanie pobity i przeżyje, nie doznając przy tym ciężkiego kalectwa, a sprawcy są znani z nazwiska i miejsca zamieszkania i nie ma obaw, że uciekną, że będą się ukrywać, nakłaniać do fałszywych zeznań lub w inny sposób utrudniać postępowanie karne, to nie zostaną oni tymczasowo aresztowani. Kodeks przewiduje wprawdzie możliwość tymczasowego aresztowania ze względu na "grożącą oskarżonemu surową karę", ale dotyczy to czynów zagrożonych karą pozbawienia wolności, której górna granica wynosi co najmniej 8 lat. Ograniczając drastycznie prawo sądu do stosowania tymczasowego aresztowania, ustawodawca - moim zdaniem - popełnił błąd. Dzisiaj bandyci i chuligani z tzw. dobrych domów, którzy uczą się, pracują i nie byli dotychczas notowani, nie muszą się obawiać tymczasowego aresztowania za udział w "zwykłym" pobiciu lub nawet za użycie w nim "broni palnej, noża lub innego niebezpiecznego narzędzia" (sic!). A zwykłe pobicie to takie, które nie zakończyło się śmiercią lub ciężkim uszkodzeniem ciała. Jeżeli wspomniani sprawcy nie spowodują ciężkiego kalectwa ofiary, a dodatkowo tylko "zwyczajnie" zniszczą lub uszkodzą mienie pokrzywdzonego, nie czyniąc tego przez podpalenie, mogą być pewni, że po 48 godzinach będą znowu na wolności. Mimo że przestępstwa tego typu mogą nader często wykazywać bardzo znaczną społeczną szkodliwość, a sąd jest przekonany, że sprawców należałoby zamknąć, tymczasowe aresztowanie nie wchodzi w rachubę i trzeba stosować środki łagodniejsze.
To, co obowiązuje dzisiaj w kwestii tymczasowego aresztowania, jest identyczne z postanowieniami nowego kodeksu postępowania karnego z ubiegłego roku, który czeka na wejście w życie. Ciekawe, ile jeszcze takich racjonalnych zmian przyniesie nowa kodyfikacja?
A wszystko i tak w końcu skupi się na sędziach, bo przecież nikt nie będzie sobie zawracał głowy studiowaniem skomplikowanych kodeksów.
Więcej możesz przeczytać w 30/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.