W nocy z czwartku na piątek (20 listopada br.) zostali zatrzymani i osadzeni w policyjnej izbie zatrzymań długoletni fotoreporter PAP Tomasz Gzell oraz dziennikarz TV Republika Jan Pawlicki. Relacjonowali oni wydarzenia w siedzibie Państwowej Komisji Wyborczej. Przyznam, że informacja o zatrzymaniu dziennikarzy mnie nie zaskoczyła. Gdy w czerwcu ABW weszło do redakcji „Wprost”, nastąpiła chwilowa solidarność środowiska dziennikarskiego. Ale bardzo szybko z powodów politycznych ta solidarność pękła. Już wtedy wiedziałem, że będzie gorzej.
Część środowiska dziennikarskiego nadal patrzy na sprawę poprzez swoje upodobania polityczne. Gdyby nie zatrzymanie fotoreportera PAP, w ogóle byłoby cicho o zatrzymaniu dziennikarza TV Republika. Wiadomo, że są redakcje, których mainstream nie uznaje za poważne. W czym tkwi problem? Dlaczego podnosimy rwetes? Wyjaśnia to oświadczenie Press Clubu: „Zatrzymanie dziennikarza wykonującego obowiązki służbowe, a zwłaszcza dokumentującego działania siłowe uprawnionych służb państwa, zawsze będzie budziło najwyższy niepokój i rodziło oczekiwanie szybkich i jednoznacznych wyjaśnień. Działanie takie rodzi bowiem uzasadnioną wątpliwość co do intencji zatrzymujących”.
Załóżmy, że dziennikarze zostali zatrzymani i przewiezieni na komendę, bo policja nie chciała na miejscu rozstrzygać, kto jest kim. Choć w tym przypadku doskonale wiedziała, co robi. Fotoreporter ze sprzętem nie wyglądał na okupującego PKW, a Pawlicki, co zarejestrowała kamera, pokazywał dziennikarską legitymację. Ale załóżmy jeszcze raz, że funkcjonariusze nie wiedzieli, kto jest kim. Doszło do przypadkowego zatrzymania. Po przewiezieniu ich na komisariat policja miała już jednak pewność. Zgarnęła dziennikarzy, którzy wykonywali swoje obowiązki służbowe. I co zrobiła? Świadomie zatrzymała ich na policyjnym dołku.
Rozmawiałem w piątek z wysokimi przedstawicielami policji i przyznam, że ogarnęła mnie bezradność. Przyparci do muru zrzucali winę na PKW, twierdzili, że to przedstawiciele komisji kazali wyprowadzić dziennikarzy. – A wy nie macie własnego rozumu? – odpierałem. – I jak to jest możliwe, że zatrzymywaliście wybiórczo fotoreporterów i dziennikarzy? Innych zostawiliście w spokoju. Operatora kamery, który zarejestrował zatrzymanie dziennikarza TV Republika, policja zostawiła w spokoju.
Zapytałem PKW: „Dlaczego państwo nakazali usunięcie z siedziby PKW dziennikarzy, którzy realizowali swój obowiązek zawodowy? Służby publiczne mają za zadanie umożliwiać dziennikarzom swobodne wykonywanie obowiązków zawodowych, a do nich należy również dokumentowanie łamania prawa w publicznym gmachu, do którego wdarły się niepowołane osoby. To na państwa decyzję powołuje się policja, uzasadniając zatrzymanie dziennikarzy”. Odpowiedzi nie otrzymałem.
Odznaczony ostatnio przez prezydenta Bronisława Komorowskiego dziennikarz Jacek Żakowski po wejściu ABW do redakcji „Wprost” powiedział: „Miałem poczucie wstydu, oglądając, że doszło do takiego rozpasania mediów. Władza nie może się panicznie bać mediów”. Władza słucha i wyciąga wnioski. Zaczyna robić, co chce, i traktować media jak w Rosji i na Biało rusi. Trudno nie uznać wydarzeń w PKW za formę zastraszania dziennikarzy.
Na legitymacjach prasowych można przeczytać: „Wszystkie instytucje oraz osoby prywatne proszone są o udzielenie okazicielowi niniejszej legitymacji pomocy w wykonywaniu obowiązków zawodowych”. Dzisiaj możemy wyrzucić nasze legitymacje do śmietnika. Ich wartość po zatrzymaniu dziennikarzy PAP i TV Republika przez policję, w czasie wykonywania obowiązków służbowych w siedzibie PKW, spadła do zera.
PS W sprawie minionych wyborów samorządowych ciśnie się na usta krótki komentarz: nie chodzi o to, czy sfałszowano wyniki wyborów. Zniszczono ich wiarygodność. �
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.