Pewnego dnia w roku 1986 Eddie Murphy odebrał telefon od Billa Cosby’ego. Obaj byli wówczas u szczytu kariery. Murphy, ledwie 25-latek, miał już na koncie takie hity jak „48 godzin” czy „Gliniarz z Beverly Hills”. 50-letni Cosby był żywą legendą. Pierwszym czarnym aktorem, który dostał główną rolę w serialu telewizyjnym („I Spy”, 1965-1968), pierwszym czarnym aktorem, który dostał trzy nagrody Emmy (z rzędu), pierwszą czarną gwiazdą, która podbiła białą publiczność, autorem kilkunastu produkcji telewizyjnych oglądanych od dwóch dekad przez całą Amerykę, człowiekiem nazywanym najlepszym komikiem, jaki kiedykolwiek będzie żył. Jego najnowszy autorski sitcom „The Cosby Show” trzeci rok z rzędu był najlepiej oglądanym programem w amerykańskiej telewizji (utrzymał prowadzenie do 1989 r.). Po latach „New Yorker” określi serial sitcomem idealnym. Cosby gra w nim Cliffa Huxtable’a – lekarza, kochającego męża pięknej prawniczki, ojca czwórki (później piątki) dzieci. Postaci aktor wzoruje na własnej rodzinie. Huxtable uczyni go sławnym poza Ameryką, serial obejrzą miliony na całym świecie. W Stanach Cosby’ego zaczną nazywać Tatą Ameryki (America’s Dad).
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.