Chiński Google na inteligentnym rowerze
Baidu to chiński gigant informatyczny, który jest swoistym odpowiednikiem Google. Przed kilkoma dniami firma ogłosiła, że zamierza stworzyć najinteligentniejszy rower na rynku o nazwie DuBike. Choć na przestrzeni ostatnich lat, głównie w portalach crowdsourcingowych, pojawiały się propozycje rowerów wzbogaconych o GPS czy odbiorniki Bluetooth, pozwalające sprawdzić liczbę przebytych kilometrów albo dające możliwość przeliczenia spalonych kalorii w dedykowanych aplikacjach, Chińczycy idą o krok dalej. Swoją maszynę naszpikowali elektroniką, która będzie mierzyć tempo naszego pedałowania, rytm serca, siłę nacisku na pedały, zapisywać trasę przejazdu i położenie samego jednośladu, a potem to wszystko przekazywać do chmury i informować, co możemy poprawić, aby jazda stała się bardziej efektywna. Ciekawym rozwiązaniem jest sposób zasilania wszystkich tych sensorów – otóż, by nie obciążać rowera zbędnym akumulatorem, postanowiono przełożyć energię kinetyczną na elektryczną. W aplikację będą wbudowane funkcje społecznościowe, a różne osiągnięcia, ciekawe trasy czy wyniki będziemy mogli pokazać innym rowerzystom. Póki co, nieznana jest data premiery oraz cena, ale wiadomo, że początkowo produkt będzie dostępny tylko w Państwie Środka, choć można oczekiwać, że jeżeli odniesie spodziewany sukces, Baidu szybko zdecyduje się na rozszerzenie dystrybucji.
Nature za darmo?
Nature Publishing Group, córka wydawnictwa MacMillan i wydawca najbardziej prestiżowego naukowego magazynu świata – „Nature”, zdecydowała się na udostępnienie części swoich zasobów za darmo. Koncern wychodzi naprzeciw głównie naukowcom, którzy często dzielą się między sobą artykułami, ale z powodu abonamentów, muszą to robić pokątnie i nie zawsze legalnie. Wobec tego, prenumeratorzy 49 czasopism (w tym „Nature”) będą mieli możliwość udostępniania innym artykułów do użytku osobistego i niekomercyjnego. Artykuły będą udostępniane w specjalnym czytniku bazującym na technologii ReadCube, będzie więc można je czytać w przeglądarce. Unikalny link do artykułu będzie można rozpowszechniać gdziekolwiek. Choć tekstów nie będzie można drukować, to udostępniona zostanie opcja zachowywania artykułów na później. Tym niemniej, eksperyment wydawcy, który jest programem pilotażowym obliczonym na rok, wzbudza pewne kontrowersje. Według niektórych, NPG robi w gruncie rzeczy krok w tył, bo zamiast otworzyć dostęp do tekstów na zasadzie Wikipedii „Nature” proponuje wprowadzanie systemu kontrolowania tych treści – aby tekst stał się publiczny, autor lub fundator działań, na temat których zrobiono konkretne badania, musi podjąć decyzję o wypuszczeniu linka do tekstu. Ponadto stosowanie – szeroko krytykowanych – zabezpieczeń DRM również zdaje się przeczyć idei Open Source.
Motorola z pomocą zapominalskim
Choć Keylink nie debiutuje na rynku zupełnie nowych technologii, wyraźnie widać, że produktów tego typu przybywa, zwłaszcza na Kickstarterze czy IndieGoGo. Trudno się dziwić – każdy ma czasem problem z lokalizacją telefonu albo kluczyków. Motorola, która jest producentem urządzenia, postanowiła stworzyć estetycznie wyglądający breloczek, który jest jednocześnie nadajnikiem i odbiornikiem sygnału Bluetooth. Jeśli więc zapodzieje nam się gdzieś telefon, możemy go zlokalizować w promieniu 30 m od Keylinka, wymuszając dzwonienie. Kluczy można natomiast szukać nawet z mapą na smartfonie. Wszystko dzięki aplikacji o nazwie Connect, która sprawi, że urządzenie zacznie wydawać z siebie dźwięk. Gadżet może przetrwać ochlapanie wodą, a bateria wystarczy na rok pracy. Sprzęt jest kompatybilny ze smartfonami działającymi na Androidzie i iOS’ie, a kiedy korzystamy z aplikacji w najnowszym Androidzie Lollipop 5.0, mamy możliwość obierania telefonu poprzez brelok. Póki co, gadżet dostępny jest jedynie w internecie, ale wkrótce ma pojawić się w ofercie operatorów. Jego cenę ustalono na 25 dolarów, co może być najważniejszym czynnikiem wyróżniającym go spośród oferty podobnych produktów. Motorola nie udziela jednak wskazówek, co robić, gdy zgubimy i klucze, i telefon.
Vesaro. 195-calowy ekran i symulator gier
Jeśli macie wolne 270 tys. zł, a także jesteście zapalonymi fanami samochodowych symulatorów, powinniście bliżej przyjrzeć się propozycji słynnej firmy specjalizującej się w dostarczaniu niezwykle zaawansowanych systemów dla graczy – Vesaro. Firma wprowadza właśnie na rynek produkt o nazwie 195, oznaczającej liczbę cali ekranu, który jest sprzężony z pokaźnych rozmiarów symulatorem (z pedałami, kierownicą, skrzynią biegów i kubełkowym fotelem jak z najprawdziwszej „rajdówki”). Rozmiar ekranów oraz kokpitu ma proporcje 1:1 do prawdziwego samochodu, a więc nie trzeba skalować ani przybliżać pola widzenia. Jest ono bowiem identyczne, jak to, które zapewnia nam prawdziwe auto. Za odpowiednie wrażenia dźwiękowe odpowiada natomiast wysokiej klasy system audio. Na zestaw udzielana jest dziesięcioletnia gwarancja. Cały system jest napędzany przez potężny komputer klasy PC chłodzony wodą, wyposażony w najnowszy model karty graficznej AMD Radeon 295 X2 oraz mocny procesor i dużą ilość pamięci RAM. Producent zapewnia, że siedząc w fotelu symulatora, poczujemy się dokładnie tak, jakbyśmy prowadzili bolid Felipe Massy albo brudnego forda Colina Mc Rally. W podstawowej wersji Vesaro 195 kosztuje 21 762 funty.
komentarz
Radykalizacja Draghiego
Maciej Jędrzejak, Saxo Bank
Czwartkowe posiedzenie OPEC, podczas którego odrzucono propozycję ograniczenia produkcji ropy naftowej, sprawiło, że koniec tygodnia upłynął pod znakiem silnego osłabienia wartości tego surowca. Ostatecznie, cena ropy WTI spadła o 4,4 proc. do 66 dolarów za baryłkę, co jest najniższą ceną od maja 2010 r. Początek tego tygodnia z kolei przebiegł pod znakiem publikacji przemysłowych indeksów PMI dla największych światowych gospodarek. Słabsze od prognozowanych dane, dotyczące wysokości wydatków amerykańskich konsumentów w tzw. czarny piątek, sprzyjały podczas poniedziałkowej sesji znaczącym spadkom na Wall Street – po wyznaczeniu w ubiegłym tygodniu nowego rekordu, indeks S&P stracił 0,68 proc., spadając w ten sposób do najniższego poziomu od pięciu tygodni.
Pozytywnym zaskoczeniem okazały się natomiast informacje napływające znad Wisły, gdzie w listopadzie przemysłowy indeks PMI wzrósł z 51,2 pkt do 53,2 pkt, co przyczyniło się do niewielkiego umocnienia wartości polskiego złotego. W efekcie, kurs EUR/PLN spadł wczoraj do poziomu 4,1709, natomiast USD/ PLN – do 3,3390. Z kolei środowe posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej zakończyło się – zgodnie z oczekiwaniami większości analityków – pozostawieniem podstawowej stopy procentowej na niezmienionym poziomie.
Marek Belka nie wykluczył poluzowania polityki monetarnej na początku przyszłego roku. Tu – jak podkreślił – wiele będzie zależało od poziomu inflacji, która ze względu na taniejącą ropę naftową może nadal oscylować poniżej zera. Kluczowym wydarzeniem czwartkowej sesji było wystąpienie prezesa ECB. Wielu komentatorów spodziewa się radykalizacji postawy Mario Draghiego, który nadal zmaga się z deflacją oraz niechęcią banków komercyjnych do udzielania kredytów przedsiębiorcom. ECB obniżył też swoje prognozy na latach 2014-2016, m.in. dotyczące wzrostu PKB i inflacji.
W przyszłym tygodniu w Japonii opublikowana zostanie wartość PKB za III kwartał, w Niemczech ukażą się odczyty handlu zagranicznego z ubiegłego miesiąca, oczekiwane są także dane dotyczące inflacji konsumenckiej u naszych zachodnich sąsiadów.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.