Szczerość ministra spraw wewnętrznych jest godna podziwu, ale czy musi on swoje hiobowe wieści ogłaszać w lipcu?
Posłowie i redaktorzy niektórych gazet, najwyraźniej rozeźleni tym, że w czasie wakacji muszą pracować, zalewają nas złośliwie poważnymi tematami, byśmy broń Boże nie odpoczęli na plaży czy w lesie i mieli tak samo zatrute życie jak oni.
Z Sejmu powiało ostatnio denerwującą dyskusją na temat przestępczości i poczucia bezpieczeństwa obywateli. Część ludzi zostawiła swoje mieszkania i domy, przenosząc się w inne, często nie znane sobie miejsca i słyszy teraz od ministra Tomaszewskiego, że przestępczość rośnie, będzie rosła i że nic na to nie można poradzić. Miła to wiadomość na początek urlopów. Parlamentarzyści mądrzą się na temat bezpieczeństwa, a wakacyjni ludzie myślą sobie: "Cholera! Czy nie okradną mi pozostawionego bez opieki mieszkania, czy nie napadną na kempingu, polu namiotowym czy podczas wycieczki?".
Szczerość naszego ministra spraw wewnętrznych jest godna podziwu, ale czy istotnie musi on swoje hiobowe wieści ogłaszać w lipcu? Czy nie można tego przesunąć na inny termin, kiedy ludzie będą mniej bezbronni?
Tych, którzy pod wpływem wystąpienia ministra Tomaszewskiego zapragnęli powrócić do domu, spieszę ostrzec, że w mieście też nie jest bezpiecznie. Upały robią swoje i nawet spokojna i łagodna na co dzień policja coraz częściej sięga teraz po broń i ostrzeliwuje samochody z bandytami, czego normalnie stara się raczej unikać. Policjanci też ludzie, źli, że nie są na urlopie, skwar jak cholera, złodzieje jeżdżą klimatyzowanymi brykami, a w polonezie duszno jak diabli. Nie ma się czemu dziwić. Trzeba więc pozostać na wczasach, nie oglądać telewizji i nie czytać gazet. Złośliwi redaktorzy poważnych dzienników fundują nam bowiem na wakacje sporo ciężkich kawałków, takich jak mało zrozumiała dyskusja o prokuraturze, zrozumiała, ale beznadziejna dyskusja o antykomunizmie i dekomunizacji, okraszona sensacjami z frontu lustracyjnego. Żeby sobie, broń Boże, nikt nie pomyślał, że w dziele reformowania państwa i walki o nowy kształt Polski jest jakaś wakacyjna przerwa.
Myślę jednak, że wielu z nas umiejętnie selekcjonuje sprawy warte urlopowych dyskusji i interesuje się tylko wybranymi, najpoważniejszymi tematami. Takimi jak na przykład koniec świata, który mógł nagle wszystkim skrócić wakacje w sposób ostateczny i nieodwracalny. Rzucaliśmy więc ostatnie spojrzenie na lasek, rzeczkę, łąkę czy plażę, przytulaliśmy jakoś częściej naszych bliskich. Niech się dzieje wola Nieba! Jeszcze raz nam się upiekło! Jak długo jeszcze?
Przestępczość rośnie i będzie rosła. Miła to wiadomość na początek urlopów
Sygnały zwiastujące rychły koniec świata dały się jednak ostatnio zauważyć w przodujących krajach Zachodu. Z Anglii nadeszła wiadomość, że mleko tamtejszych matek jest zatrute i wyjątkowo szkodliwe dla niemowląt, które nie są jeszcze przyzwyczajone do konsumpcji całej tablicy Mendelejewa. Wielka Brytania powoli osiąga kres swego istnienia. Wściekłe krowy, zakaz posiadania broni, zatrute Brytyjki i homoseksualista Robin Hood.
W Stanach Zjednoczonych odbyły się natomiast mistrzostwa świata w piłce nożnej kobiet. Jeśli ktoś ma słaby wzrok lub patrzy z daleka w telewizor, jest przekonany, że to grają faceci. Szybkość, siła, technika, faule, pokopane nogi, kontuzje - wszystko jak w męskiej piłce. Feministki szaleją pewnie z radości: USA mistrzem świata, a Norweżki czwarte. W tych krajach kobiety mają przecież już najwięcej praw. Co robią w tym towarzystwie Chinki i Brazylijki, nie wiadomo, ale to zagadka dla redaktor Małgorzaty Domagalik. Tak czy inaczej, nasza cywilizacja wędruje powoli na skraj przepaści. Kończę jednak pięknym optymistycznym toastem wziętym z ulicznego billboardu i sięgam po piwo bezalkoholowe: "Za tych, co nad morzem". Cieszmy się życiem, dopóki feministki nie załatwią nam końca świata.
Z Sejmu powiało ostatnio denerwującą dyskusją na temat przestępczości i poczucia bezpieczeństwa obywateli. Część ludzi zostawiła swoje mieszkania i domy, przenosząc się w inne, często nie znane sobie miejsca i słyszy teraz od ministra Tomaszewskiego, że przestępczość rośnie, będzie rosła i że nic na to nie można poradzić. Miła to wiadomość na początek urlopów. Parlamentarzyści mądrzą się na temat bezpieczeństwa, a wakacyjni ludzie myślą sobie: "Cholera! Czy nie okradną mi pozostawionego bez opieki mieszkania, czy nie napadną na kempingu, polu namiotowym czy podczas wycieczki?".
Szczerość naszego ministra spraw wewnętrznych jest godna podziwu, ale czy istotnie musi on swoje hiobowe wieści ogłaszać w lipcu? Czy nie można tego przesunąć na inny termin, kiedy ludzie będą mniej bezbronni?
Tych, którzy pod wpływem wystąpienia ministra Tomaszewskiego zapragnęli powrócić do domu, spieszę ostrzec, że w mieście też nie jest bezpiecznie. Upały robią swoje i nawet spokojna i łagodna na co dzień policja coraz częściej sięga teraz po broń i ostrzeliwuje samochody z bandytami, czego normalnie stara się raczej unikać. Policjanci też ludzie, źli, że nie są na urlopie, skwar jak cholera, złodzieje jeżdżą klimatyzowanymi brykami, a w polonezie duszno jak diabli. Nie ma się czemu dziwić. Trzeba więc pozostać na wczasach, nie oglądać telewizji i nie czytać gazet. Złośliwi redaktorzy poważnych dzienników fundują nam bowiem na wakacje sporo ciężkich kawałków, takich jak mało zrozumiała dyskusja o prokuraturze, zrozumiała, ale beznadziejna dyskusja o antykomunizmie i dekomunizacji, okraszona sensacjami z frontu lustracyjnego. Żeby sobie, broń Boże, nikt nie pomyślał, że w dziele reformowania państwa i walki o nowy kształt Polski jest jakaś wakacyjna przerwa.
Myślę jednak, że wielu z nas umiejętnie selekcjonuje sprawy warte urlopowych dyskusji i interesuje się tylko wybranymi, najpoważniejszymi tematami. Takimi jak na przykład koniec świata, który mógł nagle wszystkim skrócić wakacje w sposób ostateczny i nieodwracalny. Rzucaliśmy więc ostatnie spojrzenie na lasek, rzeczkę, łąkę czy plażę, przytulaliśmy jakoś częściej naszych bliskich. Niech się dzieje wola Nieba! Jeszcze raz nam się upiekło! Jak długo jeszcze?
Przestępczość rośnie i będzie rosła. Miła to wiadomość na początek urlopów
Sygnały zwiastujące rychły koniec świata dały się jednak ostatnio zauważyć w przodujących krajach Zachodu. Z Anglii nadeszła wiadomość, że mleko tamtejszych matek jest zatrute i wyjątkowo szkodliwe dla niemowląt, które nie są jeszcze przyzwyczajone do konsumpcji całej tablicy Mendelejewa. Wielka Brytania powoli osiąga kres swego istnienia. Wściekłe krowy, zakaz posiadania broni, zatrute Brytyjki i homoseksualista Robin Hood.
W Stanach Zjednoczonych odbyły się natomiast mistrzostwa świata w piłce nożnej kobiet. Jeśli ktoś ma słaby wzrok lub patrzy z daleka w telewizor, jest przekonany, że to grają faceci. Szybkość, siła, technika, faule, pokopane nogi, kontuzje - wszystko jak w męskiej piłce. Feministki szaleją pewnie z radości: USA mistrzem świata, a Norweżki czwarte. W tych krajach kobiety mają przecież już najwięcej praw. Co robią w tym towarzystwie Chinki i Brazylijki, nie wiadomo, ale to zagadka dla redaktor Małgorzaty Domagalik. Tak czy inaczej, nasza cywilizacja wędruje powoli na skraj przepaści. Kończę jednak pięknym optymistycznym toastem wziętym z ulicznego billboardu i sięgam po piwo bezalkoholowe: "Za tych, co nad morzem". Cieszmy się życiem, dopóki feministki nie załatwią nam końca świata.
Więcej możesz przeczytać w 30/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.