Możliwość swobodnej sprzedaży ziemi spowodowałaby, że jej cena już teraz by wzrosła z korzyścią dla polskich rolników
Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród. Ani jej nie sprzedamy. Bo państwo nam zabroni. Osiemnaście lat na zakup polskiej ziemi rolnej i pięć lat na zakup ziemi pod inwestycje - tak długo miałby obowiązywać zakaz sprzedaży cudzoziemcom najbardziej trwałego towaru, jakim jest ziemia. Polski rząd już rozpoczął forsowanie propozycji ustanowienia moratorium w negocjacjach z Unią Europejską. Może to spotkać się z oporem Brukseli, a nawet z podjęciem kroków odwetowych, np. utrudnieniem Polakom podjęcia pracy w krajach unii. Na razie rząd może liczyć na poparcie połowy Polaków, jeżeli chodzi o wprowadzenie zakazu sprzedaży ziemi rolniczej. Walka z hakatą, wóz Drzymały, literacki Ślimak - to wszystko tworzy ważną część polskiej tradycji i wywołuje odruch obronny. W kwestii sprzedaży gruntów na potrzeby inwestycyjne jesteśmy jednak znacznie bardziej liberalni. Możliwość swobodnej sprzedaży ziemi spowodowałaby, że jej cena - w związku z napływem kupujących - już teraz by wzrosła z korzyścią dla polskich rolników. Prawo własności jest atutem dla potencjalnych inwestorów. Powstaje też pytanie, czy le- piej, by ziemia leżała odło- giem, czy żeby gospodarował na niej "obcy". Swobodna sprzedaż ziemi doprowadziła do rozkwitu niektórych regionów Hiszpanii i Portugalii. Trudno też podejrzewać, że Niemcy wykupią tereny wokół Szczecina i Wrocławia, by je przyłączyć do Niemiec. Równocześnie różnica cen ziemi na Zachodzie i w Polsce rzeczywiście umożliwia bogacenie się tych, którzy podatki płacą poza Polską. Nie wolno też lekceważyć społecznych nastrojów. Może lepiej wprowadzić memorandum niż przegrać referendum stowarzyszeniowe.
Więcej możesz przeczytać w 30/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.