No prawie... Bohaterowie i sprawcy tragedii z Rakowisk są od gimbazy o dwa lata starsi, ale co to znaczy dwa lata z pozycji kogoś, kto za dwa tygodnie ma mieć czterdziestkę... Gówniarzeria i tyle. Dotąd gimbaza pojawiała się głównie jako target, ten wyśniony, wymarzony najszerszy odbiorca, do którego tak trudno trafić, bo produkt musi spełniać bardzo wyważone oczekiwania. Filmik adresowany do gimbazy (a więc taki, którego twórcy liczą na więcej niż milion odsłon na YT) nie może być ani zbyt zgrabny, ani zbyt profesjonalnie nakręcony, ani odwoływać się do jakiejkolwiek wiedzy poza sprawami i gagami, którymi aktualnie żyje gimbaza. Na przykład mój splash, którego gorąco polecam, nie trafił do gimbazy już choćby dlatego, że był bardzo starannie i wymyślnie zmontowany przez znajomego z TVN-u. Teraz jednak się okazuje, że maluchy mają jeszcze coś w głowach. Niestety, niedojrzałość to w przypadku tragedii w Rakowiskach najważniejsze słowo klucz. Niedojrzałe wiersze niedojrzałej poetki, która jest niedojrzała, a chciałaby być dorosła, która przeżywa – jakby powiedział Gombrowicz – zielone męki niedojrzałości, która chce palić, pić, ćpać i uprawiać seks, żeby dojrzalszą być. Żeby to osiągnąć, gotowa nawet zabić...
I dodajcie do tego niedojrzałego chłopca, który – że niedojrzały – wyjątkowo chwiejną ma osobowość, wyjątkowo podatną na sugestie, filmy, namowy. Dodajcie do tego jeszcze to, że małolatom, gdy chcą się „udojrzalić”, zwykle najgorsze rzeczy przychodzą do głowy, te „zakazane”. Palenie w kiblu szkolnym jest więc czymś z tego samego wymiaru, co wagarowanie, ćpanie, walenie konia czy zabijanie. A my, którzy ten najgorszy wiek mamy już za sobą i – chwała Bogu – wyszliśmy z niego jakoś mniej lub bardziej bez szwanku, my nie rozumiemy. Czego więc ta para tak nienawidziła w rodzicach Kamila? Ano właśnie.
Ich dom, ogród, pozycja społeczna, meble, samochód, spłacone kredyty, spokojne, dostatnie życie w Rakowiskach z dala od miasta, wczesne kładzenie się spać – wszystkie te „poczciwe”, mieszczańskie wartości musiały drażnić parę zabójców jako „hołota intelektualna”. Patrząc z pozycji dojrzałego, głupie to jak but, jeśli przypomnieć sobie, jak to było mieć osiemnaście lat – już nieco bardziej zrozumiałe, choć przecież reakcja na „podrażnienie” nieadekwatna. Reakcja wymagała wyzbycia się czułości i w ogóle jakichkolwiek uczuć. Może właśnie o te ćwiczenia w wyzbywaniu się czułości w całej sprawie chodziło. Może czułość w jakiś sposób kojarzyła im się z dzieciństwem, z byciem dzieckiem. Może to, co musi zrobić każdy z nas w procesie dorastania – zabić w sobie głos matki i ojca, wyemancypować się, powiedzieć sobie otwarcie, co jest narzucone przez rodziców z wychowaniem, a co naprawdę moje, może po prostu doszło do udosłownienia tego procesu. Zamiast zabijać rodziców w sobie, weź nóż i poderżnij matce gardło, po czymś takim na pewno nigdy już nie będziesz dzieckiem, po czymś takim nikt nie będzie cię lekceważył, klepał w tyłek. I tu pojawia się właśnie niedowierzanie. Gdzie czułość? Przecież to mama, mamusia... Mamusia, która może już miała kupione gwiazdkowe prezenty dla Kamilka. Rodzice, którzy nie byli przecież patologiczni, zapewniali dziecku dostatek... I ona też z dobrej rodziny...
Ale czy czułość może zniknąć? Czy nie wróci do nich teraz, bo została tylko na chwilę stłamszona, ukryta gdzieś na dnie? Nie dopadnie ich ze zdwojoną siłą? Jedno jest pewne: cel został osiągnięty. Już nigdy nikt nie spojrzy na nich jak na dzieci. ■
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.