O dziwo, mimo sezonu ogórkowego, jak kraj długi i szeroki nabrzmiewa ostatnio problem reform
Od reformowania damskich reform plażowych począwszy, przez reformowanie rolnictwa, po reformowanie reform jako takich. To ostatnie (potrzeba pilnego "reformowania reform"), jak zwykle niezwykle zgrabnie od strony semantycznej wymyślił Leszek Miller i - jak zwykle - nic z tego nie wynika, zatem kolejnej figury retorycznej szefa SLD pozwolę sobie nie komentować. Z kusymi strojami letnimi pań rzecz jest już poważniejsza. "Topy lub pasy do przewiązania na biuście, zamiast majteczek szorty, a dla wielbicielek toples - tzw. stringi" - czytam w tekście "Powrót Ewy" o najnowszych trendach w dziedzinie projektowania kostiumów kąpielowych. Przyznam ze wstydem, że nie wiem, co to "topy" i "stringi", ale obiema rękoma podpisuję się pod naczelnym przesłaniem artykułu, zawartym - jak przenikliwie domniemywam - w jego tytule: redukować damskie reformy do minimum, aż do ich kompletnego zaniku! Z reformowaniem rolnictwa sprawa jest już wszakże znacznie bardziej skomplikowana. Oto w sytuacji, gdy rząd przygotował i zaproponował tzw. pakiet dla rolnictwa, przeznaczając rocznie 20 mld zł (sic!) na modernizację polskiej wsi, Andrzej Lepper zapowiedział ni mniej ni więcej tylko... wybuch powstania chłopskiego! Powód? Chłopu nadal nic się podobno nie opłaca. Nim jednak przywódca "Samoobrony" chwyci za kosę, winien pierwej sięgnąć do artykułu "Stronnictwo spekulantów". "Wbrew opiniom chłopskich polityków, obecna cena skupu żywca zapewnia opłacalność hodowli, czego dowodem jest rosnąca produkcja" - dowodzi tamże Michał Zieliński, ilustrując tę tezę bardzo precyzyjnymi wyliczeniami. Niestety, mimo iż rzecz jest podana bardzo przystępnie - na chłopski rozum, że tak powiem - i stosunkowo dużą czcionką, coś mi podpowiada, że Andrzej Lepper nie chwyci po mało prawdopodobnej lekturze tego tekstu za liczydło. Bo akurat jemu, kandydatowi od siedmiu boleści na prezydenta Najjaśniejszej (4 proc. poparcia wedle ostatnich badań Pentora dla "Wprost), zacofanie polskiej wsi i permanentny bunt chłopów opłaca się najbardziej. Wjechać na grzbietach zdesperowanych i niedouczonych małorolnych do Pałacu Namiestnikowskiego - to jest cel, który uświęca wszelkie środki! Niestety, alergiczna odraza do nauki rachunków to domena nie tylko przywódcy Samoobrony. Powiedziałbym nawet, że od czasów, gdy byliśmy dziesiątą potęgą ekonomiczną świata, by niedługo potem stać się kompletnym bankrutem, arytmetyka to nasza narodowa pięta achillesowa. O ile stosunkowo nieźle wychodzi nam sztuka dodawania - sobie (dzięki tzw. kryteriom ulicznym) - i odejmowania - bogatszym od nas - oraz dzielenia - biedy (dzięki rządom lewicy), o tyle znacznie już gorzej z opanowaniem sztuki mnożenia dostatku (bez pomocy państwa, wyłącznie na własne ryzyko). Co rusz też coś się nam nie zgadza w liczbach, a w dodatku są to wielkie liczby. Weźmy okładkowy temat tego numeru. Czytam: "Prawie 92 proc. składek, które otwarte fundusze emerytalne mogłyby już zainwestować w przyszłe emerytury uczestników II filaru, biernie spoczywa na rachunkach w NBP". Jakkolwiek liczyć, wychodzi na to, że przyszli emeryci nie mają z tego żadnych korzyści! Sięgnijmy teraz do materiału "Polska ludowa". Czytam: "Polacy aż trzykrotnie częściej niż Niemcy i Anglicy pobierają renty z tytułu niezdolności do pracy. Polska bije też w Europie rekordy absencji chorobowej". Tym razem liczby nie kłamią, ale skłaniają do postawienia pytania: czy rzeczywiście jesteśmy najbardziej chorym społeczeństwem tej części świata? A może jest inaczej, może po prostu jesteśmy najbardziej pasożytniczym społeczeństwem Europy? Odpowiedź na to pytanie to też kwestia w pewnym sensie natury arytmetycznej - rachunku sumienia każdego z nas. Z innych wyliczeń, tym razem rządu, wynika, że przez najbliższych 18 lat nie powinniśmy oddać (sprzedać) obcokrajowcom ani piędzi ojczystej ziemi. Dlaczego? Ano, bo przywiązanie chłopa do ziemi, ano, bo przyjdzie Niemiec i puści nas z torbami etc. Rozumiem te lęki i fobie. Sam się w swoim cza- sie wzruszałem, widząc przedśmiertny siew Boryny ("Chłopi" Władysława Reymonta). Sam dopingowałem Ślimaka w jego batalii z niemieckimi kolonizatorami ("Placówka" Bolesława Prusa). Ale też pamiętam doskonale "Najdłuższą wojnę nowoczesnej Europy", w której ekonomicznie pokonaliśmy rodaków Bismarcka. Jeśli zatem mamy się kierować zdrowym rachunkiem ekonomicznym, a nie strachem i księżycową ekonomią Leppera, to na naszej drodze do Unii Europejskiej ze Ślimaka winniśmy się pilnie przesiąść na jakieś szybsze zwierzę.
Więcej możesz przeczytać w 30/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.