Nie przychodziłem do niego z tezą, nie chciałem go atakować i szarżować przeciwko niemu. Po prostu miałem pytania o finanse Orkiestry i przedsięwzięć, w tym komercyjnych, które urosły wokół niej – w tym spółki Złoty Melon. Chciałem się dowiedzieć, jak to jest zorganizowane. Nie na wszystkie pytania dostałem odpowiedzi. Owsiak reagował z rosnącą irytacją, zniecierpliwieniem, choć byłem nad wyraz grzeczny i uprzejmy. Krążyła nad tą rozmową płynąca od mego rozmówcy myśl, że to wszystko jest niepotrzebne, jest czepianiem się, szukaniem dziury w całym. Przekonywałem, że chodzi o ogromne publiczne zbiórki, więc pytania są uzasadnione. Żegnaliśmy się miło. Na do widzenia nawet dał mi książki o Orkiestrze i Przystanku Woodstock. I potem zaczął się problem. Wysłałem kilka doprecyzowujących pytań. Posłaliśmy też fotografa pod siedzibę fundacji, by sfotografował okazałego land rovera, którym jeździ szef Orkiestry. Owsiak i jego współpracownicy wyszli do dziennikarza. Zaczęli go fotografować, kręcić kamerą, wezwali policję, która oczywiście odmówiła interwencji, bo nie było ku niej powodu. Twórca WOŚP wysmarował do mnie nieprzyjemnego e-maila. Napisał, że nie będzie już odpowiadał na żadne pytania, i radził, bym zadał je na łamach tygodnika, a on wtedy odpowie, pokazując mój brak profesjonalizmu. Zapowiedział, że oddaje prawnikom korespondencję ze mną, żeby dobre imię fundacji nie zostało naruszone przez moją demagogię i insynuacje. To było agresywne, sekciarskie zachowanie. Przyjąłem je jako formę straszenia, wywierania presji. Co zabawne, Owsiak wtedy jeszcze nie znał tekstu, który dopiero pisałem. Po jego publikacji, o dziwo, rzecznik Orkiestry dziękował mi za artykuł. „Nie dziw się, że straciliśmy pewność co do Twoich intencji. Złoty Melon istnieje dziesięć lat i nie Ty pierwszy się za ten temat zabierasz. Przeważnie Twoi koledzy po fachu nawet nie zadają sobie trudu, by o cokolwiek zapytać” – napisał. Ale ja właśnie pytałem! Nie byłem agresywny i napastliwy. W zamian dostałem od Owsiaka niezasłużoną „wiąchę”, że nie jestem profesjonalistą, lecz insynuatorem i demagogiem. Powiem tak. Tam, gdzie są pieniądze ze zbiórek, współpraca z publicznymi podmiotami, tam dziennikarz ma prawo, a nawet obowiązek pytać. A szef pytanej instytucji powinien odpowiadać.
I tu dochodzimy do clou sprawy. Rozumiem, że emocjonalność Jerzego Owsiaka pozwoliła rozkręcić Orkiestrę, dać jej rozmach i moc. Bywa jednak, że tę emocjonalność wykorzystuje on w fatalny, destrukcyjny, również dla siebie, sposób. Tak, wiem. Zaraz ktoś napisze, że prawicowa prasa prowadzi przeciw niemu krucjatę. Zarzuca, że jest złodziejem, cwaniakiem i nihilistą, uderzającym w wartości. Nic jednak nie usprawiedliwia sytuacji, której bohaterem stał się Owsiak w ostatni czwartek. Na konferencji prasowej Michał Rachoń z Telewizji Republika (która ostro atakuje Orkiestrę) zadał mu pytanie. Nie był agresywny, napastliwy. Pytał. W odpowiedzi twórca WOŚP puścił filmik ośmieszający telewizję, nazwał Rachonia „żulikiem” i kazał go wyprowadzić ochroniarzom. Ci zaczęli szarpać i wyprowadzać dziennikarza. To przekroczenie wszelkich barier. Z tego, co pamiętam, nie takie zachowania miało firmować wymyślone przez Jerzego Owsiaka hasło „Róbta co chceta”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.