Jesus Gil - mąż opatrznościowy czy polityczny hochsztapler?
Prawdziwym zwycięzcą czerwcowych wyborów administracyjnych w Hiszpanii okazała się niewielka partia o nazwie GIL. Założył ją Jesus Gil y Gil, prezes piłkarskiego klubu Atletico Madryt. Sekretarzem partii jest jego syn - Miguel Angel Gil Marin. GIL obiecuje wyborcom uczynić z południowo-zachodniej Hiszpanii nowy Hongkong, zmieniając ją w gigantyczny ośrodek finansowy typu off-shore. Błyskawiczną karierę polityczną Gila może przerwać wyrok sądowy; prokurator na zakończenie długiego procesu zażądał dla niego 34 lat więzienia za oszustwa.
Gil ma 66 lat, 120 kg wagi i charakter choleryka. Nie zasłynął jako intelektualista i z braku lepszych argumentów często używa pięści. Rozpoczynał, sprzedając części zamienne do samochodów, ale wkrótce przerzucił się na budownictwo. W latach 60., na początku boomu turystycznego w Hiszpanii, Gil zaczął budować tanie pensjonaty na Costa del Sol, zaniedbanym wówczas wybrzeżu Andaluzji. Konstrukcje wznoszone przez Gila były zbyt tanie. W 1969 r. podczas inauguracji wybudowanej przezeń restauracji zawalił się dach, zabijając 58 osób. Gil trafił do więzienia, ale po półtora roku został ułaskawiony przez samego gen. Franco, który nie chciał tracić oddanego zwolennika. Gil dalej zbijał pieniądze, budując domy na Costa del Sol. W 1987 r. kupił słynny madrycki klub piłkarski Atletico, który pod jego przewodem zyskał niezłą pozycję w Europie, ale nie wszedł - jak marzyło się Gilowi - do kontynentalnej elity.
W 1991 r. wystawił swoją kandydaturę na burmistrza Marbelli, najsłynniejszego kurortu na Costa del Sol. Wygrał z łatwością, szermując hasłami niezbyt lotnymi intelektualnie, ale za to popularnymi: "Bezpieczeństwo, czystość i wydajność". W pewnej mierze obietnic swych dotrzymał, bo Marbella jest jednym z najbezpieczniejszych miast Hiszpanii, na ulicach nie ma śmieci, a mieszkańcy należą do najbogatszych w kraju. Część tego bogactwa pochodzi z transakcji, których czystość od lat wzbudza podejrzenia. W Marbelli usadowiło się zadziwiająco wiele przedstawicielstw banków z państw arabskich, z Kajmanów, Guernsey i innych "rajów podatkowych". Głośno mówi się w Hiszpanii, że Marbella i cała Costa del Sol stała się największą europejską pralnią brudnych pieniędzy ze świata. Na dodatek Marbella, jedna z najpiękniejszych miejscowości nad Morzem Śródziemnym, przemieniła się pod rządami Gila z małego, uroczego portu rybackiego w stutysięczne miasto, w którym przy samej plaży wciąż wyrastają nowe wieżowce dla niebogatych turystów z całej Europy. Zieloni biją na alarm, bo Marbella coraz bardziej upodabnia się do pobliskiego Benidormu, absurdalnego Manhattanu wybudowanego na plaży.
Gil wielokrotnie deklarował, że "ludziom z inicjatywą prawo stoi na przeszkodzie" i dlatego "musimy się poruszać na jego krawędzi". Prawo (między innymi w osobie sędziego Baltazara Garzona, który zażądał ekstradycji Pinocheta) wielokrotnie interesowało się jego poczynaniami w Marbelli, ale przez długie lata bezskutecznie. Ostatnio Najwyższa Rada Sędziowska zainteresowała się, dlaczego tak się dzieje. Okazało się, że Gil cieszył się specyficzną protekcją głównego prokuratora tego miasta - Pilar Ramirez. Wyszło na jaw, że cała rodzina pani prokurator robi złote interesy z Gilem, za co stanie ona przed sądem koleżeńskim. Wszyscy spodziewają się ujawnienia nowych machlojek burmistrza.
Nie mogąc go dopaść w Marbelli, prokuratorzy zajęli się klubem piłkarskim i wkrótce odkryli, że Gil systematycznie fałszował księgowość. Największa afera dotyczy sponsorowania Atletico. Przez dwa sezony piłkarze tego klubu nosili koszulki z napisem "Marbella". Miasto nic za to nie płaciło, ale jakiś czas po tym Gil nagle potrzebował gotówki, sporządził więc kontrakty z datą sprzed dwóch lat i wyjął z kasy miejskiej 450 mln peset (ponad 2 mln USD) za "usługi sponsorskie". Za to i inne fałszerstwa został aresztowany. Zwolniono go za wysoką kaucją, ale nie wolno mu wyjeżdżać za granicę. W tych dniach proces wchodzi w decydującą fazę. W zakończeniu mowy oskarżycielskiej prokurator Carlos Castresana zażądał dla Gila 34 lat i 2 miesięcy więzienia oraz grzywny w wysokości 12 mln USD.
Gil zapałał świętym oburzeniem. Wielkim głosem zawołał, że padł ofiarą spisku madryckich polityków, którzy chcą dokonać na nim "morderstwa politycznego". Bogiem a prawdą, to w tych dniach prasa hiszpańska, a zwłaszcza "El Pais" rozpętały przeciwko Gilowi kampanię prasową tak intensywną, że nie sposób wyzbyć się podejrzeń, iż nie jest ona zupełnie bezinteresowna. Gil stał się bowiem groźnym przeciwnikiem politycznym dla obu głównych partii hiszpańskich: rządzącej Partii Ludowej i opozycyjnej Partii Socjalistycznej. W ubiegłym roku Jesus Gil y Gil założył partię o nazwie GIL (Grupo Indipendiente Liberal - Niezależna Grupa Liberalna), która w wyborach administracyjnych 13 czerwca 1999 r. odniosła nadspodziewany sukces. Nie tylko uzyskała większość absolutną w Marbelli i Esteponie (gdzie od lat burmistrzem jest syn Jesusa - Miguel Angel Gil Marin), ale wygrała na Costa del Sol i przy okazji w obydwu hiszpańskich enklawach w Maroku - Ceucie i Melilli. Skłóceni od dawna socjaliści i ludowcy tym razem zawiązali sieć lokalnych koalicji, usiłując nie dopuścić GIL do władzy. Bez powodzenia: poparcie dla tej partii było zbyt duże. Miasteczka andaluzyjskie dały się skusić obietnicą przemienienia ich w "nowy Hongkong" i przyciągnięcia nowych kapitałów - nie szkodzi, że podejrzanych, bo pecunia non olet. W Melilli doszło wręcz do tego, że jawnie rasistowski GIL poparła mniejszość marokańska.
Gil deklaruje programową "apolityczność" swojej partii i otwarcie przyznaje, że postawione przez siebie cele - bezpieczeństwo, czystość i wydajność - zamierza osiągnąć "metodami autorytarnymi". Ostra kampania prasowa przeciw Gilowi nasiliła się po czerwcowych wyborach. Jej inspiratorzy zdawali sobie najwyraźniej sprawę, że zarzuty przeciwko niemu nie są zbyt mocne, w ostatnich dniach zarzucono więc Gilowi jakieś kontakty z włoską mafią. Wypomniano mu też kontakty z Silvio Berlusconim, prześladowanym przez włoski wymiar sprawiedliwości. W odpowiedzi Gil wytoczył proces o zniesławienie oskarżającym go przedstawicielom organów ścigania, ale jego szanse na zwycięstwo są raczej niewielkie w kraju, w którym związki wymiaru sprawiedliwości z polityką są bardzo ścisłe.
Pierwszym posunięciem Gila po zwycięskich wyborach było złożenie wizyty chief-ministrowi Gibraltaru Peterowi Caruanie. Spowodowało to kolejny wybuch wściekłości w Madrycie, nasilającym w ostatnich tygodniach kampanię walki z "anachronistycznym przeżytkiem brytyjskiego kolonializmu". Niezadowolenie było tym większe, że ministrem spraw zagranicznych Hiszpanii jest Abel Matutes, praktycznie jedynowładca Ibizy, największego konkurenta Marbelli w zachodnim basenie Morza Śródziemnego, gdzie GIL wprawdzie nie jest jeszcze obecny, ale w każdej chwili może się pojawić.
Gil ma 66 lat, 120 kg wagi i charakter choleryka. Nie zasłynął jako intelektualista i z braku lepszych argumentów często używa pięści. Rozpoczynał, sprzedając części zamienne do samochodów, ale wkrótce przerzucił się na budownictwo. W latach 60., na początku boomu turystycznego w Hiszpanii, Gil zaczął budować tanie pensjonaty na Costa del Sol, zaniedbanym wówczas wybrzeżu Andaluzji. Konstrukcje wznoszone przez Gila były zbyt tanie. W 1969 r. podczas inauguracji wybudowanej przezeń restauracji zawalił się dach, zabijając 58 osób. Gil trafił do więzienia, ale po półtora roku został ułaskawiony przez samego gen. Franco, który nie chciał tracić oddanego zwolennika. Gil dalej zbijał pieniądze, budując domy na Costa del Sol. W 1987 r. kupił słynny madrycki klub piłkarski Atletico, który pod jego przewodem zyskał niezłą pozycję w Europie, ale nie wszedł - jak marzyło się Gilowi - do kontynentalnej elity.
W 1991 r. wystawił swoją kandydaturę na burmistrza Marbelli, najsłynniejszego kurortu na Costa del Sol. Wygrał z łatwością, szermując hasłami niezbyt lotnymi intelektualnie, ale za to popularnymi: "Bezpieczeństwo, czystość i wydajność". W pewnej mierze obietnic swych dotrzymał, bo Marbella jest jednym z najbezpieczniejszych miast Hiszpanii, na ulicach nie ma śmieci, a mieszkańcy należą do najbogatszych w kraju. Część tego bogactwa pochodzi z transakcji, których czystość od lat wzbudza podejrzenia. W Marbelli usadowiło się zadziwiająco wiele przedstawicielstw banków z państw arabskich, z Kajmanów, Guernsey i innych "rajów podatkowych". Głośno mówi się w Hiszpanii, że Marbella i cała Costa del Sol stała się największą europejską pralnią brudnych pieniędzy ze świata. Na dodatek Marbella, jedna z najpiękniejszych miejscowości nad Morzem Śródziemnym, przemieniła się pod rządami Gila z małego, uroczego portu rybackiego w stutysięczne miasto, w którym przy samej plaży wciąż wyrastają nowe wieżowce dla niebogatych turystów z całej Europy. Zieloni biją na alarm, bo Marbella coraz bardziej upodabnia się do pobliskiego Benidormu, absurdalnego Manhattanu wybudowanego na plaży.
Gil wielokrotnie deklarował, że "ludziom z inicjatywą prawo stoi na przeszkodzie" i dlatego "musimy się poruszać na jego krawędzi". Prawo (między innymi w osobie sędziego Baltazara Garzona, który zażądał ekstradycji Pinocheta) wielokrotnie interesowało się jego poczynaniami w Marbelli, ale przez długie lata bezskutecznie. Ostatnio Najwyższa Rada Sędziowska zainteresowała się, dlaczego tak się dzieje. Okazało się, że Gil cieszył się specyficzną protekcją głównego prokuratora tego miasta - Pilar Ramirez. Wyszło na jaw, że cała rodzina pani prokurator robi złote interesy z Gilem, za co stanie ona przed sądem koleżeńskim. Wszyscy spodziewają się ujawnienia nowych machlojek burmistrza.
Nie mogąc go dopaść w Marbelli, prokuratorzy zajęli się klubem piłkarskim i wkrótce odkryli, że Gil systematycznie fałszował księgowość. Największa afera dotyczy sponsorowania Atletico. Przez dwa sezony piłkarze tego klubu nosili koszulki z napisem "Marbella". Miasto nic za to nie płaciło, ale jakiś czas po tym Gil nagle potrzebował gotówki, sporządził więc kontrakty z datą sprzed dwóch lat i wyjął z kasy miejskiej 450 mln peset (ponad 2 mln USD) za "usługi sponsorskie". Za to i inne fałszerstwa został aresztowany. Zwolniono go za wysoką kaucją, ale nie wolno mu wyjeżdżać za granicę. W tych dniach proces wchodzi w decydującą fazę. W zakończeniu mowy oskarżycielskiej prokurator Carlos Castresana zażądał dla Gila 34 lat i 2 miesięcy więzienia oraz grzywny w wysokości 12 mln USD.
Gil zapałał świętym oburzeniem. Wielkim głosem zawołał, że padł ofiarą spisku madryckich polityków, którzy chcą dokonać na nim "morderstwa politycznego". Bogiem a prawdą, to w tych dniach prasa hiszpańska, a zwłaszcza "El Pais" rozpętały przeciwko Gilowi kampanię prasową tak intensywną, że nie sposób wyzbyć się podejrzeń, iż nie jest ona zupełnie bezinteresowna. Gil stał się bowiem groźnym przeciwnikiem politycznym dla obu głównych partii hiszpańskich: rządzącej Partii Ludowej i opozycyjnej Partii Socjalistycznej. W ubiegłym roku Jesus Gil y Gil założył partię o nazwie GIL (Grupo Indipendiente Liberal - Niezależna Grupa Liberalna), która w wyborach administracyjnych 13 czerwca 1999 r. odniosła nadspodziewany sukces. Nie tylko uzyskała większość absolutną w Marbelli i Esteponie (gdzie od lat burmistrzem jest syn Jesusa - Miguel Angel Gil Marin), ale wygrała na Costa del Sol i przy okazji w obydwu hiszpańskich enklawach w Maroku - Ceucie i Melilli. Skłóceni od dawna socjaliści i ludowcy tym razem zawiązali sieć lokalnych koalicji, usiłując nie dopuścić GIL do władzy. Bez powodzenia: poparcie dla tej partii było zbyt duże. Miasteczka andaluzyjskie dały się skusić obietnicą przemienienia ich w "nowy Hongkong" i przyciągnięcia nowych kapitałów - nie szkodzi, że podejrzanych, bo pecunia non olet. W Melilli doszło wręcz do tego, że jawnie rasistowski GIL poparła mniejszość marokańska.
Gil deklaruje programową "apolityczność" swojej partii i otwarcie przyznaje, że postawione przez siebie cele - bezpieczeństwo, czystość i wydajność - zamierza osiągnąć "metodami autorytarnymi". Ostra kampania prasowa przeciw Gilowi nasiliła się po czerwcowych wyborach. Jej inspiratorzy zdawali sobie najwyraźniej sprawę, że zarzuty przeciwko niemu nie są zbyt mocne, w ostatnich dniach zarzucono więc Gilowi jakieś kontakty z włoską mafią. Wypomniano mu też kontakty z Silvio Berlusconim, prześladowanym przez włoski wymiar sprawiedliwości. W odpowiedzi Gil wytoczył proces o zniesławienie oskarżającym go przedstawicielom organów ścigania, ale jego szanse na zwycięstwo są raczej niewielkie w kraju, w którym związki wymiaru sprawiedliwości z polityką są bardzo ścisłe.
Pierwszym posunięciem Gila po zwycięskich wyborach było złożenie wizyty chief-ministrowi Gibraltaru Peterowi Caruanie. Spowodowało to kolejny wybuch wściekłości w Madrycie, nasilającym w ostatnich tygodniach kampanię walki z "anachronistycznym przeżytkiem brytyjskiego kolonializmu". Niezadowolenie było tym większe, że ministrem spraw zagranicznych Hiszpanii jest Abel Matutes, praktycznie jedynowładca Ibizy, największego konkurenta Marbelli w zachodnim basenie Morza Śródziemnego, gdzie GIL wprawdzie nie jest jeszcze obecny, ale w każdej chwili może się pojawić.
Więcej możesz przeczytać w 30/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.