Małgorzata, 36 lat, tłumaczka z Warszawy: – Nie będę ukrywać, że mam doła. Właśnie wzięły w łeb moje najważniejsze noworoczne postanowienia. Miałam schudnąć i odstawić słodycze. A czuję się tak fatalnie, że parę dni temu po pracy poszłam do cukierni i kupiłam cztery pączki. Zjadłam w jeden wieczór. Niby miało mi to poprawić humor, a jest po prostu fatalnie. Wiem, to banał, ludzie mają poważniejsze problemy, ale ja naprawdę koszmarnie się czuję. Jacek, 47 lat, handlowiec ze Szczecina: – To dla mnie najgorszy okres. Klientów brak, pieniędzy nie ma, stagnacja jednym słowem. Prawda jest taka, że od paru lat zimą mam te same myśli: rzucić ten interes w cholerę. Teraz tylko Bogu dziękuję, że nie mam kredytu we frankach. Że nie uległem tej magii, chociaż kusiło. Przynajmniej jedna pozytywna rzecz w tym wszystkim. Katarzyna, 33 lata, bezrobotna matka z Warszawy: – Dałam się ponieść świątecznej euforii. Wzięliśmy z mężem pożyczkę na święta, żeby kupić prezenty, żeby trochę zaszaleć i niczego sobie nie odmawiać. Teraz żałuję. Lepiej było przeżyć te święta skromnie, niż zadłużać się bez sensu. Jeśli szybko nie znajdę jakiejkolwiek pracy, czeka nas naprawdę ciężki czas.
DEPRESYJNY PONIEDZIAŁEK
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.