Anna, 45-letnia wiceprezes państwowego przedsiębiorstwa na Górnym Śląsku w rozmowie za zamkniętymi drzwiami usłyszała, że jest leniwa, krnąbrna i niegodna zaufania. Dostała też ultimatum: albo dobrowolnie zrezygnuje ze stanowiska, albo on, czyli 53-letni prezes, wykończy ją psychicznie i fizycznie. Po prostu ją zniszczy. – Zdenerwowałam się tak bardzo, że zwymiotowałam na dywan. Potem, chyba ze strachu, bezwiednie oddałam mocz i zemdlałam – opowiada Anna. Upadając na podłogę, uderzyła tyłem głowy o biurko. Doznała wstrząsu mózgu i urazu kręgosłupa. Prezes nie pomógł. Wyszedł z gabinetu i nie wrócił nawet wtedy, gdy pogotowie wynosiło kobietę na noszach. Przez pół roku była na zwolnieniu lekarskim. Postanowiła, że do pracy nie wróci, choć właśnie firmie oddała serce i najlepsze lata życia. Zrozumiała, że padła ofiarą mobbingu. – Dotąd nie miałam pojęcia, że to, co robi mój szef, jest po prostu niezgodne z prawem. Winy szukałam w sobie. Stres przynosiłam do domu, wyładowywałam się na mężu i dzieciach. Nie umiem zliczyć nieprzespanych i przepłakanych nocy – opowiada. A przecież zaczynało się tak obiecująco.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.