Takie pytania to możecie zadawać Juliette Binoche. Juliette jest uduchowiona, ja jestem Hiszpanką – niemal krzyczy na dziennikarzy w Berlinie. Isabel Coixet wygląda nieporadnie: dość duża kobieta z potarganymi włosami i grzywką opadającą na pół twarzy. Ale to wulkan energii. Mówi szybko i głośno, gestykuluje, zmienia okulary z częstotliwością Eltona Johna. Raz są one okrągłe, raz prostokątne, trafiają się różowe, czarne, białe. Zawsze wyraziste. Jak Coixet. – W scenariuszu „Nikt nie chce nocy” zakochałam się od razu, ale nie wiedziałam, czy znajdę aktorki, które przejdą ze mną przez mrozy północnej Arktyki – śmieje się reżyserka w Berlinie. – Kiedy Juliette Binoche i Rinko Kikuchi się zgodziły, wiedziałam, że znowu pakuję się w ostrą przeprawę. W filmie opowiada prawdziwą historię. 1908 r., przez śnieżną pustynię suną sanie z Juliette Binoche w wielkim kożuchu i lotniczych goglach. Francuzka wciela się w Josephine Peary, żonę podróżnika, któremu przypisywano odkrycie bieguna północnego. Jeździła za nim, jak twierdzi, „by czuć się bliżej męża” i „uczestniczyć w jego życiu”. Coixet rejestruje polarną zimę, która więzi Josephine w niewielkiej chacie pośrodku śnieżnych otchłani z drugą kobietą: rdzenną mieszkanką tej krainy – Inuitką Alliką.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.