Historyczna katastrofa scentralizowanej gospodarki nie wystarczyła do wykorzenienia jej z mentalności ludzi.
Każdy wie, czym są kolejne generacje samochodów, komputerów, telewizorów. Jest to z reguły jakościowy skok produktu, jego technologii i walorów użytkowych. Nowa generacja wyrobu jest zawsze wynikiem zespolenia myśli wynalazczej z umiejętnością przełożenia jej na język produkcyjnych konkretów.
Z gospodarką i świadomością ludzi jest trudniej. Ludzie pragną bowiem równie mocno postępu i innowacji, jak stabilizacji. I to niekiedy stabilizacji całkowicie niepożądanej. Agresywny i zbrodniczy charakter reżimów totalitarnych nie przeszkadza do dziś wielu ludziom w uznawaniu ich za wartości godne obrony lub nawet przywrócenia. Exemplum: dzisiejsi zwolennicy komunizmu w Rosji i faszyzmu w niektórych innych krajach. Ujawnienie stalinowskich zbrodni, ekonomiczna klęska gospodarki scentralizowanej, nierynkowej - ciągle jeszcze nie jest wystarczającym argumentem zarówno dla tych, którzy mieli bliżej do żłobu, jak i dla przekonanych o wyższości socjalizmu. Wszystko to sprawiło, że historyczna katastrofa scentralizowanej gospodarki nie wystarczyła do wykorzenienia jej z mentalności ludzi. Wprawdzie dzięki wiedzy, świadomości i energii takich ludzi jak Balcerowicz udało się dokonać ustrojowego, jakościowego przełomu w gospodarce, ale wiemy, ile epitetów spada codziennie na jego głowę, na neoliberałów, na tych, którzy lepiej rozumieją gospodarkę i jej prawa. Polska transformacja atakowana jest i osłabiana zarówno głosami lewicy, jak i prawicy. Łączy te głosy, choć z różnych powodów, walka o utrzymanie państwowej gestii i własności w gospodarce. W kołach tych ciągle żywe są dawno przebrzmiałe koncepcje gospodarki "mieszanej", tzw. trzeciej drogi ustrojowej. Pod pretekstem niedoskonałości rynku usiłuje się lansować zinstytucjonalizowaną, stałą ingerencję państwa.
Nie dociera do tych ludzi fakt, że świat wycofuje się z własności i gestii państwowej, że powszechnie dostrzega się szkodliwość zbyt wysokiego stopnia redystrybucji produktu krajowego przez budżet, niebezpieczeństwa deficytu i długu publicznego. Polskim przeciwnikom normalnej gospodarki udało się obronić skarbonkę bez dna, jaką jest państwowy sektor nierynkowy, otrzymujący coraz to większe świadczenia kosztem nas wszystkich. Do świadomości krytyków polskiej transformacji nie dociera fakt, że prawie 20 proc. wydatków budżetowych pochłania corocznie obsługa długu publicznego, spłata rat i odsetek. Nie tak dawno temu jeden z moich rozmówców o dużych pretensjach politycznych wykazał, że nie wie nic "w temacie" długu publicznego, że nasz krajowy - zaciągnięty już po 1991 r. - dług publiczny przekroczył 100 mld zł, czyli 30 mld dolarów. Powiedzmy sobie wyraźnie, że obecna struktura gospodarki i stan finansów publicznych stają się hamulcem dalszego rozwoju. Nie pocieszajmy się sześcioprocentowym wzrostem produktu krajowego, gdy gwałtownie wzrasta ujemne saldo bilansu handlowego i gdy nie umiemy przeciwdziałać nielegalnym transferom zysku przez obcy kapitał. Nie ulegajmy znanej jeszcze z lat 60. "naszej małej stabilizacji", gwoździowi do trumny kolejnych ekip partyjnych. Właśnie w obliczu tych faktów niezbędna jest dziś reforma drugiej generacji, nowy ustrojowy skok jakościowy. Oznacza to konieczność szybkiego zakończenia prywatyzacji i reprywatyzacji, likwidacji sektora nierynkowego jako źródła choroby finansów publicznych. Powinien nastąpić przełom w preferencjach strukturalnych na rzecz gospodarki "usługowej". Pełną miarodajność musi uzyskać oddolna optymalizacja i racjonalność mikroekonomiczna oparta na wolności gospodarczej. Wdrożona powinna zostać autentyczna samorządność terytorialna - do dziś tu i ówdzie uważana za niebezpieczną... Potrzebny nam jest wreszcie skok jakościowy w zakresie mentalności gospodarczej i cnót obywatelskich. Miejmy nadzieję, że obrońcom tradycji narodowych i idei socjalistycznych nie uda się storpedować reformy drugiej generacji.
Z gospodarką i świadomością ludzi jest trudniej. Ludzie pragną bowiem równie mocno postępu i innowacji, jak stabilizacji. I to niekiedy stabilizacji całkowicie niepożądanej. Agresywny i zbrodniczy charakter reżimów totalitarnych nie przeszkadza do dziś wielu ludziom w uznawaniu ich za wartości godne obrony lub nawet przywrócenia. Exemplum: dzisiejsi zwolennicy komunizmu w Rosji i faszyzmu w niektórych innych krajach. Ujawnienie stalinowskich zbrodni, ekonomiczna klęska gospodarki scentralizowanej, nierynkowej - ciągle jeszcze nie jest wystarczającym argumentem zarówno dla tych, którzy mieli bliżej do żłobu, jak i dla przekonanych o wyższości socjalizmu. Wszystko to sprawiło, że historyczna katastrofa scentralizowanej gospodarki nie wystarczyła do wykorzenienia jej z mentalności ludzi. Wprawdzie dzięki wiedzy, świadomości i energii takich ludzi jak Balcerowicz udało się dokonać ustrojowego, jakościowego przełomu w gospodarce, ale wiemy, ile epitetów spada codziennie na jego głowę, na neoliberałów, na tych, którzy lepiej rozumieją gospodarkę i jej prawa. Polska transformacja atakowana jest i osłabiana zarówno głosami lewicy, jak i prawicy. Łączy te głosy, choć z różnych powodów, walka o utrzymanie państwowej gestii i własności w gospodarce. W kołach tych ciągle żywe są dawno przebrzmiałe koncepcje gospodarki "mieszanej", tzw. trzeciej drogi ustrojowej. Pod pretekstem niedoskonałości rynku usiłuje się lansować zinstytucjonalizowaną, stałą ingerencję państwa.
Nie dociera do tych ludzi fakt, że świat wycofuje się z własności i gestii państwowej, że powszechnie dostrzega się szkodliwość zbyt wysokiego stopnia redystrybucji produktu krajowego przez budżet, niebezpieczeństwa deficytu i długu publicznego. Polskim przeciwnikom normalnej gospodarki udało się obronić skarbonkę bez dna, jaką jest państwowy sektor nierynkowy, otrzymujący coraz to większe świadczenia kosztem nas wszystkich. Do świadomości krytyków polskiej transformacji nie dociera fakt, że prawie 20 proc. wydatków budżetowych pochłania corocznie obsługa długu publicznego, spłata rat i odsetek. Nie tak dawno temu jeden z moich rozmówców o dużych pretensjach politycznych wykazał, że nie wie nic "w temacie" długu publicznego, że nasz krajowy - zaciągnięty już po 1991 r. - dług publiczny przekroczył 100 mld zł, czyli 30 mld dolarów. Powiedzmy sobie wyraźnie, że obecna struktura gospodarki i stan finansów publicznych stają się hamulcem dalszego rozwoju. Nie pocieszajmy się sześcioprocentowym wzrostem produktu krajowego, gdy gwałtownie wzrasta ujemne saldo bilansu handlowego i gdy nie umiemy przeciwdziałać nielegalnym transferom zysku przez obcy kapitał. Nie ulegajmy znanej jeszcze z lat 60. "naszej małej stabilizacji", gwoździowi do trumny kolejnych ekip partyjnych. Właśnie w obliczu tych faktów niezbędna jest dziś reforma drugiej generacji, nowy ustrojowy skok jakościowy. Oznacza to konieczność szybkiego zakończenia prywatyzacji i reprywatyzacji, likwidacji sektora nierynkowego jako źródła choroby finansów publicznych. Powinien nastąpić przełom w preferencjach strukturalnych na rzecz gospodarki "usługowej". Pełną miarodajność musi uzyskać oddolna optymalizacja i racjonalność mikroekonomiczna oparta na wolności gospodarczej. Wdrożona powinna zostać autentyczna samorządność terytorialna - do dziś tu i ówdzie uważana za niebezpieczną... Potrzebny nam jest wreszcie skok jakościowy w zakresie mentalności gospodarczej i cnót obywatelskich. Miejmy nadzieję, że obrońcom tradycji narodowych i idei socjalistycznych nie uda się storpedować reformy drugiej generacji.
Więcej możesz przeczytać w 31/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.