Jej Ekscelencja Janka

Jej Ekscelencja Janka

Dodano:   /  Zmieniono: 
W misji dyplomatycznej wypełnianej przez Jankę Ochojską nie ma szamerowanych fraków, orderów ani listów uwierzytelniających
"Czy panie mogą spełniać funkcje ambasadorów? Kobiety miałyby nie mniej od mężczyzn talentów, by udawać się w poselstwie za granicę"

Francois de Callieres
w "Sztuce dyplomacji" z 1716 r.


Nie prowadzę bieżącego rejestru konwojów, w których uczestniczyła Janka Ochojska. Znam ją już wiele lat i wciąż dzieje się tak, że gdy ją widzę, to albo właśnie z konwojem wróciła, albo z następnym wyjeżdża. Wyjąwszy groźny potencjalnie wypadek na Bałkanach parę lat temu, do tej pory wracała cała i zdrowa, a Opatrzność rozciągała nad nią tajemniczy, ale jakżeż zasłużony parasol bezpieczeństwa. Tym razem wróciła mocno pokiereszowana, z perspektywą poważnej operacji, a potem jeszcze dłuższej rehabilitacji. Można powiedzieć, że każdemu na prostej swojskiej drodze może się zdarzyć wypadek, ale są i tacy, dla których ryzyko takiego wypadku wkalkulowane jest w świadomy wybór własnej drogi życiowej. Wielki klasyk dyplomacji de Callieres już prawie 300 lat temu zadawał sobie pytanie o zdolność kobiet do podejmowania się misji dyplomatycznych. Wieloletni ambasador wiedział, że udzielając zacytowanej odpowiedzi, wychodzi nieco przed szereg wobec swych współczesnych. Zapewne dlatego nie omieszkał podeprzeć się kilkoma stosownymi przykładami. Pierwszym było zawarcie układu z Cambrai przez Ludwikę Sabaudzką, Małgorzatę de Valois i Małgorzatę Austriacką. Drugi przykład stanowi polonicum i ma dość pikantną pointę. Chodziło mianowicie o sporą operację matrymonialno-polityczną, w której uczestniczyła marszałkowa de Guebriant (w roli ambasadora), przeszło
pięćdziesięcioletni już wtedy polski król Władysław IV (pan młody) oraz nieco przekwitła i dość czynna wcześniej romansowo księżniczka Maria Ludwika Gonzaga (panna młoda). De Callieres odchodzi od ambasadorskiej dyskrecji i obficie cytuje raport marszałkowej do Mazarina o tym, jak doprowadziwszy do zawarcia tak ważnego politycznie małżeństwa, sama "zasunęła kotary przy ich łóżku". Jej asysta była podobno niezbędna ze względu na to, że Jego Królewska Mość "wciąż zwlekał z uwieńczeniem dzieła małżeńskiego". Jak mawiają Francuzi - fi donc! De Callieres sam niech żałuje, że nie dożył czasów Janki Ochojskiej. Nie musiałby sięgać do pikantnych kronik i mógłby na postawione sobie pytanie odpowiedzieć rzeczowo, posługując się naprawdę udatnym przykładem. Konwoje Janki Ochojskiej nie są organizowane przez rząd, ale ich skutki wykraczają często poza skromne formy pozarządowej działalności charytatywnej. Dzieje się tak nie tylko za sprawą dobrej organizacji, skonkretyzowanego i harmonijnego wysiłku dziesiątków lub setek wolontariuszy, dobrze zaadresowanej dobroczynności sponsorów. Nasza krucha pozarządowa Pani Ambasador reprezentuje Polskę tam, gdzie zdarzają się największe nieszczęścia i kataklizmy. Jeśli wybucha wojna lub trzęsie się ziemia, pojawia się drobna dziewczyna o kulach, która swój tytuł Kobiety Europy schowała już dawno na pawlacz, a sama, tryskając energią i optymizmem, gromadzi wokół siebie innych sobie podobnych i jedzie tam, gdzie jest rzeczywiście potrzebna. W dobie powszechnego przyzwolenia na egoizm fakt, że reprezentantka nie najbogatszej przecież Polski znajduje sposób, by pomóc jeszcze biedniejszym i bardziej poszkodowanym, jest dla Polski lepszą promocją niż wiele skomplikowanych operacji politycznych. W misji dyplomatycznej wypełnianej przez Jankę Ochojską nie ma szamerowanych fraków, orderów ani listów uwierzytelniających. Jej listem uwierzytelniającym jest dobra wola i gotowość narażenia się choćby na to, co wydarzyło się w zeszłym tygodniu daleko na wschód od nas. Janko, wracaj szybko do zdrowia!
Więcej możesz przeczytać w 31/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.