Poseł Janiak naczytał się starych broszur głoszących, że bolszewicy upaństwawiają nie tylko fabryki, ale także żony
Poselska gra w wojewódzki totolotek przesłoniła w ostatnich tygodniach wszelkie inne harce sejmowe. Najpewniej dlatego nikt nie odnotował bardzo ciekawej dyskusji wokół wniosku SLD postulującego zlikwidowanie sejmowej Komisji ds. Rodziny.
Sam wniosek trochę przypominał wylewanie dziecka z kąpielą. Jego autorzy nie kwestionowali bowiem potrzeby zajmowania się przez parlament sprawami rodziny, a jedynie wskazywali, że rzeczona komisja pracuje nie dość energicznie. Dlaczego nie chcieli uzdrowić tej sytuacji prostym ożywieniem poselskiej działalności, w tym własnej, pozostanie ich słodką tajemnicą.
Debata, jaka przy tej okazji rozgorzała w Sejmie, nie miała nic wspólnego z rodzinną atmosferą. Pełno w niej było złośliwości i wzajemnych połajanek, które w gruncie rzeczy przesłoniły meritum sprawy. Prawdziwym mistrzem tak pojmowanej konkurencji okazał się Kazimierz Janiak, zarzucający lewicy propagowanie rozwiązłości seksualnej. Pan poseł nie przytoczył dowodów, na których oparł swoją sensacyjną tezę. I choć nie czuję się tu ekspertem, to w środowisku lewicy obracam się na co dzień i rozwiązłości seksualnej widzę w nim tyle co kot napłakał. Nie jest wykluczone, że Janiak naczytał się bardzo starych broszur propagandowych, bo właśnie z nich można się było dowiedzieć, że bolszewicy nie szanują małżeństwa i upaństwawiają nie tylko fabryki i folwarki, ale także żony.
Ta teza dawno już jednak okazała się nieprawdziwa. Miliony Polaków doświadczyły tego na własnej skórze. Polska Ludowa była epoką wręcz pruderyjną. Żeby obejrzeć na przykład "Ostatnie tango w Paryżu", dziś normalnie nadawane przez TVP, trzeba było wyjechać na Zachód. I przecież nie dlatego, że niecenzuralna była w nim polityka, a właśnie pozycje erotyczne. Pewnie to posłowi Janiakowi wyda się świętokradztwem, ale jeśli chodzi o stosunek do seksu, prymas Wyszyński i sekretarz Gomułka mówili jednym głosem. A w kinie najczarniejszego stalinizmu sceny erotyczne polegały na tym, że kiedy młodzieniec chciał już w końcu pocałować wybrankę, w szybę stukał kolega z ZMP, mówiąc, że na budowę przywieźli cegłę i trzeba ją rozładować.
Jasne, że dzisiejsza lewica aż tak purytańska nie jest. Do rozwiązłości ciągle jej jednak daleko. Zapoczątkowaną w Sejmie krytykę poseł Janiak może więc sobie śmiało darować, zwłaszcza że dla bardziej pobudliwej części Polaków brzmi ona jak reklama.
Sam wniosek trochę przypominał wylewanie dziecka z kąpielą. Jego autorzy nie kwestionowali bowiem potrzeby zajmowania się przez parlament sprawami rodziny, a jedynie wskazywali, że rzeczona komisja pracuje nie dość energicznie. Dlaczego nie chcieli uzdrowić tej sytuacji prostym ożywieniem poselskiej działalności, w tym własnej, pozostanie ich słodką tajemnicą.
Debata, jaka przy tej okazji rozgorzała w Sejmie, nie miała nic wspólnego z rodzinną atmosferą. Pełno w niej było złośliwości i wzajemnych połajanek, które w gruncie rzeczy przesłoniły meritum sprawy. Prawdziwym mistrzem tak pojmowanej konkurencji okazał się Kazimierz Janiak, zarzucający lewicy propagowanie rozwiązłości seksualnej. Pan poseł nie przytoczył dowodów, na których oparł swoją sensacyjną tezę. I choć nie czuję się tu ekspertem, to w środowisku lewicy obracam się na co dzień i rozwiązłości seksualnej widzę w nim tyle co kot napłakał. Nie jest wykluczone, że Janiak naczytał się bardzo starych broszur propagandowych, bo właśnie z nich można się było dowiedzieć, że bolszewicy nie szanują małżeństwa i upaństwawiają nie tylko fabryki i folwarki, ale także żony.
Ta teza dawno już jednak okazała się nieprawdziwa. Miliony Polaków doświadczyły tego na własnej skórze. Polska Ludowa była epoką wręcz pruderyjną. Żeby obejrzeć na przykład "Ostatnie tango w Paryżu", dziś normalnie nadawane przez TVP, trzeba było wyjechać na Zachód. I przecież nie dlatego, że niecenzuralna była w nim polityka, a właśnie pozycje erotyczne. Pewnie to posłowi Janiakowi wyda się świętokradztwem, ale jeśli chodzi o stosunek do seksu, prymas Wyszyński i sekretarz Gomułka mówili jednym głosem. A w kinie najczarniejszego stalinizmu sceny erotyczne polegały na tym, że kiedy młodzieniec chciał już w końcu pocałować wybrankę, w szybę stukał kolega z ZMP, mówiąc, że na budowę przywieźli cegłę i trzeba ją rozładować.
Jasne, że dzisiejsza lewica aż tak purytańska nie jest. Do rozwiązłości ciągle jej jednak daleko. Zapoczątkowaną w Sejmie krytykę poseł Janiak może więc sobie śmiało darować, zwłaszcza że dla bardziej pobudliwej części Polaków brzmi ona jak reklama.
Więcej możesz przeczytać w 31/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.