Znał pan Borysa Niemcowa osobiście?
Nie mogę powiedzieć, że byliśmy przyjaciółmi, ale – jak bardzo wiele osób w Moskwie – wielokrotnie się z nim stykałem. Borys był bardzo aktywnym człowiekiem, skupiał wokół siebie ludzi. Ale mnie przez długi czas odstraszała jego bliskość z Jelcynem w latach 90. Miałem też mieszane uczucia, kiedy został doradcą Wiktora Juszczenki po pomarańczowej rewolucji, i to w okresie, kiedy zaczynał wracać stary system korupcyjny na Ukrainie. Natomiast po 2008 r. Niemcow bardzo aktywnie i szczerze zaangażował się w walkę z autokratyzmem Putina. W ostatni piątek słuchałem jego audycji w radiu Echo Moskwy. Mówił o marszu protestacyjnym, który był zaplanowany na 1 marca, o uwolnieniu Nadii Sawczenko. Chciałem się z nim później skontaktować, coś wyjaśnić. Kilka godzin później telefon: Niemcowa zabito. Szok.
Scena jak z najmroczniejszych lat 90.
To prawda. Takie jest pierwsze skojarzenie. Od razu przypominasz sobie Annę Politkowską, Włada Listiewa czy Jurija Szczekoczichina, te wszystkie niewyjaśnione zabójstwa z lat 90. Jednak z Niemcowem jest inaczej.
Inaczej? Nawet narracja jest identyczna. Podobnie jak w sprawie Politkowskiej mówi się, że zabójstwo było prezentem dla Putina.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.