Wojny na górze? - Nie. Wojny o reformy? - Tak. Nikt nie lubi, gdy politycy walczą o władzę dla władzy. Kto jednak nie lubi, gdy zdają się oni walczyć o ważne dla wyborców sprawy? Polacy nie zawsze cenią sobie tzw. święty spokój. Być może przyzwyczajają się do związanego z demokracją niepokoju.
W lipcu polska klasa polityczna in gremio otrzymała wysokie notowania, mimo że badania były przeprowadzane w czasie "wojewódzkiego totolotka".
W lipcu polska klasa polityczna in gremio otrzymała wysokie notowania, mimo że badania były przeprowadzane w czasie "wojewódzkiego totolotka".
Wojny na górze? - Nie. Wojny o reformy? - Tak. Nikt nie lubi, gdy politycy walczą o władzę dla władzy. Kto jednak nie lubi, gdy zdają się oni walczyć o ważne dla wyborców sprawy? Polacy nie zawsze cenią sobie tzw. święty spokój. Być może przyzwyczajają się do związanego z demokracją niepokoju.
W lipcu polska klasa polityczna in gremio otrzymała wysokie notowania, mimo że badania były przeprowadzane w czasie "wojewódzkiego totolotka". Wzrost większości notowań był tak znaczący, że w rezultacie zniwelował indywidualne sukcesy poszczególnych polityków - kiedy dużo zyskują niemal wszyscy, mało kto może uchodzić za zwycięzcę. W rzeczywistości obecne wyniki są podobne do tych z wczesnej wiosny tego roku, kiedy czołowy polityk listy także miał 69 proc. zwolenników; tyle że wówczas listę otwierał Aleksander Kwaśniewski. Dziś otwiera ją Jacek Kuroń, który - mimo niewielkiej aktywności politycznej - zasługuje na miano "żelaznego lidera".
Chcemy, aby niemal wszyscy politycy mieli większy wpływ na życie publiczne kraju, ale nierównomiernie obdzielamy zaufaniem partie. Sporą porażkę poniosła tym razem Akcja Wyborcza Solidarność. Uwzględniając wzrost notowań Unii Wolności, można przypuszczać, że respondentom zabrakło w wizerunku AWS tego, za co poprzednimi razy ją premiowali - solidarności. Hałaśliwość grupki werbalnie antykomunistycznych - choć często wspierających klub SLD - posłów akcji musiała być szczególnie jaskrawa na tle bardziej zdyscyplinowanych - przynajmniej dla postronnych obserwatorów - klubów SLD, UW czy PSL.
Mechanizm utraty poparcia społecznego przez AWS jest prosty; politycy skłócający akcję i przyczyniający się tym samym do obniżenia jej popularności będą dowodzić, że pogorszenie notowań jest rezultatem nieposłuszeństwa kierownictwa AWS wobec żądań i postulatów. Czyich żądań i postulatów? Oczywiście wysuwanych przez owych skłócających. Czy Marian Krzaklewski musi się liczyć z radykałami z quasi-partii Radio Maryja, którzy właśnie opuszczają klub akcji, aby tworzyć z ROP, KPN-OP itp. obóz narodowo-radykalny, mający pójść falangą do wyborów? Musi, gdyż o tym, kto sięgnie po władzę, decyduje czasami kilka procent głosów. Musi, gdyż odchodzenie posłów z klubu może doprowadzić do pozbawienia rządu poparcia większości parlamentarnej. Czy musi jednak do końca ulec szantażowi radykałów? Jan Maria Jackowski, jeden z liderów "radyjnego" obozu, może się cieszyć poparciem 8 proc. respondentów; 24 proc. nie chce jednak, aby miał on większy wpływ na życie publiczne; większość Polaków go nie zna. Krzaklewski ulec zatem radykałom nie musi.
Scena polityczna coraz bardziej się krystalizuje. Liczą się SLD, AWS i UW. Ludowcy jeszcze mocniej niż za czasów Waldemara Pawlaka ograniczają swój elektorat do rolników indywidualnych. Unia Pracy z trudem wyrywa się poza granicę 5 proc. (jej nowego lidera Marka Pola nie zna 55 proc. respondentów). Ruch Odbudowy Polski konkuruje z partiami emerytów i rencistów, balansując wraz z nimi na granicy błędu statystycznego.
AWS traci, UW zyskuje, ale koalicja na razie jedzie na jednym wózku. Jedzie do tyłu. Rząd przegrał w społecznej świadomości batalię o liczbę województw. Stanowisko opozycji popierali częściej respondenci starsi, z wykształceniem podstawowym, robotnicy niewykwalifikowani i rolnicy indywidualni, osoby mało zarabiające, mieszkańcy wsi i małych miast, zwłaszcza z tzw. ściany wschodniej. Za opcją rządową opowiedzieli się wyborcy młodzi i średni wiekiem, ze średnim i wyższym wykształceniem, wyższa kadra kierownicza, przedsiębiorcy, osoby uprawiające wolne zawody, mieszkańcy średnich i dużych miast, szczególnie z regionów północnych i południowo-zachodnich. Brak koalicyjnego "pomysłu na reformę" było widać już choćby po tym, że mówić o niej zaczęto od wymieniania liczby przyszłych województw, co zresztą nawet przy dobrej akcji promocyjnej musiało dać zły rezultat.
Pentor dla "Wprost": ranking polityków
AWS i UW przegrywają walkę o umysły. Pamiętając bezruch panujący w czasach lewicowo-ludowych rządów, można być zaskoczonym przeświadczeniem większości respondentów, że gabinet Jerzego Buzka reformuje kraj w takim samym lub nawet mniejszym tempie niż poprzednie rządy. Mści się nawet nie tyle zła polityka informacyjna rządu, powierzona po wyborach amatorom traktującym swe zajęcie jako katapultę do lukratywnych stanowisk, ile w ogóle brak polityki promocyjnej. Czyżby działania rządzących były zrozumiałe same przez się? Zamiast zatrudnić sztab fachowców od public relations, premier dwoi się i troi przed kamerami, jakby chciał ich sam zastąpić.
Premiera krytykuje się też za zbyt łagodne podejście do niektórych ministrów. W tym zakresie jednak Jerzy Buzek ma ograniczone pole manewru. Formalnie jest uprawniony do przeprowadzenia personalnych roszad, ale czy rzeczywiście dostałby od koalicyjnych partii lepszych kandydatów na ministerialne fotele? Czy nie spowodowałoby to buntu poszczególnych sił tworzących AWS? Czy dodatkowo nie zepsułoby wizerunku koalicji? Ostatni spór między premierem a ZChN o obsadę kierowniczych stanowisk w Komitecie Integracji Europejskiej doskonale obrazuje, czym grożą personalne roszady. Nie stojąc na czele własnej partii i nie mogąc zastąpić w dyscyplinowaniu klubu parlamentarnego Mariana Krzaklewskiego, Buzek może jedynie łagodzić konflikty w rządzie lub zagrozić swoją dymisją i przesileniem politycznym. Ale tego ostatniego nie czyni się z powodu kłótni dwóch ministrów. Warto uczyć się także na błędach poprzedników.
Po trzech miesiącach urzędowania gabinetu Waldemara Pawlaka Marek Borowski, wicepremier i minister finansów, podał się do dymisji, gdy premier odwołał jego zastępcę. Kryzys miał związek z domniemaną aferą związaną z prywatyzacją Banku Śląskiego. Po ośmiu miesiącach pełnienia funkcji premiera Włodzimierz Cimoszewicz wyjaśniał w telewizji, dlaczego odwołał Jacka Buchacza ze stanowiska ministra współpracy gospodarczej z zagranicą - powodem było zagrożenie gospodarczych interesów państwa, spowodowane działalnością ministra. Pod koniec rządów SLD-PSL premier Cimoszewicz tłumaczył - na wykresach i w telewizji publicznej - swym zielonym koalicjantom, dlaczego nie mają racji w sprawie skupu zbóż.
Polski system konstytucyjny wyposaża premiera w silną władzę. Praktyka - brak własnego zaplecza partyjnego, pozycja prezydenta - niwelują formalne uprawnienia. Jednak bez trafniejszego doboru najbliższych współpracowników, bez poczynienia kilku zdecydowanych cięć, a przede wszystkim bez zastąpienia dorywczej praktyki jednolitą strategią postępowania wobec opozycji i prezydenta premier i jego rząd zaczną przegrywać.
Niejasny system sprawowania władzy umożliwia prezydentowi tworzenie szarych stref wokół podziału pola władzy. Podział opinii przy pytaniu, kto powinien mieć najwięcej do powiedzenia w sprawach armii i polityki zagranicznej, wskazuje na dezorientację społeczeństwa. W tym układzie o zakresie realnej władzy w strategicznych dla państwa dziedzinach zaczyna decydować społeczne poparcie, a nie przepisy. W wypadku sporów kompetencyjnych większą szansę na sukces ma jednak rząd. Jeśli zacznie dbać o swój wizerunek.
W lipcu polska klasa polityczna in gremio otrzymała wysokie notowania, mimo że badania były przeprowadzane w czasie "wojewódzkiego totolotka". Wzrost większości notowań był tak znaczący, że w rezultacie zniwelował indywidualne sukcesy poszczególnych polityków - kiedy dużo zyskują niemal wszyscy, mało kto może uchodzić za zwycięzcę. W rzeczywistości obecne wyniki są podobne do tych z wczesnej wiosny tego roku, kiedy czołowy polityk listy także miał 69 proc. zwolenników; tyle że wówczas listę otwierał Aleksander Kwaśniewski. Dziś otwiera ją Jacek Kuroń, który - mimo niewielkiej aktywności politycznej - zasługuje na miano "żelaznego lidera".
Chcemy, aby niemal wszyscy politycy mieli większy wpływ na życie publiczne kraju, ale nierównomiernie obdzielamy zaufaniem partie. Sporą porażkę poniosła tym razem Akcja Wyborcza Solidarność. Uwzględniając wzrost notowań Unii Wolności, można przypuszczać, że respondentom zabrakło w wizerunku AWS tego, za co poprzednimi razy ją premiowali - solidarności. Hałaśliwość grupki werbalnie antykomunistycznych - choć często wspierających klub SLD - posłów akcji musiała być szczególnie jaskrawa na tle bardziej zdyscyplinowanych - przynajmniej dla postronnych obserwatorów - klubów SLD, UW czy PSL.
Mechanizm utraty poparcia społecznego przez AWS jest prosty; politycy skłócający akcję i przyczyniający się tym samym do obniżenia jej popularności będą dowodzić, że pogorszenie notowań jest rezultatem nieposłuszeństwa kierownictwa AWS wobec żądań i postulatów. Czyich żądań i postulatów? Oczywiście wysuwanych przez owych skłócających. Czy Marian Krzaklewski musi się liczyć z radykałami z quasi-partii Radio Maryja, którzy właśnie opuszczają klub akcji, aby tworzyć z ROP, KPN-OP itp. obóz narodowo-radykalny, mający pójść falangą do wyborów? Musi, gdyż o tym, kto sięgnie po władzę, decyduje czasami kilka procent głosów. Musi, gdyż odchodzenie posłów z klubu może doprowadzić do pozbawienia rządu poparcia większości parlamentarnej. Czy musi jednak do końca ulec szantażowi radykałów? Jan Maria Jackowski, jeden z liderów "radyjnego" obozu, może się cieszyć poparciem 8 proc. respondentów; 24 proc. nie chce jednak, aby miał on większy wpływ na życie publiczne; większość Polaków go nie zna. Krzaklewski ulec zatem radykałom nie musi.
Scena polityczna coraz bardziej się krystalizuje. Liczą się SLD, AWS i UW. Ludowcy jeszcze mocniej niż za czasów Waldemara Pawlaka ograniczają swój elektorat do rolników indywidualnych. Unia Pracy z trudem wyrywa się poza granicę 5 proc. (jej nowego lidera Marka Pola nie zna 55 proc. respondentów). Ruch Odbudowy Polski konkuruje z partiami emerytów i rencistów, balansując wraz z nimi na granicy błędu statystycznego.
AWS traci, UW zyskuje, ale koalicja na razie jedzie na jednym wózku. Jedzie do tyłu. Rząd przegrał w społecznej świadomości batalię o liczbę województw. Stanowisko opozycji popierali częściej respondenci starsi, z wykształceniem podstawowym, robotnicy niewykwalifikowani i rolnicy indywidualni, osoby mało zarabiające, mieszkańcy wsi i małych miast, zwłaszcza z tzw. ściany wschodniej. Za opcją rządową opowiedzieli się wyborcy młodzi i średni wiekiem, ze średnim i wyższym wykształceniem, wyższa kadra kierownicza, przedsiębiorcy, osoby uprawiające wolne zawody, mieszkańcy średnich i dużych miast, szczególnie z regionów północnych i południowo-zachodnich. Brak koalicyjnego "pomysłu na reformę" było widać już choćby po tym, że mówić o niej zaczęto od wymieniania liczby przyszłych województw, co zresztą nawet przy dobrej akcji promocyjnej musiało dać zły rezultat.
Pentor dla "Wprost": ranking polityków
AWS i UW przegrywają walkę o umysły. Pamiętając bezruch panujący w czasach lewicowo-ludowych rządów, można być zaskoczonym przeświadczeniem większości respondentów, że gabinet Jerzego Buzka reformuje kraj w takim samym lub nawet mniejszym tempie niż poprzednie rządy. Mści się nawet nie tyle zła polityka informacyjna rządu, powierzona po wyborach amatorom traktującym swe zajęcie jako katapultę do lukratywnych stanowisk, ile w ogóle brak polityki promocyjnej. Czyżby działania rządzących były zrozumiałe same przez się? Zamiast zatrudnić sztab fachowców od public relations, premier dwoi się i troi przed kamerami, jakby chciał ich sam zastąpić.
Premiera krytykuje się też za zbyt łagodne podejście do niektórych ministrów. W tym zakresie jednak Jerzy Buzek ma ograniczone pole manewru. Formalnie jest uprawniony do przeprowadzenia personalnych roszad, ale czy rzeczywiście dostałby od koalicyjnych partii lepszych kandydatów na ministerialne fotele? Czy nie spowodowałoby to buntu poszczególnych sił tworzących AWS? Czy dodatkowo nie zepsułoby wizerunku koalicji? Ostatni spór między premierem a ZChN o obsadę kierowniczych stanowisk w Komitecie Integracji Europejskiej doskonale obrazuje, czym grożą personalne roszady. Nie stojąc na czele własnej partii i nie mogąc zastąpić w dyscyplinowaniu klubu parlamentarnego Mariana Krzaklewskiego, Buzek może jedynie łagodzić konflikty w rządzie lub zagrozić swoją dymisją i przesileniem politycznym. Ale tego ostatniego nie czyni się z powodu kłótni dwóch ministrów. Warto uczyć się także na błędach poprzedników.
Po trzech miesiącach urzędowania gabinetu Waldemara Pawlaka Marek Borowski, wicepremier i minister finansów, podał się do dymisji, gdy premier odwołał jego zastępcę. Kryzys miał związek z domniemaną aferą związaną z prywatyzacją Banku Śląskiego. Po ośmiu miesiącach pełnienia funkcji premiera Włodzimierz Cimoszewicz wyjaśniał w telewizji, dlaczego odwołał Jacka Buchacza ze stanowiska ministra współpracy gospodarczej z zagranicą - powodem było zagrożenie gospodarczych interesów państwa, spowodowane działalnością ministra. Pod koniec rządów SLD-PSL premier Cimoszewicz tłumaczył - na wykresach i w telewizji publicznej - swym zielonym koalicjantom, dlaczego nie mają racji w sprawie skupu zbóż.
Polski system konstytucyjny wyposaża premiera w silną władzę. Praktyka - brak własnego zaplecza partyjnego, pozycja prezydenta - niwelują formalne uprawnienia. Jednak bez trafniejszego doboru najbliższych współpracowników, bez poczynienia kilku zdecydowanych cięć, a przede wszystkim bez zastąpienia dorywczej praktyki jednolitą strategią postępowania wobec opozycji i prezydenta premier i jego rząd zaczną przegrywać.
Niejasny system sprawowania władzy umożliwia prezydentowi tworzenie szarych stref wokół podziału pola władzy. Podział opinii przy pytaniu, kto powinien mieć najwięcej do powiedzenia w sprawach armii i polityki zagranicznej, wskazuje na dezorientację społeczeństwa. W tym układzie o zakresie realnej władzy w strategicznych dla państwa dziedzinach zaczyna decydować społeczne poparcie, a nie przepisy. W wypadku sporów kompetencyjnych większą szansę na sukces ma jednak rząd. Jeśli zacznie dbać o swój wizerunek.
Więcej możesz przeczytać w 31/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.