Organizacje społeczne potrafią tropić działających w Internecie pedofilów skuteczniej niż policja
"Zajmujemy się tropieniem pedo- filii od wielu lat, lecz z tak ogromnym zbiorem jeszcze się nie spotkaliśmy" - twierdzi Marcel Ver- vloesem, rzecznik belgijskiej organizacji Morkhoven, zajmującej się walką z pornografią dziecięcą. W dwóch mieszkaniach w holenderskim mieście Zandvoort prowadzący własne śledztwo Belgowie znaleźli 9 tys. zdjęć, filmów i CD-ROM-ów z dziecięcą pornografią. Na filmie wideo pod tytułem "Oh, daddy" sześcioletni chłopiec jest gwałcony przez dorosłego mężczyznę. "Kuzyn", jedna z bardziej wstrząsających serii zdjęć, przedstawia kilkunastomiesięcznego chłopczyka wykorzystywanego seksualnie przez dorosłych.
Ponadto w ręce pracowników organizacji wpadła licząca 3 tys. stron dokumentacja, zawierająca m.in. adresy klientów korzystających ze zbiorów z Zandvoort. Makabryczne fakty związane z internetową pedofilią po raz kolejny wywołały ogromne oburzenie na Zachodzie. Opinia publiczna jest szczególnie wyczulona na tego typu przestępstwa po skandalu, jaki towarzyszył ujawnieniu zbrodniczej działalności brukselskiego pedofila i mordercy Marca Dutroux. Okazało się bowiem, że w aferę zamieszani byli politycy najwyższego szczebla. Początkowo organizacja Morkhoven odmówiła wydania archiwum policji. "Nie chcemy jeszcze przekazywać materiałów, gdyż nie wierzymy, że belgijska i holenderska policja rzeczywiście chcą przeprowadzić rzetelne śledztwo" - argumentuje przedstawiciel Morkhoven. Policja rozpoczęła intensywne śledztwo dopiero wtedy, gdy część materiałów zdobytych przez Morkhoven pokazano w holenderskiej telewizji. Wcześniejsze sygnały były ignorowane. Marcel Vervloesem ujawnił, że pedofilskie archiwum było własnością Belga Robbiego van der P. i jego wspólnika Gerrita Ulricha, Holendra niemieckiego pochodzenia. Obaj od dawna trudnili się handlem dziećmi i rozpowszechnianiem pornografii. Van der P. przebywa teraz w więzieniu we Włoszech podejrzany o zamordowanie wspólnika. Bezkarność internetowych przestępców postawiła pod znakiem zapytania skuteczność holenderskiej policji i wymiaru sprawiedliwości. Tamtejsza prasa zarzuciła policji, że już przed rokiem wiedziała o procederze uprawianym przez Ulricha i van der P. Policja miała ponoć umorzyć postępowanie, gdyż podejrzany pokazał funkcjonariuszom zdjęcia przedstawiające pornograficzne sceny tylko z udziałem dorosłych, a publikacji tego rodzaju materiałów prawo nie zakazuje. "Bez przesady można stwierdzić, że Holandia jest bezpiecznym miejscem dla wszystkich zainteresowanych rozpowszechnianiem pornografii dziecięcej. I nie jest to wina Internetu, lecz nieskuteczności działań służb śledczych" - alarmuje dziennik "De Volkskrant". Skutki przestępczej działalności dwójki z Zandvoort trudno przeceniać. Materiały raz umieszczone w sieci będą dostępne w niej przez długi czas. Już po śmierci Ulricha i aresztowaniu van der P. holenderscy dziennikarze bez problemów wyszukali w sieci te same zdjęcia i filmy, które znaleziono w mieszkaniu przestępcy, w tym film "Oh, daddy" i serię zdjęć "Kuzyn". Dziesiątki tysięcy kopii zdjęć i filmów znajdują się na twardych dyskach komputerów na całym świecie. Materiały te są w ciągłym obiegu, gdyż "zbieracze" bardzo chętnie wymieniają się swoimi "trofeami". Ogłoszenia typu: "Kto chce się ze mną wymienić zdjęciami chłopców w wieku 2-10 lat?" nie należą do rzadkości. Do dzisiaj można bez problemu dotrzeć do skrzynki kontaktowej Ulricha (wwp.mirabilis.com/6317015), zarejestrowanej pod jego prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Gdy żył, można się było z nim porozumiewać przy użyciu popularnego programu ICQ. Ustalenie jego miejsca zamieszkania zajęłoby policji kilka minut. Skrzynka, dzięki której rozesłano dziesiątki tysięcy zdjęć pornograficznych, czynna była przez ostatnie dwa lata. Ponadto Ulrich rozpowszechniał pornografię za pośrednictwem zawiadywanego przez siebie biuletynu komputerowego Apollo BBS, działającego niezależnie od Internetu. Zainteresowany musiał tylko wykręcić numer telefonu osoby, z którą chce się skontaktować. Korzystający z systemu mieli do dyspozycji 30 tys. scen pornograficznych, w tym wiele z udziałem dzieci. Wprawdzie w porównaniu z pocztą internetową system ten zapewnia większą dyskrecję, ale dla policyjnego specjalisty wykrycie przestępców powinno być możliwe. Według danych zebranych przez grupę Morkhoven, tandem z Zandvoort był tylko jednym z ogniw wielkiej międzynarodowej organizacji przestępczej, zajmującej się porywaniem dzieci, zmuszaniem ich do nierządu, a także produkcją i dystrybucją pornografii. "Już w roku 1992 przedstawiliśmy dowody na istnienie międzynarodowej siatki pedofilów, zajmującej się produkcją i handlem pornografią dziecięcą, lecz nikt nam nie chciał wierzyć" - mówi Jan Boeykens, przewodniczący grupy Mork- hoven. Belgijska organizacja zdobyła elektroniczny notatnik Robbiego van der P. z nazwiskami wielu osób zamieszanych w ten proceder. Wpływy siatki obejmują nie tylko zachodnią Europę, ale także Rosję i Stany Zjednoczone.
Ulrich był w niej jedynie pośrednikiem, van der P. zajmował się m.in. poszukiwaniem nieletnich aktorów. 22-letni Belg przez kilka lat przemycał chłopców z Berlina i innych niemieckich miast do Amsterdamu i Rotterdamu, gdzie wykorzystywani byli do produkcji pornografii. Na kilku zdjęciach rozpoznano niemieckiego chłopca Manuela Schadwalda, który pięć lat temu zaginął w Berlinie w wieku dwunastu lat. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że uprowadził go właśnie van der P. Policja przegląda zawartość dysków Ulricha, aby ustalić, kim są ofiary i kaci. Na większości zdjęć i filmów można rozpoznać twarze ok. 340 osób. Nie jest wykluczone, że część dzieci pochodzi z Europy Środkowej i Wschodniej. Kto jest producentem tych materiałów - pozostaje zagadką. W kilku krajach uruchomiono specjalne linie telefoniczne, aby uzyskać informacje na temat pochodzenia internetowej pornografii. Produkcja odbywała się głównie na portugalskiej Maderze, w Holandii i w Stanach Zjednoczonych. "Sprawa Zandvoort" wywołała falę oburzenia w całej Europie. Wolfgang Schüssel, austriacki minister spraw zagranicznych, pełniący w tym półroczu funkcję przewodniczącego Rady Ministrów UE, skrytykował holenderski, belgijski i niemiecki aparat ścigania za opieszałość w zwalczaniu pornografii dziecięcej. Skandalem nazwał fakt, że prywatne organizacje potrafią wykrywać internetowych przestępców skuteczniej niż powołane do tego instytucje. "Europejska policja nie umie sobie z tym poradzić", powiedział Schüssel. Podziękował grupie Morkhoven za to, że przekazała zgromadzone materiały dowodowe holenderskiej policji, by przyspieszyć śledztwo w sprawie przestępców z Zandvoort. Zaproponował jednocześnie, aby zwalczaniem tego typu przestępczości zajęły się organizacje międzynarodowe. Wskazał tutaj na Europol, który "powinien się zajmować nie tylko zbieraniem i wymianą danych, lecz także skuteczną działalnością operacyjną". Zapowiedział również, że pornografia dziecięca znajdzie się w programie obrad ministrów spraw zagranicznych UE w październiku. Dziesiątki tysięcy zdjęć znalezionych w Zandvoort wywołały szok w Niemczech. Organizacja Terre des Hommes światowe obroty w handlu pornografią dziecięcą szacuje na 500 mld marek, z czego 1,5 mld marek w samych Niemczech. Kanclerz Niemiec Helmut Kohl wezwał do nasilenia współpracy międzynarodowej w walce przeciwko wykorzystywaniu dzieci w celach pornograficznych. "Skandal w Holandii dotyczy nas wszystkich. Nie jest wykluczone, że wśród ofiar znalazły się dzieci niemieckie, a niemieccy mężczyźni wśród sprawców" - powiedział kanclerz w rozmowie z dziennikarzem "Welt am Sonntag". Kohl dodał, że najbardziej szokuje go to, iż "przestępcy mogli czerpać zyski ze swej haniebnej działalności". Także szef niemieckiej dyplomacji Klaus Kinkel wezwał do nasilenia walki z pornografią w skali europejskiej. "Internet nie jest obszarem bezprawia. Schwytamy tych złoczyńców bez względu na to, z jakich środków łączności będą korzystać". Manfred Kanther, minister spraw wewnętrznych Niemiec, powiedział, że wydał instrukcje opracowania specjalnych programów komputerowych, mających ułatwić policji wykrywanie nielegalnych materiałów w Internecie. Bawarski minister sprawiedliwości Hermann Leeb apeluje o zmiany w przepisach, zezwalające na stosowanie podsłuchu telefonicznego w operacyjnym przeciwdziałaniu pedofilii. Mimo wzburzenia opinii publicznej i wspólnej akcji policji różnych państw (prowadzi ją dwudziestoosobowa grupa holenderskich detektywów współpracujących z belgijską i brytyjską policją) wątpliwe jest, aby wkrótce postawiono skuteczną tamę rozpowszechnianiu pornografii dziecięcej w Internecie. Choć w Niemczech i Holandii karalne jest nie tylko rozpowszechnianie, ale także korzystanie z takich materiałów, a ostatnio zwiększono nawet wymiar możliwych kar, to wykrywalność internetowych przestępców pozostaje bardzo niska. Z jednej strony, policja jest organizacyjnie i kadrowo niedostatecznie przygotowana do tropienia przestępstw w Internecie, z dru- giej - brakuje międzynarodowych uregulowań zarówno w kwestii rozpowszechniania pornografii, jak i karania przestępców. Internet jest siecią globalną i dla internautów nie istnieją żadne granice państwowe. Takie granice nie powinny być przeszkodą także dla stróżów porządku. Morkhoven to tylko jedna z wielu powstających w Europie i Stanach Zjednoczonych organizacji, które niezależnie od policji próbują zwalczać pedofilię w Internecie. W Holandii, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Belgii i Finlandii uruchomiono centra informacyjne i linie telefoniczne dla tych, którzy chcą powiadomić o napotkanych w sieci materiałach pornograficznych z udziałem dzieci. Opracowywany jest też system współpracy między centrami. Unia Europejska obiecała przeznaczyć w tym roku na ten cel 25 mln ECU.
Ponadto w ręce pracowników organizacji wpadła licząca 3 tys. stron dokumentacja, zawierająca m.in. adresy klientów korzystających ze zbiorów z Zandvoort. Makabryczne fakty związane z internetową pedofilią po raz kolejny wywołały ogromne oburzenie na Zachodzie. Opinia publiczna jest szczególnie wyczulona na tego typu przestępstwa po skandalu, jaki towarzyszył ujawnieniu zbrodniczej działalności brukselskiego pedofila i mordercy Marca Dutroux. Okazało się bowiem, że w aferę zamieszani byli politycy najwyższego szczebla. Początkowo organizacja Morkhoven odmówiła wydania archiwum policji. "Nie chcemy jeszcze przekazywać materiałów, gdyż nie wierzymy, że belgijska i holenderska policja rzeczywiście chcą przeprowadzić rzetelne śledztwo" - argumentuje przedstawiciel Morkhoven. Policja rozpoczęła intensywne śledztwo dopiero wtedy, gdy część materiałów zdobytych przez Morkhoven pokazano w holenderskiej telewizji. Wcześniejsze sygnały były ignorowane. Marcel Vervloesem ujawnił, że pedofilskie archiwum było własnością Belga Robbiego van der P. i jego wspólnika Gerrita Ulricha, Holendra niemieckiego pochodzenia. Obaj od dawna trudnili się handlem dziećmi i rozpowszechnianiem pornografii. Van der P. przebywa teraz w więzieniu we Włoszech podejrzany o zamordowanie wspólnika. Bezkarność internetowych przestępców postawiła pod znakiem zapytania skuteczność holenderskiej policji i wymiaru sprawiedliwości. Tamtejsza prasa zarzuciła policji, że już przed rokiem wiedziała o procederze uprawianym przez Ulricha i van der P. Policja miała ponoć umorzyć postępowanie, gdyż podejrzany pokazał funkcjonariuszom zdjęcia przedstawiające pornograficzne sceny tylko z udziałem dorosłych, a publikacji tego rodzaju materiałów prawo nie zakazuje. "Bez przesady można stwierdzić, że Holandia jest bezpiecznym miejscem dla wszystkich zainteresowanych rozpowszechnianiem pornografii dziecięcej. I nie jest to wina Internetu, lecz nieskuteczności działań służb śledczych" - alarmuje dziennik "De Volkskrant". Skutki przestępczej działalności dwójki z Zandvoort trudno przeceniać. Materiały raz umieszczone w sieci będą dostępne w niej przez długi czas. Już po śmierci Ulricha i aresztowaniu van der P. holenderscy dziennikarze bez problemów wyszukali w sieci te same zdjęcia i filmy, które znaleziono w mieszkaniu przestępcy, w tym film "Oh, daddy" i serię zdjęć "Kuzyn". Dziesiątki tysięcy kopii zdjęć i filmów znajdują się na twardych dyskach komputerów na całym świecie. Materiały te są w ciągłym obiegu, gdyż "zbieracze" bardzo chętnie wymieniają się swoimi "trofeami". Ogłoszenia typu: "Kto chce się ze mną wymienić zdjęciami chłopców w wieku 2-10 lat?" nie należą do rzadkości. Do dzisiaj można bez problemu dotrzeć do skrzynki kontaktowej Ulricha (wwp.mirabilis.com/6317015), zarejestrowanej pod jego prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Gdy żył, można się było z nim porozumiewać przy użyciu popularnego programu ICQ. Ustalenie jego miejsca zamieszkania zajęłoby policji kilka minut. Skrzynka, dzięki której rozesłano dziesiątki tysięcy zdjęć pornograficznych, czynna była przez ostatnie dwa lata. Ponadto Ulrich rozpowszechniał pornografię za pośrednictwem zawiadywanego przez siebie biuletynu komputerowego Apollo BBS, działającego niezależnie od Internetu. Zainteresowany musiał tylko wykręcić numer telefonu osoby, z którą chce się skontaktować. Korzystający z systemu mieli do dyspozycji 30 tys. scen pornograficznych, w tym wiele z udziałem dzieci. Wprawdzie w porównaniu z pocztą internetową system ten zapewnia większą dyskrecję, ale dla policyjnego specjalisty wykrycie przestępców powinno być możliwe. Według danych zebranych przez grupę Morkhoven, tandem z Zandvoort był tylko jednym z ogniw wielkiej międzynarodowej organizacji przestępczej, zajmującej się porywaniem dzieci, zmuszaniem ich do nierządu, a także produkcją i dystrybucją pornografii. "Już w roku 1992 przedstawiliśmy dowody na istnienie międzynarodowej siatki pedofilów, zajmującej się produkcją i handlem pornografią dziecięcą, lecz nikt nam nie chciał wierzyć" - mówi Jan Boeykens, przewodniczący grupy Mork- hoven. Belgijska organizacja zdobyła elektroniczny notatnik Robbiego van der P. z nazwiskami wielu osób zamieszanych w ten proceder. Wpływy siatki obejmują nie tylko zachodnią Europę, ale także Rosję i Stany Zjednoczone.
Ulrich był w niej jedynie pośrednikiem, van der P. zajmował się m.in. poszukiwaniem nieletnich aktorów. 22-letni Belg przez kilka lat przemycał chłopców z Berlina i innych niemieckich miast do Amsterdamu i Rotterdamu, gdzie wykorzystywani byli do produkcji pornografii. Na kilku zdjęciach rozpoznano niemieckiego chłopca Manuela Schadwalda, który pięć lat temu zaginął w Berlinie w wieku dwunastu lat. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że uprowadził go właśnie van der P. Policja przegląda zawartość dysków Ulricha, aby ustalić, kim są ofiary i kaci. Na większości zdjęć i filmów można rozpoznać twarze ok. 340 osób. Nie jest wykluczone, że część dzieci pochodzi z Europy Środkowej i Wschodniej. Kto jest producentem tych materiałów - pozostaje zagadką. W kilku krajach uruchomiono specjalne linie telefoniczne, aby uzyskać informacje na temat pochodzenia internetowej pornografii. Produkcja odbywała się głównie na portugalskiej Maderze, w Holandii i w Stanach Zjednoczonych. "Sprawa Zandvoort" wywołała falę oburzenia w całej Europie. Wolfgang Schüssel, austriacki minister spraw zagranicznych, pełniący w tym półroczu funkcję przewodniczącego Rady Ministrów UE, skrytykował holenderski, belgijski i niemiecki aparat ścigania za opieszałość w zwalczaniu pornografii dziecięcej. Skandalem nazwał fakt, że prywatne organizacje potrafią wykrywać internetowych przestępców skuteczniej niż powołane do tego instytucje. "Europejska policja nie umie sobie z tym poradzić", powiedział Schüssel. Podziękował grupie Morkhoven za to, że przekazała zgromadzone materiały dowodowe holenderskiej policji, by przyspieszyć śledztwo w sprawie przestępców z Zandvoort. Zaproponował jednocześnie, aby zwalczaniem tego typu przestępczości zajęły się organizacje międzynarodowe. Wskazał tutaj na Europol, który "powinien się zajmować nie tylko zbieraniem i wymianą danych, lecz także skuteczną działalnością operacyjną". Zapowiedział również, że pornografia dziecięca znajdzie się w programie obrad ministrów spraw zagranicznych UE w październiku. Dziesiątki tysięcy zdjęć znalezionych w Zandvoort wywołały szok w Niemczech. Organizacja Terre des Hommes światowe obroty w handlu pornografią dziecięcą szacuje na 500 mld marek, z czego 1,5 mld marek w samych Niemczech. Kanclerz Niemiec Helmut Kohl wezwał do nasilenia współpracy międzynarodowej w walce przeciwko wykorzystywaniu dzieci w celach pornograficznych. "Skandal w Holandii dotyczy nas wszystkich. Nie jest wykluczone, że wśród ofiar znalazły się dzieci niemieckie, a niemieccy mężczyźni wśród sprawców" - powiedział kanclerz w rozmowie z dziennikarzem "Welt am Sonntag". Kohl dodał, że najbardziej szokuje go to, iż "przestępcy mogli czerpać zyski ze swej haniebnej działalności". Także szef niemieckiej dyplomacji Klaus Kinkel wezwał do nasilenia walki z pornografią w skali europejskiej. "Internet nie jest obszarem bezprawia. Schwytamy tych złoczyńców bez względu na to, z jakich środków łączności będą korzystać". Manfred Kanther, minister spraw wewnętrznych Niemiec, powiedział, że wydał instrukcje opracowania specjalnych programów komputerowych, mających ułatwić policji wykrywanie nielegalnych materiałów w Internecie. Bawarski minister sprawiedliwości Hermann Leeb apeluje o zmiany w przepisach, zezwalające na stosowanie podsłuchu telefonicznego w operacyjnym przeciwdziałaniu pedofilii. Mimo wzburzenia opinii publicznej i wspólnej akcji policji różnych państw (prowadzi ją dwudziestoosobowa grupa holenderskich detektywów współpracujących z belgijską i brytyjską policją) wątpliwe jest, aby wkrótce postawiono skuteczną tamę rozpowszechnianiu pornografii dziecięcej w Internecie. Choć w Niemczech i Holandii karalne jest nie tylko rozpowszechnianie, ale także korzystanie z takich materiałów, a ostatnio zwiększono nawet wymiar możliwych kar, to wykrywalność internetowych przestępców pozostaje bardzo niska. Z jednej strony, policja jest organizacyjnie i kadrowo niedostatecznie przygotowana do tropienia przestępstw w Internecie, z dru- giej - brakuje międzynarodowych uregulowań zarówno w kwestii rozpowszechniania pornografii, jak i karania przestępców. Internet jest siecią globalną i dla internautów nie istnieją żadne granice państwowe. Takie granice nie powinny być przeszkodą także dla stróżów porządku. Morkhoven to tylko jedna z wielu powstających w Europie i Stanach Zjednoczonych organizacji, które niezależnie od policji próbują zwalczać pedofilię w Internecie. W Holandii, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Belgii i Finlandii uruchomiono centra informacyjne i linie telefoniczne dla tych, którzy chcą powiadomić o napotkanych w sieci materiałach pornograficznych z udziałem dzieci. Opracowywany jest też system współpracy między centrami. Unia Europejska obiecała przeznaczyć w tym roku na ten cel 25 mln ECU.
Więcej możesz przeczytać w 31/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.