Maruda – rzucił o Andrzeju Dudzie prezydent Bronisław Komorowski podczas trwającego właśnie wyborczego wyścigu. Można przejść nad tym do porządku dziennego. Można też – wzorem Herodota, ojca historii – spojrzeć na to głębiej i nieco z boku. Jakie jest przesłanie tej deklaracji? O co chodzi głowie państwa? Co powoduje, że uwypukla tę właśnie cechę kontrkandydata? Czy jest to głos formacji politycznej, którą reprezentuje? Czy tego rodzaju stwierdzenie nie świadczy o niechęci do osób, które domagają się, by nasza rzeczywistość była urządzona lepiej, którzy nie zgadzają się z przekazem o zielonej wyspie?
Właśnie ambicja, chęć zmian na lepsze, wiara w możliwość ulepszania rzeczywistości to motor siły. Zarówno w sferze publicznej, jak i prywatnej. To właśnie spoglądające poza swoją miedzę narody, mające siłę obrony swojej wizji świata są zdobywcami. To one dyktują warunki, a nie są wykonawcami woli innych. To one asymilują cudzoziemców, bo wartości, które reprezentują, przyciągają imigrantów, którzy nie chcą tkwić w diasporze, ale stać się częścią świata, do jakiego aspirują. To one zapewniają swoim obywatelom bezpieczeństwo i dobrobyt.
Podobnie jest na poziomie indywidualnym. To właśnie ambicja – austriacki ekonomista Joseph Schumpeter określa ją twórczą destrukcją – tworzy przełomowe, rewolucyjne odkrycia. To ona jest motorem rozwoju jednostek. To właśnie niemożność usiedzenia na miejscu, pogoń za poprawą bytu i doskonaleniem stanowi siłę podtrzymującą rozwój.
Jak w tym kontekście traktować słowa głowy państwa? Niestety, brzmią dość ponuro. Bo co chce nam przekazać prezydent, atakując kontrkandydata? Co w domyśle mówi? Otóż chce nas pozbawić ambicji. Jego deklaracja, zawarta zresztą nie tylko w wystąpieniu o marudzie, sprowadza się w istocie rzeczy do stwierdzenia: jest świetnie, a ci, którzy uważają, że otaczająca nas rzeczywistość może być urządzona lepiej, są w istocie rzeczy malkontentami. Narzekają tylko po to, by biadolić.
Tą skazą zarażona jest cała PO. Ileż razy słyszeliśmy, że jesteśmy zieloną wyspą, że nie może być lepiej niż jest, że Unia da nam pieniądze i to załatwi nasze problemy, że to Bruksela wie lepiej, że tylko u nas jest wzrost gospodarczy. I dodatkowo to wieczne straszenie PiS. Wieloletni przekaz dnia. Symbolem tego stanu ducha i umysłu jest Donald Tusk – mistrz uników i odwlekania decyzji, które odpowiadają na wyzwania. Jego słynna fraza o ciepłej wodzie w kranie przejdzie zapewne do elementarza politycznego przetrwania. Ale równocześnie do elementarza straconych i niewykorzystanych szans.
Samo przetrwanie to za mało. Zwłaszcza dla takiego kraju, jakim jest Polska. Wystarczająco dużym, by mieć własne ambicje, ale także by być solą w oku silniejszych sąsiadów. Polski – ot tak ominąć, stracić z widoku – się nie da. Pozostaje nam ambicja. Zwłaszcza dla takiego narodu, jakim są Polacy – niepokornego i witalnego.
Nie dajmy się omamić zgubnej narracji administratorów. Zakotwiczyli się oni we wszystkich formacjach politycznych, dla nich status quo jest szansą na przetrwanie. Nie dajmy sobie wmówić, że nie można lepiej urządzić naszej rzeczywistości. I chodzi tu nie tylko o rzeczy wielkie – to, co zostawimy dzieciom, wnukom, i czy nikt nie zanuci nam chocholej frazy o złotym rogu i czapce z piór. Chodzi też o nasze tu i teraz. Polacy nie raz udowodnili, że są niezwykle elastyczni, przedsiębiorczy, nad wyraz silni. Nie zabiły nas zabory, dwie wojny, demoralizujący koszmar PRL. W 1988 r. wystarczyła tzw. ustawa Wilczka, by w kilka miesięcy postawić na nogi naszą przedsiębiorczość.
Dlatego tak ważne jest, by te obszary, za które odpowiada państwo, były szyte na miarę naszych AMBICJI. A nie samozadowolenia. Z tej perspektywy jedno jest pewne – wolę ambitne, wiercące się Marudy niż zadowolonych z siebie Ważniaków. �
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.